Witajcie ponownie w Wilkowyjach: od dziś wszystkie sezony „Rancza” na Netfliksie. Za co widzowie pokochali ten serial?
„Ranczo” to jeden z najpopularniejszych seriali Telewizji Polskiej. Choć od ponad 4 lat produkcja nie jest już emitowana, widzowie nadal chętnie wracają do powtórkowych odcinków. Fakt ten wykorzystał Netflix, na którym już dzisiaj znajdziecie wszystkie sezony kultowej serii.
Kiedy w marcu 2006 r. TVP pokazała pierwszy odcinek serialu o powracającej po latach ze Stanów Zjednoczonych do rodzinnej wioski na Podlasiu Lucy (Ilona Ostrowska), polscy widzowie oszaleli na punkcie „Rancza”. Serial szybko dorobił się rzeszy fanów, a kolejne przygody mieszkańców wsi Wilkowyje co niedziela śledziły przed telewizorami miliony Polaków.
Co z kontynuacją serialu?
„Ranczo” było emitowane do maja 2009 r., a kolejne nowe odcinki TVP pokazywała od 2011 do 2016 roku. Mimo wielu pogłosek o nowym sezonie i pełnometrażowym filmie opartym na „Ranczu”, kontynuacja kultowego serialu nigdy nie doszła do skutku (powodem miała być m.in. niespodziewana śmierć Pawła Królikowskiego, który wcielał się w „Ranczu” w jedną z kluczowych postaci — Kusego).
„Ranczo”: wszystkie sezony od dziś na Netflix Polska
Tęsknotę polskich widzów za perypetiami mieszkańców Wilkowyj doskonale wyczuł Netflix, który postanowił dołączyć „Ranczo” do swojej biblioteki — tym sposobem od 16 grudnia obejrzymy w serwisie wszystkie 10 sezonów produkcji (serial można również obejrzeć na platformie TVP VOD).
Pomysł Netfliksa został ciepło przyjęty przez fanów serialu, choć nie zabrakło również kontrowersji — zwłaszcza gdy okazało się, że serwis nie ma zamiaru wypłacić twórcom tantiem:
Choć sprawa ta rzuciła lekki cień na netfliksową premierę „Rancza”, z pewnością nie odbije się to znacznie na popularności serialu — polscy widzowie już nie raz bowiem udowodnili, że chętnie sięgają po rodzime produkcje z oferty streamingowego giganta.
Nostalgiczny powrót do Wilkowyj, czyli za co pokochaliśmy „Ranczo”
Kiedy „Ranczo” zadebiutowało na antenie TVP, miałam jakieś 15 lat i siedzenie z rodzicami przed telewizorem było zapewne na końcu mojej ówczesnej listy priorytetów. A jednak pamiętam, że po obejrzeniu paru epizodów wciągnęłam się tak bardzo, że z czasem cotygodniowe seanse „Rancza” (w towarzystwie nie tylko rodziców, ale również babci i starszego rodzeństwa, co tylko świadczy o familijnym potencjale tego tytułu) stały się rytuałem — a zarazem ostatnim punktem weekendu, gdy w niedzielę wieczorem można było jeszcze przez chwilę beztrosko zrelaksować się przed szkołą i innymi obowiązkami.
Już pierwszy odcinek „Rancza” był zwiastunem nowej jakości w TVP — twórcy zaprosili nas w świat, w którym można na chwilę odetchnąć od wielkomiejskiego pośpiechu (serial kręcony był w okolicach Radzynia Podlaskiego), porządnie się uśmiać (chociażby z burzliwej relacji „między wójtem a plebanem”, gdzie w podwójną, znakomitą rolę wcielał się Cezary Żak), ale i wzruszyć, śledząc losy głównej bohaterki Lucy.
To właśnie za sprawą tej ostatniej „Ranczo” okazało się marką nie do podrobienia — uśmiechnięta Ilona Ostrowska, która przybywa zza oceanu do maleńkich Wilkowyj i już od pierwszego dnia swojego pobytu wprowadza w spokojnym życiu tubylców niemałe zamieszanie była główną siłą napędową całej fabuły. Amerykański (i pełen zabawnych lapsusów językowych) był nie tylko akcent Lucy, ale również jej historia: atrakcyjna, pozytywnie nastawiona do życia i niesamowicie charakterna bohaterka, która postanowiła otworzyć nowy rozdział w swoim życiu i zacząć wszystko od początku przywodziła na myśl najlepsze komedie romantyczne i pozwała widzom (a przede wszystkim widzkom) łatwo zidentyfikować się z jej postacią i kibicować jej ze wszystkich sił.
Plus znakomity scenariusz, oddający wiernie specyfikę wiejskiego życia i lokalnej polityki (która potrafi być momentami bardziej brutalna, niż igrzyska, które na co dzień obserwujemy w Sejmie), a także problemy mieszkańców prowincji: jak wykluczenie komunikacyjne, alkoholizm (słynny „mamrot” popijany przez miejscowych na nieśmiertelnej ławeczce pod sklepem i uzależnienie wspomnianego Kusego), utrudniony dostęp do edukacji (również tej seksualnej), czy wreszcie brak perspektyw na lepsze jutro.
To, co należy oddać twórcom „Rancza” to to, że traktują swoich bohaterów z niezwykłym szacunkiem: nie znajdziemy tu przerysowanych (a czasami wręcz krzywdzących) pocztówek ze wsi i kpin pod adresem jej mieszkańców rodem z filmów Smarzowskiego, a jeśli nawet jakieś przywary są tu uwypuklane to w taki sposób, że widz i tak pała mniej lub bardziej uświadomioną sympatią do każdej z postaci.
Binge-watching „Rancza” na Netfliksie?
Czy zaserwuję sobie dziś sesję binge-watchingu „Rancza” na Netfliksie? Wątpię, bo po pierwsze moja lista tytułów do nadrobienia do końca roku niebezpiecznie stoi w miejscu, a po drugie — szkoda mi czasu na oglądanie 10 sezonów (to aż 130 odcinków) serialu, który już widziałam. Co nie zmienia faktu, że chętnie włączę „Ranczo” gdy tylko dopadnie mnie niedzielna chandra, tak dobrze znana z nastoletnich lat, gdy za wszelką cenę chciało się wydłużyć ostatnie godziny weekendu — bo jako produkcja poprawiająca nastrój i pozwalająca choć na moment zapomnieć o wyzwaniach codzienności „Ranczo” sprawdza się wprost idealnie.
*Zdjęcie główne: TVP/mat.pras.