REKLAMA

„Słodziak” to film o relacjach Shii LaBeoufa z ojcem. Oceniamy nietypowe dzieło

„Honey Boy” w reżyserii Almy Har’el bazuje na scenariuszu amerykańskiego aktora Shii LaBeoufa, który w ten sposób wydaje się przerabiać traumy swojego życia, serwując sobie i widzowi filmową terapię.

Honey Boy - kadr z filmu
REKLAMA
REKLAMA

„Słodziak”, prezentowany podczas trwającego właśnie American Film Festival, rozpoczyna się sceną, w której Lucas Hedges na tle wraku samolotu unosi się w powietrze, pchany siłą niewidocznego wybuchu. Aktor znajduje się na planie blockbustera, w którym musi wielokrotnie uczestniczyć w wielu kaskaderskich scenach. Hedges wciela się w dwudziestodwuletniego aktora Otisa.

Niedługo potem w podobnej sekwencji unoszenia się do tyłu na linach poznajemy Noaha Jupe’a, który gra młodszą wersję Otisa. Teraz bohater ma 12 lat.

Honey Boy - kadr z filmu class="wp-image-342497"

Shia LaBeouf jako autor scenariusza nie krył się z autobiograficznym zacięciem opowiadanej historii. (Nota bene: Otis = Shia. Cztery litery i cztery litery, łapiecie? - zdaje się krzyczeć z ekranu autor). Nietrudno dostrzec też w scenach otwierajacych obraz nawiązania do blockbusterowej serii Michaela Baya „Transformers”, czy serialu Disney Channel, który rozpoczął karierę aktora - „Even Stevens” („Świat nonsensów u Stevensów”).

Mimo dwóch aktorów, którzy wcielają się w Otisa, sam Shia LaBeouf również pojawia się w filmie. Młody aktor gra tutaj swojego ojca. Mimo, że robi to w sposób niezwykły - nie można mu odmówić, że tak całkowicie zatraca się w roli, iż na ekranie nie dostrzegamy Shii, ale wyłącznie jego postać - nie sposób nie zauważyć, że wcielanie się we własnego ojca jest niezwykle blisko psychodramy.

To natomiast sprawia, że „Honey Boy” staje się raczej prywatną terapią aktora, aniżeli pełnoprawnym filmem, który miałby coś dać samemu widzowi.

Honey Boy - kadr z filmu class="wp-image-342500"

Nie wątpię, że dla scenarzysty i aktora produkcja filmu była zjawiskiem niezwykle ważnym i budującym. Po prostu nie za bardzo potrafię zobaczyć w tym wszystkim rolę widza.

Jedyną rzeczą, którą dał mi ojciec i która ma jakąkolwiek wartość, jest ból. A Ty chcesz go ode mnie odebrać? - padnie w pewnym momencie z ekranu.

To najważniejsze zdanie całego dzieła, idealnie ukazujące sens stojący za powstaniem jego scenariusza. Niezwykle personalna, ujawniająca deklaracja i powód do przerobienia własnych problemów na wiele różnych sposobów.

Honey Boy - kadr z filmu class="wp-image-342506"

Ciekawym kontekstem dla oceny filmu wydaje się obraz „Touch Me Not” Adiny Pintille. Seans zwycięskiego filmu Berlinale 2018 wywołał we mnie bowiem bardzo podobną reakcję. To znaczy: rozumiem dlaczego aktorzy chcieli wziąć udział w tym projekcie i co to doświadczenie im dało, ale nie wiem do końca, co oglądanie tego spektaklu miałoby dać widzowi. Nie dostrzegam uniwersalności opowiadanej historii, a jedynie jednostkową opowieść, na dodatek silniej zrozumiałą głównie dla uczestników zdarzeń. Wszystko to razem sprawia, że „Słodziakowi” bliżej jest do jednej z instalacji artystycznych aktora, aniżeli do klasycznego filmu.

Innym ważnym kontekstem dla oceny „Słodziaka” wydaje się także twórczość Xaviera Dolana, a w szczególności jego debiutancki obraz „Zabiłem moją matkę”. Pierwszy film Kanadyjczyka również bowiem przywodził na myśl rodzaj filmowej terapii i przerabianie relacji z młodości. Ogranie ich filmową formą ma pomóc zrozumieć punkty widzenia innych ludzi. Mimo, że nie należę do fanów tego dzieła reżysera, potrafię dostrzec, że mimo nadmiernie personalnej otoczki „Zabiłem moją matkę” posiada także jakiś uniwersalny pierwiastek. Taki, który umożliwia mu silne oddziaływanie na publikę, zjednujące mu masę fanów.

REKLAMA

„Słodziak” to natomiast dzieło niezwykle specyficzne, skierowane raczej dla fanów aktora, aniżeli obraz, który obejrzymy dla czystej przyjemności. Możliwe też, że osobami, które najwięcej skorzystają na seansie, będą jedynie najbliżsi samego aktora.

Film trafi do kin 6 grudnia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA