REKLAMA

Muppety, które przeklinają, wcale nie śmieszą. "Rozpruci na śmierć" to najgorsza komedia, jaką ostatnio widziałem

Jeśli od zawsze marzyliście o tym, by zobaczyć jak muppety przeklinają, kopulują, umierają rozrywani na strzępy i tryskają swoim nasieniem po całym pomieszczeniu, to film "Rozpruci na śmierć" ma szansę was zainteresować. W innym wypadku omijajcie go szerokim łukiem.

rozpruci na smierc recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Jeśli bowiem jesteście zdrowymi psychicznie osobnikami to film Briana Hensona albo was zniesmaczy, zniszczy wspomnienia z dzieciństwa, albo w najlepszym wypadku… wynudzi na śmierć.

Akcja rozgrywa się w Los Angeles, w fikcyjnej wersji naszej rzeczywistości, w której ludzie i muppety żyją obok siebie. W mieście grasuje tajemniczy seryjny morderca. Jego ofiarami padają kukiełkowe postaci. Co więcej, okazuje się, że są nimi byli członkowie popularnego w latach 90. sitcomu "The Happytime Gang".

Sprawę postanawia rozwikłać prywatny detektyw Bill Barretta, pierwszy gliniarz-kukła, który został niegdyś wyrzucony z pracy. W sprawie pomaga mu była partnerka, Connie Edwards (Melissa McCarthy), która ma z Billem na pieńku.

"Rozpruci na śmierć" gdzieś tam w głębi nie jest wcale takim złym konceptem. Współczesny czarny kryminał, wykorzystujący motywy kumpelskiego kina policyjnego, wymieszany z czarną, wręcz wulgarną komedią, a wszystko to polane sosen z muppetów. Dodatkowo film Briana Hensona (syna twórcy muppetów, Jima Hensona) miał okazję być też wcale niegłupią rozrywkową metaforą dyskryminacji rasowej. Niemałą część fabuły zajmuje wątek tego jak traktowane są muppety i jak wyglądają ich prawa i wolności względem ludzi.

Ale niestety całość grzęźnie w bagnie fatalnie napisanego scenariusza.

Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na to, jak ważny jest skrypt, nawet w przypadku zwykłej komedii kryminalnej, to "Rozpruci na śmierć" są idealnym na to przykładem.

Wszelkie szanse na stworzenie czegoś albo ciekawego, albo zabawnego legły w gruzach właśnie przez kiepskiego scenarzystę.

I nie chodzi tu wcale o to, że "Rozpruci na śmierć" dość leniwie odtwarzają wszelkie znane nam schematy z kryminałów i filmów sensacyjnych. To jeszcze jakoś dałoby się przeżyć, zważywszy na fakt, że niemałą część obsady stanowią mupety. Najgorsze jest to, że całość oparta jest na potwornych i kompletnie nieśmiesznych dialogach. Brakuje im jakiejkolwiek finezji, pomysłu, bazują głównie na tanich, wulgarnych zwrotach, inwektywach i marnych metaforach. Brzmią tak, jakby twórcy chcieli usilnie odtworzyć naturę dialogów z "South Parku", ale niestety zabrakło im choćby tylko krzty tego samego talentu czy wyobraźni.

rozpruci na smierc

Melissa McCarthy, która jest dobrą aktorką i jeszcze lepszym komikiem, pomimo tego, że szczerze się stara i daje z siebie wszystko, przez te fatalne dialogi wypada kompletnie nijako. Niby wszystko wydaje się ok, ma ona tą samą energię i charyzmę co zawsze, ale jednak gdy dostaje się do wypowiedzenia kiepskie żarty i jeszcze gorsze puenty, to nawet giganci w branży polegną.

"Rozpruci na śmierć" to czarna komedia, więc nie brakuje tu także licznych brutalnych i obrzydliwych scen. Mamy więc zarówno rozpruwanie muppetów żywcem, lubieżne sceny seksu kukiełek (wraz z ejakulacją), zażywanie narkotyków, korzystanie z broni palnej i tym podobne. Na szczęście nie ma w tym filmie klasycznych i kultowych muppetów znanych choćby z "Ulicy Sezamkowej", bo wtedy wasze dzieciństwo zostałoby zdruzgotane, a młody fan kukiełek po seansie z pewnością potrzebowałby pomocy psychologa.

rozpruci na smierc film

Poza tym Rozpruci na śmierć nie są nawet oryginalni w swojej koncepcji. Filmy z lalkami/kukiełkami w wersji dla dorosłych mogliśmy oglądać już nieraz. Wystarczy wspomnieć o jednym z pierwszych filmów Petera Jacksona "Przedstawiamy Feeblesów" z 1989 roku czy choćby "Ekipę Ameryka" od Matta Stone’a i Treya Parkera.

REKLAMA

Dla kogo jest więc film Briana Hensona? Sam nie wiem. To jedna z najgorszych produkcji obecnej dekady.

Pozbawiona dobrego smaku, kompletnie nieśmieszna, wtórna, fatalnie napisana. Jim Henson przewraca się w grobie. A jest to tym bardziej bolesne, że za "Rozprutych na śmierć" odpowiada jego własny syn. Kalając dziedzictwo ojca.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA