REKLAMA

„Sicario” to „True Detective” wielkiego ekranu. Świetne kino akcji, które gra widzem

Przyzwyczailiśmy się do sytuacji, w której wszechwiedzący widz prowadzony jest za rękę scenarzysty, tłumaczącego wszystkie zawiłości fabuły. O wiele bardziej podoba mi się perspektywa, w której razem z bohaterami zostajemy wrzuceni w sam środek konfliktu i do samego końca żyjemy w niepewności. Komu możemy zaufać? Kto jest tym złym? Czy faktycznie jesteśmy po dobrej stronie? Odpowiedzi na te pytania reżyser „Sicario” niemal do samego końca trzyma zamknięte pod bronią, biorąc widza za zakładnika.

Sicario to Detektyw wielkiego ekranu. Świetne kino akcji
REKLAMA
REKLAMA

„Sicario” opowiada o praworządnej agentce FBI - Kate Macer – która na skutek własnych zasług dołącza do elitarnego oddziału walczącego z zorganizowaną, meksykańską mafią narkotykową. Uzbrojeni po zęby partnerzy nie prezentują jednak poglądów i stanowisk bohaterki. Mężczyźni zachowują się dokładnie tak samo, jak wrogowie, z którymi walczą. Są bezwzględni. Są brutalni. Są skąpani we krwi.

„Sicario”to przeciwieństwo szablonowego filmu akcji, w którym granica między dobrem i złem jest zarysowana fluorescencyjnym markerem.

Bohaterka widzi okrucieństwo obu ze stron. Jest świadkiem nakręcającej się spirali nienawiści, przestępstw, morderstw, szantaży i okrucieństw, przy użyciu coraz bardziej śmiertelnych narzędzi. Zderzenie dwóch armii, zderzenie dwóch stron konfliktu, z czego każda przypomina najemnych zbirów, walczących dla samej walki. Psy wojny, które znalazły nowe zajęcie na granicy własnego państwa, z narkotykami gdzieś tam w tle.

To, co najbardziej spodobało mi się w „Sicario”, to permanentna niepewność, która towarzyszy widzowi. Ten do samego końca nie może być pewien, czy agentka Kate Macer może polegać na swoich towarzyszach i gra po właściwej stronie. Świetną atmosferę jedynie podsyca stanowisko polityków po stronie USA i Meksyku, po łokcie uwikłanych w zorganizowany przemyt narkotyków. „Sicario” nie ma wyraźnych linii podziału między dobrem i złem, czarnym i białym. To raczej ukazanie konfliktu zbrojnego z od góry narzuconymi rolami.

sicario 1

Ostatnim razem miałem podobne odczucie oglądając drugi sezon „Detektywa”. Tam również nie wiedzieliśmy, do której bramki gra Colin Farrel, która grupa interesu jest najmniej zbrukana, a która pociąga za sznurki. Podobnie jest w tym przypadku. Reżyser niczego nie tłumaczy. Niczego nie wyjaśnia. Zamiast tego pokazuje intensywną akcję, która skutecznie napędza tryby całego filmu. Świetna sprawa, dzięki której „Sicario” kojarzy mi się z udanym, mocnym, brazylijskim „Tropa de Elite”.

Drugą zaletą „Sicario” jest naprawdę dobra obsada aktorska.

W agentkę FBI Kate Macer wciela się Emily Blunt. Po jej świetnej roli w „Na skraju jutra”, aktorka udowodniła, że żaden film akcji nie jest jej straszny. Zamerykanizowana Brytyjka również tym razem staje na wysokości zadania, biorąc na swoje barki olbrzymią odpowiedzialność odegrania osoby, która z jednej strony jest doświadczona i potrafi o siebie zadbać, ale z drugiej walka z zorganizowanym handlem narkotyków to dla niej zupełna nowości i całkowicie inne, niezwykle niebezpieczne środowisko.

Świetnej Blunt towarzyszy dwóch twardzieli - Benicio Del Toro oraz Josh Brolin. Z umięśnionego duetu wyróżnia się zwłaszcza Del Toro – mężczyzna, który skrywa tak dużo tajemnic, że sam jego wątek przykrywa walkę z meksykańskimi, uzbrojonymi po zęby gangami. Bardzo dobrze rozegrane i rozpisane role, które świetnie komponują się z bardziej ambitnym i wymagającym stylem filmu.

sicario 3
REKLAMA

Jeżeli szukacie dobrego, solidnego, niebanalnego filmu akcji, koniecznie idźcie do kina na „Sicario”.

Szkoda by było, aby dosyć odważna, bawiąca się z widzem w kotka i myszkę produkcja przeszła niezauważona. Zwłaszcza na tle tak płaskich tytułów jak kolejni „Szybcy i Wściekli”, „Hitman” czy nowy „Transporter”. Na tle tych przedsięwzięć „Sicario” to produkcja z zupełnie innej półki, która traktuje widza jako godnego rywala, z którym toczy wciągającą grę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA