Widziałem „Dopasowanych” Netfliksa. To serial o Tinderze na sterydach, który rozczaruje fanów „Black Mirror”
„Dopasowani” to nowy serial Netfliksa, który kusi intrygującą fabułą. Krąży wokół rewolucyjnej aplikacji randkowej, która matchuje ludzi na podstawie ich DNA. Dzięki temu można odnaleźć idealną, bo dopasowaną pod względem genetycznym, drugą połówkę. Taka doskonalsza, wręcz utopijna wersja Tindera. Jednak sam aspekt science-fiction jest tylko tłem dla całej opowieści. Dla jednych będzie to wadą, dla innych zaletą.
OCENA
Serial oparty na książce Johna Marrsa. Rozgrywa się w alternatywnych czasach współczesnych, które zostały wywrócone do góry nogami za sprawą apki The One (taki też jest oryginalny tytuł serialu). Połączyła już 10 milionów par i dosłownie wszyscy o niej mówią. Wszak związki i relacje to temat bliski naszemu sercu i nawet jeśli mamy wszystko, to bez miłości ani rusz. Tak nas skonstruowała natura i stety lub niestety – musimy się z tym pogodzić.
Po polsku nazwę apki możemy przetłumaczyć jako Ten jedyny/Ta jedyna, co świetnie przedstawia jej główny cel. Koniec z nieudanymi randkami i wiecznym poszukiwaniem miłości – wystarczy wysłać firmie pukiel włosów, a ten zostanie rozebrany na czynniki pierwsze i porównany z innymi w bazie DNA. W odpowiedzi dostaniemy personalia osoby, która nam najlepiej odpowiada pod względem genetycznym. Lepszego doboru naturalnego na chwilę obecną nie wymyślono.
Twarzą firmy i jedną z pomysłodawczyń apki jest bezwzględna i wyrachowana Rebecca Webb (Hannah Ware), która wraz z przyjacielem inspirują się światem mrówek. Odkrywają, że skoro sprytne owady rozpoznają się i łączą w kolonie przez te same mutacje genetyczne, to w podobny sposób można dobierać w pary homo sapiens – na podstawie odpowiednich profili chemicznych (w serialu jest to lepiej wytłumaczone, wybaczcie moją skrótowość). Eureka!
"Perfekcyjny Tinder" zamiast pomagać, zaczyna szkodzić związkom.
Utopia szybko przeradza się w dystopię. Okazuje się, że do tanga trzeba czegoś więcej niż dopasowanego DNA, a miłość wcale nie jest jedynie wypadkową chemii mózgu. Na świecie zamiast maleć, rośnie liczba rozwodów. Jednym z powodów jest zwykła ludzka ciekawość. Kochankowie zaczynają sprawdzać, czy na pewno są z tą właściwą osobą. Wierzą bardziej aplikacji, niż temu, co podpowiada pulsujący organ umiejscowiony po lewej stronie klatki piersiowej.
Ten wątek jest nawet poruszony w serialu – jedną z drugoplanowych bohaterek jest niepewna siebie żona, która po kryjomu sprawdza, czy mąż jest jej przeznaczony. Gdy się okazuje, że inna kobieta jest jego drugą genetyczną połówką, zaczyna się z nią przyjaźnić, by wybadać, czy jej małżeństwo jest zagrożone. Nie przewiduje jednak konsekwencji swojego spisku, a my zastanawiamy się: czy apka przypadkiem nie pokazuje jedynie genetycznego dopasowania, ale też determinizm rządzący wszechświatem? Niestety nie uzyskamy odpowiedzi na to pytanie.
Aspekt science-fiction schodzi na dalszy plan. „Dopasowani” są bardziej serialem kryminalno-obyczajowym.
Brytyjski serial Netflixa jest rozciągniętym na 8-odcinków „Black Mirror” w wersji light. Główna oś fabuły toczy się na dwóch planach czasowych - poznajemy krwawą przeszłość firmy odpowiedzialnej za apkę, a także towarzyszymy policjantom prowadzącym śledztwo ws. zabójstwa. Oprócz tego obserwujemy perypetie ludzi, którzy skorzystali z apki. Liczne intrygi są prowadzone nie tylko na poziomie korporacyjnym, ale i związkowym.
Choć wątki w jakiś sposób się zazębiają, to w pewnym momencie ich liczba przytłacza – poznajemy historie nawet trzecioplanowych bohaterów. Fabuła zaczyna się rozłazić i przeciekać nam między palcami. Ok, to jest serial, ale 8 odcinków to stanowczo za mało na tyle opowieści. I jeszcze żeby wszystkie były interesujące.
Do tego bohaterowie, którzy powinni wykazywać wysokie IQ (naukowcy, policjanci i… dziennikarz!), zaczynają coraz częściej popełniać takie głupstwa, że aż zęby bolą. Totalnie przestajemy się nimi przejmować, a to wpływa na nasze zaangażowanie i ochotę na kontynuowanie serialu. Twórca „Dopasowanych” i autor scenariusza, Howard Overman („Misfits”), się tym razem nie popisał.
„Dopasowani” to serial z gatunku „fajnie się zaczyna, jest przyzwoicie zrealizowany i obejrzysz do końca, ale nigdy już do niego nie wrócisz, a wkrótce zapomnisz nawet tytuł”.
To zdecydowanie serial o ludziach i ich ułomnościach, niż o nowatorskiej technologii i mrocznej wizji przyszłości, ale czy właśnie takie zasady nie leżą u podstaw każdego dobrego science-fiction? Jednak „Dopasowani” nie są serialem dobrym. Nie są też serialem złym. Są klasycznym średniakiem, których pełno na platformie: typowy zjadacz czasu, bez większej głębi, który jakimś cudem wciąga. Netflix opanował tę sztukę do perfekcji.
Serial "Dopasowani" już można oglądać na Netfliksie.
*zdjęcie główne: materiały prasowe / Netflix
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.