Bardzo rzadko mamy okazję oglądać w kinach prawdziwą animację dla dorosłych. "Sausage Party" to jeden z bardziej mięsistych i udanych przykładów, na to, że animacja to nie tylko gatunek filmowy, ale w dużej mierze platforma do opowiadania historii, których w wersji fabularnej nie dałoby się opowiedzieć.
"Sausage Party" to dość specyficzny hołd dla filmów Pixara. Takie animacje jak "Toy Story" czy "Auta" zgłębiają tajemnicze życie przedmiotów martwych, które otaczają nas w codziennym życiu. W "Sausage Party" głównym bohaterem jest... jedzenie. Konkretnie mówiąc jedna z parówek z supermarketu, Frank. Frank zakochany jest w Brendzie, kształtnej bułeczce z tej samej półki i razem marzą tylko o jednym – by w końcu... ekhm... skonsumować swój związek oraz zostać wybranym przez człowieka (nazywanego przez nich Bogiem) i trafić razem z nim do cudownej, rajskiej krainy poza sklepem. Identyczne marzenie dzieli razem z nimi cały asortyment supermarketu. Nie znają jednak oni strasznej prawdy o tym, co ich czeka poza sklepem.
Fabuła "Sausage Party" brzmi więc kapitalnie. To piekielnie zręczna i świetnie pomyślana metafora wiary, religijności i bezmyślnego oddania się przekonaniom.
Odsłania absurdy bezkrytycznego myślenia, a przy tym choć nie jest do końca antyreligijna, pokazuje jednak w jaki sposób zwykłe wierzenia czy mitologie są w stanie dzielić i tworzyć niepotrzebne konflikty oraz podziały. Pod tym względem "Sausage Party" jest niezwykle mądrą przypowieścią z wyrazistym morałem. Supermarket jest niejako odbiciem świata, a poszczególne półki sklepowe odzwierciedlają kraje i narodowości, wraz z ich zwyczajami.
Bajgle to oczywiście odpowiednicy Żydów, którzy zostali wygonieni ze swojej półki przez lewasze i od tej pory ciągle się ze sobą kłócą o swoje miejsce. Tacos oraz sosy tabasco i im podobne uznawane są za nielegalne w kilku działach. Likiery odpowiadają postaciom Indian, którzy mają za złe krakersom (odpowiednikom białych ludzi) za usunięcie ich ze swojego działu. I tak dalej.
Oczywiście, w żadnym razie nie jest to bajka dla dzieci. Humor jest ostry jak brzytwa; pełen bluzgów, seksualnych odniesień, i to wcale nie ujętych w zmyślne parabole, tylko podanych dosadnie. Twórcy nie patyczkują się zbytnio, przez co zarówno teksty jak i zdarzenia na ekranie bywają obsceniczne, dla co niektórych mogą się wydać nawet nie tyle wulgarne, co obraźlwe czy profanujące ich wierzenia. Jeśli znacie i lubicie serial "South Park", to mniej więcej z takim humorem będziecie mieli tu do czynienia i zabawy czeka was co niemiara. I podobnie jak w "South Parku", tak i w tym przypadku, wszystkie te obleśne żarty i gagi prowadzą do całkiem mądrej konkluzji, która pozwala nam zastanowić się trochę nad życiem, absurdami świata i być może wyciągnąć nawet jakieś wnioski z tego wszystkiego.
Jednym z motywów filmu jest to, by nie pozwolić ograniczać swojego życia przez nadmiar zasad, tym bardziej jeśli są to zasady, które biorą się z wierzeń, których nie da się udowodnić.
Twórcy nie są też totalnie przeciwni wierze (to znaczy, ewidentnie są raczej sceptyczni), natomiast starają się, koniec końców, nie obrażać zanadto ludzi oddanych wierze i z finezją mówią o tym, by się szanować nawzajem, jednocześnie stwierdzając, że szkoda czasem marnować życie, dla jakichś zakazów wziętych z mitologii.
A poza tym wszystkim, "Sausage Party" to całkiem niezła zabawa. Animacja stoi na dobrym poziomie; dubbing (na szczęście oryginalny) również świetny; tempo jest znakomicie wywarzone, bo praktycznie cały czas coś się dzieje, nie brakuje wstawek musicalowych, pościgów i tym podobnych – także w swoim gatunku, owa animacja naprawdę sie broni. I naprawdę, po seansie zupełnie inaczej zacząłem patrzeć na jedzenie... Jakoś tak z większą empatią... ciekawe.