HBO GO to nowa generacja telewizji – nazwa zobowiązuje. W lutym na platformie można oglądać drugi sezon serialu „Dziewczyny”, który jest nową generacją „Seksu w wielkim mieście”.
Hannah, Marnie, Jessa i Shoshanna – cztery przyjaciółki mieszkające w Nowym Jorku próbują ułożyć sobie życie prywatne i zawodowe. Brzmi znajomo, prawda? Lecz perypetie Carrie, Samanthy, Mirandy i Charlotte to już geriatryczne wycieczki po wyidealizowanym obrazie metropolii oraz staromodną feministyczną mentalnością walczenia o wyzwolenie seksualne. „Dziewczyny” są prawdziwe – z wadami ciała i duszy. Daleko im do modelek z pierwszych stron Glamour, ale przejawiają naturalne piękno – z nieujędrnionym ciałem, widocznym celulitem i nieprzystającymi zachowaniami dobrego smaku. Klną jak szewc, gdy pozwala na to sytuacja i nie próbują na siłę odgrywać damulek w pełni życia z wywieszonymi na rękach torbami pełnymi markowych ciuchów.
A jednak przeciętne młode kobiety, a potrafią znaleźć atrakcyjnych facetów i mieć jeszcze z nimi poważne problemy. Gatunek męski staje się głównym obiektem uprzedmiotowienia szczególnie dla Hanny, która będąc w niestabilności emocjonalnej z Adamem (chłopakiem/niechłopakiem) szuka prawdziwej miłości w seksie. Mocne? Ale „Dziewczyny” nazywają rzeczy po imieniu. Tematyka masturbacji i uniesień seksualnych jest na porządku dziennym, a wizyty koleżanek w łazience, gdy jedna z nich korzysta właśnie z toalety to wchodzenie brudnymi buciorami w fizjologię. Tematów tabu tu nie ma. „Seks w wielkim mieście” przy „Dziewczynach” to niczym religijna nastoletnia dziewica wychowana na Górnym Manhattanie.
Obraz rzeczywistości to jednak też problem – przecież po to ogląda się filmy i seriale, by się od niej oderwać. Po to komedie poważne problemy przedstawiają w krzywym zwierciadle, by widz potrafił się do nich zdystansować. A sarkastycznie krytykując środowisko dookoła można się szybko przejechać. „Dziewczyny” zwyciężają jednak trafnymi uwagami o ludzkiej seksualności, zmianie stereotypu męskości oraz większej bezpośredniości kobiet. Ta rzeczywistość wcale nie jest nudna!
Prawda w oczy kole. Szczególnie jeśli Hannah to uosobienie niespełnionej pisarki (czyli większość absolwentek polskiej filologii), Shoshanna to wyzwolona katoliczka (wierzę w Boga, ale mam własne pragnienia seksualne), Marnie przedsiębiorcza kobieta, której nie wychodzi, a Jessa to współczesne dziecko kwiat (jestem wolnym duchem, żyję chwilą, filozofia „whatever”). Mimo, iż to mieszkanki Nowego Jorku, to w każdej z nich jest widoczny duch polskości. Świat się zmienia, dziewczyny też. Warto!