Rozmieniania na drobne Marvela ciąg dalszy. Po imponującej Infinity Saga przyszedł okres przejściowy, który zbiegł się w dodatku z zakupem Foxa przez Disneya, w skutek czego 4. faza nie dość, że przez pandemię zalicza sporą obsuwę czasową, to jeszcze z miesiąca na miesiąc rysuje się w coraz mniej wyraźnych barwach.
Oczywiście to wszystko wypadkowa tego, o czym pisałem we wstępie. Marvel zakończył rozciągniętą na ponad 20 filmów sagę, podomykał wątki najważniejszych bohaterów i teraz musi niejako zaczynać od początku. Korzystając w dużej mierze albo z drugoplanowych herosów, albo z szerzej nieznanych bohaterów znajdujących się na obrzeżach wydawnictwa.
Wiemy już, że zobaczymy Eternals czy Shang-Chi, a otwarciem 4. fazy MCU będzie film o Czarnej Wdowie rozgrywający się jeszcze przed „Avengers: Wojna bez granic”. Zamiast więc iść do przodu, Marvel startuje dając krok w tył.
Po sieci krążą wprawdzie plotki o tym, że studio przymierza się do produkcji o przygodach Ghost Ridera, Novy czy Ironheart, ale na razie niewiele z tego wynika. Kolejne doniesienia zwiastują także możliwy powrót Daredevila, Punishera czy Jessiki Jones w formie serialowej, z tymże tym razem na należącym do Disneya Hulu. Ale to nadal wypada jakoś blado w porównaniu choćby z 1. fazą MCU.
Oczywiście przed nami trzeci „Spider- Man”, „Thor: Love and Thunder” czy drugi „Doktor Strange”, ale wydaje mi się, że Marvel za mało opiera się na evergreenowych postaciach, a za bardzo chce ryzykować z tymi nieznanymi, licząc chyba na powtórkę z sukcesu „Strażników Galaktyki”.
Teraz z kolei internetowe wróbelki donoszą, że Marvel rozpoczął po cichu prace nad przeniesieniem kolejnej komiksowej marki na duże bądź małe ekrany. Mowa tu o Secret Warriors. Po raz pierwszy pojawili się na kartach komiksów w 2009 roku. Oryginalny skład to Nick Fury, Quake, Phobos, Yo Yo Rodriguez, Hellfire, Sebastian Druid i Stonewall. Pierwsza edycja komiksowej serii wytrzymała na rynku dwa lata. Druga, mająca premierę w 2017 roku, utrzymała się już tylko rok.
Młodsi widzowie Disney Channel oraz DisneyXD mogli zobaczyć nową inkarnację Secret Warriors w animowanym filmie telewizyjnym „Marvel’s Rising: Secret Warriors”. Tam drużyna składała się już z Ms. Marvel, Patriota, Inferno, Ameriki Chavez, Squirrel Girl i Kapitan Marvel.
Secret Warriors pojawili się też gościnnie w serialu „Agentach T.A.R.C.Z.Y”. Stawiam żel antybakteryjny i miesięczny zapas maseczek, że jeśli zobaczymy Secret Warriors na ekranach, będzie to raczej ta druga wersja zmiksowana z tą z serialu. Ewentualnie mieszanka wszystkich trzech. Poniekąd pasuje mi to na serię w Disney+, ale skoro ktoś taki jak Shang-Chi jest w stanie dostać własny film kinowy, to może i Secret Warriors dostaną.
Tylko tak naprawdę co z tego, skoro nie jest wielką tajemnicą, że fani MCU czekają w tej chwili na „Fantastyczną Czwórkę” i nowych „X-Menów”?
Sęk w tym, że nie zobaczymy ich prędko, zapewne raczej w 5. fazie, w której Marvel będzie mógł w pełni rozwinąć skrzydła. Teraz już wiem na pewno, że 4. faza to stan przejściowy, takie interludium pomiędzy 3. a 5., tworzone tylko po to, by zapewnić studiu płynność finansową.
Oczywiście nie twierdzę, że produkcje 4. fazy na pewno będą złe – są spore szanse, że to nadal będzie wyborne kino rozrywkowe. Po prostu stawka, na razie, nie ta sama. Logistyka wprowadzenia do MCU Fantastycznej Czwórki i X-Menów też niestety wymaga czasu, który trzeba czymś wypełnić. Inną sprawą jest też to, że Marvel udanie podomykał wątki w „Avengers Endgame”, więc równie dobrze mogli zamknąć ten rozdział i skupić się już tylko i wyłącznie na solowych filmach bez niepotrzebnej logistyki łączenia wszystkiego w jedno uniwersum.
Studio ma za sobą ponad 20 filmów, stworzonych przez 10 lat. Większość z nich przyniosła ogromne zyski. Finał w „Edgame” był więc idealnym momentem, by pożegnać się z widownią. Tymczasem mam wrażenie, że ciągną ten pociąg już trochę na siłę. Ale może to tylko moje wrażenie.