Fantazja jest jednak w narodzie od zawsze. Bo rzeczywiście trzeba mieć fantazję, by wypuścić na rynek książkę typu "Rozdeptać Pająka" i nie przeprosić za ten fakt wszystkich czytelników, udając że wcale nie stało się nic złego. Zabrakło jednak rozsądku. Zdecydowanie takich rzeczy nie powinno się publikować.
Pierwsza część tego, co autor nazwał "kryminałem i powieścią erotyczną w jednym" w Playbacku pojawiła się dwa miesiące temu. Tom pierwszy okazał się raczej powieścią obyczajową niskich lotów, bez ani krztyny kryminału, zaś z elementami wulgarnej erotyki. No cóż, tamtą recenzję zakończyłem stwierdzeniem, że widoczna tendencja zwyżkowa może zaskutkować i zaskoczyć nas pozytywnie w tomie drugim. Niestety, zamiast prostej dostaliśmy parabolę - poziom ze średniego spada ponownie w niski.
Już raczę wyjaśnić, co mam na myśli. Zacznijmy od fabuły. Wyobraźcie sobie, że Bernard, nasz malarz, poeta i Bóg wie kto jeszcze, dostaje, można rzecz, swojego ducha stróża - wiedźmę Marię, którą poznał już na początku pobytu w Stanach, a która teraz zmarła. Bernard pomógł jej przenieść się do zaświatów, za co w zamian ona pomaga mu w codziennym życiu i odsłania przed nim karty jego przyszłości. Wraca też była kochanka naszego bohatera, Krystyna, która - jak się okazuje - jest bardzo nieobliczalna. Generalnie życie Bernarda znowu stacza się ostro w dół, a on sam ledwo stoi na nogach. Jednak znowu z pomocą Marii podnosi się, staje się bogaty i żyje sobie spokojnie… Z kim, tego zdradzać męczennikom (którzy te książkę przeczytają) nie będę, choć bardziej z obowiązku, niż z własnych chęci.
Dobre książki mówią o swoich bohaterach, złe zaś - o autorach. To słowa Sapkowskiego, które trafnie wpasowują się w sytuację. Po prostu miałem nieodparte wrażenie, że Bernard jest właśnie samym Pawłem Siedlarem, który pisze bardziej pamiętnik niż książkę. Owszem, uprzedzono nas, że powieść ponoć oparta została na wydarzeniach jak najbardziej prawdziwych, ale mimo wszystko czuć to nad wyraz. Upewniła mnie przy tym lektura życiorysu autora, który przy okazji znalazłem się na jakiejś stronie. Mógłbym założyć się w ciemno (bo innych dzieł Siedlara nie czytałem), ze każdy jego bohater okazałby się bardzo do niego podobny.
Mimo iż tempo wydarzeń jest niezwykle szybkie, to całość nudzi. Brakowało mi psychologii, takiej przez duże P. Z jednego morderstwa Dostojewski stworzył sześćset stron Zbrodni i Kary, Siedlar zaś zrobił z tego coś najzwyczajniej normalnego, jakby każdy kiedyś kogoś zamordował i wrzucił do rzeki w plastikowym worku. To samo tyczy się pobić i napaści, które przewijają się przez strony. Ani trochę polotu, jakby faktycznie zabić kogoś było dla bohaterów niczym splunąć. Autor opisuje same zdarzenia, głowę bohatera zostawiając tylko sobie, nie otwierając jej dla czytelnika.
Nowe wydawnictwo postawiło na nowych autorów. Słusznie. Ale dlaczego nie na dobrze piszących autorów? Może i Siedlar jest zdolny napisać coś strawnego, ale takie rzeczy jak "Rozdeptać Pająka" powinny albo pozostać w jego szufladzie, albo zostać czym prędzej usunięte z dysku tudzież spalone. Redhorse wydało parę pozycji dobrych, parę średnich i sporo słabych, właśnie takich jak ta. W takich chwilach jestem całym sercem za monopolizacją polskiej fantastyki przez Fabrykę Słów, która wydaje kolejne hity Grzędowicza, Komudy i wszystkich innych mistrzów.