Niektórzy twierdzą, w tym sam zainteresowany, że „Smętarz dla zwierzaków” to najbardziej przerażająca powieść w dorobku Stephena Kinga. Brzmi jak wabik na odbiorców, ale nie ma w tym przesady. Skoro więc mamy do czynienia z takim materiałem, to nic dziwnego, że upomniało się o niego kino.
A przecież nie tak wiele brakowało, a „Smętarz dla zwierzaków” nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Maszynopis mistrza grozy wylądował w jego szufladzie pod koniec lat 70. i przeleżał tam kilka dobrych lat. Pisarz w tamtym okresie nie oszczędzał swojego organizmu, osuszając kolejne szklanki z alkoholem, ale też sięgając po inne środki. W końcu ogarnęła go niemoc twórcza. Nie udawało mu się ukończyć nowego dzieła i za namową swojej żony sięgnął po zakurzone kartki, które ostatecznie wylądowały na biurku w wydawnictwie.
Książka trafiła na półki w 1983 roku i osiągnęła niemały sukces. To z czasem doprowadziło do rozmów dotyczących ekranizacji. Ale… co tak właściwie zadecydowało o tym, że powieść musiała odczekać swoje, nim została oddana w ręce czytelników?
„Smętarz dla zwierzaków” został oparty na osobistych doświadczeniach Stephena Kinga.
Pisarz, podobnie jak książkowy Louis Creed, bohater powieści, był w czasie przeprowadzki. Przeniósł się wraz z rodziną do Bangor w stanie Maine. Kingowie zamieszkali w domu przy ruchliwej drodze, którą nieustannie przemierzały rozpędzone ciężarówki. To pod kołami jednej z nich zginęła Smuckey, kotka córki pisarza. Jeden z jego synów, Owen, też niemal nie podzielił tego samego losu. Co więcej, tamtejsze dzieci nieopodal domu Kingów urządziły cmentarz dla czworonogów, które wyjątkowo szybko kończyły swój żywot w sąsiedztwie ruchliwej ulicy. Brzmi znajomo?
To właśnie dlatego „Smętarz dla zwierzaków” zdaniem Stephena Kinga był zbyt przerażający.
Autor miał z pewnością na myśli samo budowanie grozy na kolejnych kartach powieści, jednak trzeba zwrócić uwagę, że to książka poruszająca delikatne kwestie – oswajanie się ze śmiercią, tęsknotę i miłość. W tym zresztą tkwi jej siła i sugestywność, bo pod płaszczykiem horroru skrywa znaczenia tak bliskie nam w codziennym życiu. Łączą się tu ze sobą strach i mrok, ale obserwujemy coś jeszcze bardziej przerażającego – obraz pogrążania się w bólu, rozpaczy i szaleństwie. Sam koniec nie przynosi zaś ulgi, a dramat i bezsilność.
Pierwszą próbę jego ekranizacji podjęła Mary Lambert.
Pod uwagę na stołek reżyserski brani byli pod uwagę George A. Romero i Tom Savini, ale projekt oddano w ręce kobiety, która do tej pory znana była przede wszystkim z kręcenia teledysków dla Madonny. King sprzedając prawa do ekranizacji za 10 tys. dol., zaznaczył jednak, że film ma być kręcony w Maine i to on ma być scenarzystą.
Jego żądania zostały spełnione. Autor nie wprowadził zbyt wielu zmian w stosunku do książkowego pierwowzoru, choć usunął m.in. wywodzącą się z mitologii Indian postać Wendigo. Film trafił na ekrany w 1989 roku i oceniany był różnie. Otrzymał też nominację do Złotych Malin w kategorii najgorszej piosenki dla grupy The Ramones. Swoje jednak zdołał zarobić, bo przy budżecie 11,5 mln dol. zgarnął 57,5 mln dol. Trzy lata później Mary Lambert nakręciła jeszcze „Smętarz dla zwierzaków 2”, ale była to zła decyzja. Powstały obraz zamknął jej drogę do dalszej kariery. Z kina przeniosła się do telewizji i w zasadzie słuch po niej zaginął.
Po latach otrzymamy nowe podejście do książki Kinga.
Tym razem za kamerą mającego wkroczyć 3 maja tego roku na polskie ekrany „Smętarza dla zwierzaków” stanął duet Kevin Kolsch i Dennis Widmyer, który ma już osiągnięcia w gatunku kina grozy. Zarys fabuły pozostaje ten sam. Typowa amerykańska rodzina Creedów przeprowadza się z dwojgiem małych dzieci z Bostonu do Maine. Tu jednak pod kołami ciężarówki ginie nie syn Louisa Creeda, a jego córka. Zrozpaczony ojciec postanawia przywrócić ją z martwych, wiedząc o niecodziennych właściwościach pobliskiego cmentarza. Nic później nie będzie już takie samo.
Dlaczego twórcy postawili na taką zmianę, która może oburzyć kingowych purystów? Ich zdaniem uśmiercenie na ekranie 8-letniej dziewczynki, zamiast 3-letniego chłopca, stwarza nowe możliwości. U podstaw chodziło o sam wiek dzieci. Rachel i Louis Creedowie mają ze starszą córką głębszą więź, więc ta strata jest dla nich jeszcze bardziej dotkliwa.
