„Shadow” to efektowna mieszanka dzieł Shakespeare’a z „Grą o tron” i niesamowitymi pojedynkami
Twórca takich filmów jak „Hero” czy „Dom latających sztyletów” powraca do kostiumowych przypowieści ze sztukami walk w tle. „Shadow”, który jest już dostępny w polskich serwisach VOD, to piękne, choć nierówne, widowisko.
OCENA

Antyczne królestwo Pei zmaga się z falą spisków i nieustannych gier o tron. Dowodzący jednym z klanów król nie jest do końca świadomy tego, że za jego plecami, ukryty w zamkowych murach generał, razem ze swoją żoną oraz tytułowym cieniem (sobowtórem szkolonym od dziecka do tego, by stawiał w jego imieniu czoła największym przeciwnikom i zastępował go w określonych sytuacjach) pociąga za wszystkie polityczne sznurki.
Jeśli jesteście fanami stylistyki z takich filmów jak „Hero” czy „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, to „Shadow” (który nie wiedzieć czemu nie doczekał się od rodzimego dystrybutora polskiego tłumaczenia tytułu) powinien wam przypaść do gustu niemalże od pierwszych kadrów.
Jesteśmy w nim raczeni wspaniałymi kostiumami, pełną intryg, dość mroczną, atmosferą, która przywodzi na myśl mieszankę dzieł Shakespeare’a z „Grą o tron” oraz wymyślną choreografią pojedynków na pięści i szpady.
Oczywiście muszę przestrzec, że z tych dwóch tytułów „Shadow” bliższy jest „Hero” niż „Przyczajonemu tygrysowi…”. Elementy baśniowe, znane z filmu Anga Lee, są tu dość nieznaczne. Nowy film Yimou jest bardziej surowy. I, niestety, o wiele bardziej przegadany. Intryga wydaje się do pewnego stopnia całkiem ciekawa, jednak w trakcie seansu wydaje się zapętlać i plątać w swoich własnych meandrach. Zdecydowanie za dużo tu polityki, w sensie, opowiadania o niej w skutek czego mniej wyrobiony widz jest w stanie szybko stracić zainteresowanie.

Jeśli spodziewacie się też nawału scen walk, to również muszę ostudzić oczekiwania. Większą część fabuły „Shadow” zajmują sceny intryg i osobiste (melo)dramaty bohaterów o skali wręcz operowej. Pierwsze 30 minut filmu to właściwie oparte głównie na dialogach wprowadzenie nas w świat przedstawiony, nakreślenie postaci i ich historii, a także zobrazowanie sytuacji w pałacu władcy.

Zhang Yimou bazuje tu na znanych nam motywach z klasycznych tragedii i dramatów rozgrywających się na dworach władców, więc pod względem fabularnym „Shadow” niespecjalnie zaskakuje.
Jak już przyjdzie przyjdzie wam podziwiać przygotowane przez twórców sceny widowiskowe, to, delikatnie rzecz biorąc, jest na co patrzeć. Zarówno sekwencje pojedynków, jak i te pokazujące starcia zbiorowe, naprawdę robią wrażenie (nawet jeśli chwilami ocierają się o komiksową abstrakcję) i zachwycają poetyckim pięknem oraz symetrią zamkniętą w kadrach. Zresztą trochę też o tym jest sam film mierzący się z tematem równowagi pomiędzy yin i yang, siłą męską i kobiecą, brutalnością i delikatnością.
Na pewno „Shadow” nie jest powrotem Zhanga Yimou do najwyższej formy. To nie jest drugie „Hero”, a bardziej jego daleki kuzyn. Tym niemniej warto dać mu szansę, szczególnie jeśli czujecie głód wysmakowanych wizualnie widowisk z pałacowymi intrygami w tle.