Jezus bijący dziecko i oszustwo religijne. Simpsonowie chcą przebić konkurencję w nowym sezonie
Satyryczne animacje dla dorosłych są znane z naruszania tematów tabu. Simpsonowie byli pod tym względem jednak raczej ostrożni. Wygląda na to, że w 30. sezonie serial Matta Groeninga spróbuje przebić w kontrowersyjności swoich rywali. Czy ma na to szanse?
OCENA
Simpsonowie to w 2018 roku serial równie uwielbiany co znienawidzony. Z jednej strony legendarne dzieło, które odmieniło amerykańską telewizję, z drugiej ciągnący się o wiele za długo (i często bez pomysłu) tasiemiec. Poza USA oglądalność Simpsonów nie jest już przesadnie wysoka. Warto jednak sprawdzić pierwszy odcinek nowego sezonu, ponieważ twórcy serialu próbują w nim jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko. I co dziwne, prawie im się to udaje.
Ocenianie całego sezonu na podstawie jednego odcinka jest oczywiście niemożliwe, ale epizod Bart's Not Dead pokazuje ciekawy kierunek, w którym mogą podążać Simpsonowie. Twórcy serialu nie mogą pozostać ślepi na istnienie takiej konkurencji jak Amerykański tata czy BoJack Horseman. Te seriale podejmują podobne tematy, ale robią to w znacznie ostrzejszym lub poważniejszym tonie. Premierowy odcinek 30. sezonu serialu o tytułowej rodzinie wygląda na próbę zmierzenia się z problemem przy jednoczesnym zachowaniu oryginalnego stylu Simpsonów.
Bart's Not Dead rozpoczyna się od występu Lisy Simpson na szkolnym apelu. Grupa chuliganów namawia jej brata, żeby uruchomił alarm pożarowy i ośmieszył Lisę, ale on odmawia. To sprawia, że Bart staje się pośmiewiskiem całej szkoły. W desperacji przyjmuje kolejne wyzwanie o skoku ze szczytu miejskiej tamy. Kończy się to bolesnym upadkiem. Już w szpitalu Bart zaczyna opowiadać, że we śnie trafił do nieba i spotkał Jezusa.
Simpsonowie - 30. sezon
Już sam fakt, że twórcy serialu zdecydowali się na poświęcenie całego odcinka do opowiedzenia jednej historii sugeruje pewną zmianę nastawienia. To się oczywiście nieraz w Simpsonach zdarzało (mowa w końcu o 30. sezonach), ale Groening i jego ekipa są znani z wielkiego przywiązania do klasycznej formuły dwóch historii na odcinek – jednej ważniejszej i drugiej krótszej o wydźwięku bardziej komediowym. Od lat było to źródłem krytyki wobec serialu, który poświęcał za mało czasu antenowego na rozwój nawet najciekawszych pomysłów i opowieści.
Historia z Bart's Not Dead ma dzięki temu więcej miejsca, żeby odetchnąć, zmienić tempo i wprowadzić inne spojrzenie. Dla Barta takim głosem sumienia staje się Lisa. Dziewczynka doskonale zdaje sobie sprawę z kłamstwa brata i uprzedza go, że małe kłamstwa szybko przeradzają się w coś znacznie większego.
W przypadku Barta prowadzi to do stworzenia hollywoodzkiego filmu o jego przeżyciach z Gal Gadot i Emily Deschanel na pokładzie. I do dosyć brutalnego spotkania z wyimaginowanym Jezusem. Simpsonowie od zawsze byli serialem satyrycznym, nie stroniącym od komentowania spraw społecznych czy religii. Zwykle jednak w formie bliższej amerykańskiej klasie średniej.
Jezus bijący Barta napisem: „Miłość” to próba wejścia na poziom kontrowersji utożsamiany z South Parkiem czy serialem Rick i Morty.
Simpsonowie starają się przy tym zachować swój bliski produkcjom familijnym styl. To nieco karkołomne połączenie działa w Bart's Not Dead całkiem nieźle, nawet jeśli sprawia mimo wszystko wrażenie półśrodka. Sprawdza się jednak głównie dzięki ikonicznym postaciom, które swoimi niepowtarzalnymi charakterami potrafią wyciągnąć nawet słabszy zwrot akcji czy gag.
A skoro o żartach mowa, nie oczekujcie zbyt zabawnego odcinka. Podobnie jak Rozczarowani od Netfliksa (inny serial Matta Groeninga), nowi Simpsonowie to źródło co najwyżej jednego czy dwóch parsknięć. Może incydentalnego wybuchu śmiechu. Poczucie humoru niektórych scenarzystów serialu zdecydowanie kiepsko się starzeje. A mimo to seans pierwszego epizodu nowego sezonu mogę uznać za zdecydowanie przyjemne doświadczenie.