Dennis Widmyer w rozmowie z Entertainment Weekly dodał też, że z racji tego, iż wskrzeszone dziecko jest starsze, może ono więcej zrozumieć. Jest w stanie pojąć to, że jest tak naprawdę martwe. Pozwoliło to na pokazanie większej głębi psychologicznej. Lorenzo di Bonaentura, producent filmu, podkreślił, że tym sposobem można było głębiej eksplorować zło oraz pokazać pewne aspekty egzystencjalne, których nie można byłoby przedstawić na przykładzie dziecka, które jeszcze nie mówi. Ponadto twórcy chcieli uniknąć porównań do innych filmów ukazujących małe mordercze dzieci. Takie pojawiły się przecież przy okazji „Smętarza dla zwierzaków” z 1989, gdyż zaledwie rok wcześniej na ekrany wkroczyła „Laleczka Chucky”.
Taką wizję przedstawił reżyserski duet, ale najpierw musiał przekonać do niego producentów, bo pod uwagę brani też byli inny twórcy.
Przykładowo Andres Muschietti, reżyser horroru „Mama” i dwóch części filmu „To”, był zainteresowany wzięciem projektu pod swoje skrzydła. Brani pod uwagę byli też Juan Carlos Fresnadillo („28 tygodni później”) i Alexandre Aja („Rogi”). Producentom zależało, by historia, którą widzowie zobaczą na ekranie, była możliwie realistyczna i współczesna. To zadanie zostało ostatecznie powierzone Kolschowi i Widmyerowi. Ich film „Gwiazdy w oczach” zachwycił producentów surrealistyczną wizją i to przesądziło sprawę.
Reżyserom zależało na tym, aby pokazać, obecne także w książce Kinga, połączenie bohaterów z rzeczywistością, mimo nadprzyrodzonych okoliczności, w których się znaleźli. Jak powiedział Widmyer:
Oprócz warstwy horroru mamy też solidny dramat. „Smętarz dla zwierzaków” spośród wszystkich książek Kinga być może najmocniej opowiada o bardzo ludzkiej emocji – o gniewie. To opowieść o mężczyźnie, który wbrew wszystkiemu, wbrew rozsądkowi, próbuje uratować swoją rodzinę. To właśnie gniew jest punktem wyjścia dla tej historii, nie rozpoczyna jej nic nadprzyrodzonego, nic z zewnątrz.
W państwa Creedów wcielają się Jason Clarke i Amy Seimetz.
Aktorzy jeszcze przed angażem byli zapoznani z książką Stephena Kinga. Jednak lekturę mieli za sobą lata temu. Po przeczytaniu scenariusza odebrali tę historię inaczej, bo będąc już doświadczonym człowiekiem można bardziej poczuć drzemiący w niej łamiący serce dramat i rozdarcie bohaterów. Aktorski duet powtarza, że zależało im na oddaniu prawdziwych emocji, w których nie kryłaby się nuta fałszu.
Ważne było jednak stworzenie warunków do odegrania tych ról. Te zapewnił Jeff Buhle autor scenariusza, który miał osobiste doświadczenia związane z prozą Kinga. „Smętarz dla zwierzaków” dostał od rodziców pod choinkę, kiedy był dzieckiem. Przyznał, że gdy poznał twórczość autora, to nie chciał się już z nią rozstawać – uznał ją za jeden z podstawowych elementów swojego dorastania. Jednak dopiero jako dorosły zrozumiał znaczenie tych historii. Z biegiem lat nabrały one dla niego dużo bardziej przerażającego kontekstu, ponieważ źródłem prawdziwego horroru nie są wydarzenia nadprzyrodzone, tylko te realne. Tym co straszy w „Smętarzu dla zwierzaków” to strata i to, co potrafi robić z człowiekiem, stawiając go w sytuacjach, w których musi dokonać decyzji niemożliwych.
Wszyscy zdali egzamin, gdyż sam Stephen King przyznał, że uwielbia nową wersję „Smętarza…”.
I nie jest to kokieteria, bo pisarz w przeszłości niejednokrotnie krytykował filmowe adaptacje swoich książek. Sztandarowym przykładem jest „Lśnienie” Stanleya Kubricka, które uchodzi za arcydzieło, ale samemu autorowi nie przypadło do gustu. W tym przypadku było inaczej, o czym opowiedział sam King w rozmowie z Entertainment Weekly:
Ten film jest zajebisty! Naprawdę dobry. To raczej kino dla dorosłych widzów. Nie ma to nic wspólnego z zabijaniem 12-letnich dzieciaków na letnim obozie. W obecnych czasie ukazało się kilka horrorów, które odniosły duży sukces. Jednym z nich jest „Uciekaj!” Jordana Peele'a. To są właśnie tego typu produkcje przedstawiające fantazję dla dorosłych.
Film po pierwszych pokazach na Festiwalu Filmowym „South by Southwest” w Austin zebrał zresztą świetne recenzje, a i przez kina idzie jak burza. Do tej pory, przy budżecie wynoszącym 21 mln dol., zarobił już ponad 76 mln dol., a przecież oczekuje jeszcze na premierę na kilku rynkach. Hasło przewodnie filmu mówi: „Czasami martwe jest lepsze”. Dobrze jednak, że maszynopis Kinga nie pożółkł i nie poszedł w niepamięć, schowany w szufladzie jego biurka. W tym przypadku lepiej, że ten materiał żyje i ma się bardzo dobrze.
„Smętarz dla zwierzaków” w kinach od 3 maja.
* Tekst powstał we współpracy z United International Pictures.