REKLAMA

Smocze kły Michaela Crichtona to książka dla fanów westernów i... prehistorycznych gadów - recenzja

Można wskazać dwa elementy, dzięki którym Michael Crichton zyskał międzynarodową sławę. Pierwszym jest Dziki Zachód, a drugim dinozaury. W nowo wydanej książce Smocze kły autor umiejętnie połączył oba te światy.

Smocze kły łączą kości dinozaurów z Dzikim Zachodem - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Gdy myślimy o Michaelu Crichtonie, pierwszym skojarzeniem nieodmiennie jest powieść Park Jurajski, fantastycznie sfilmowana przez Stevena Spielberga. Od tamtego czasu nazwisko autora zawsze łączone jest z prehistorycznymi gadami. Crichton nie zajmował się jedynie pisaniem; w dorobku ma także kilka filmów, w tym głośny Świat Dzikiego Zachodu, na którym oparty został serial Westworld.

Dinozaury i kowboje spotykają się w jego książce Smocze kły, która jest trzecią pośmiertnie wydaną powieścią autora.

Całość nie jest jednak jakimś sci-fi, w którym olbrzymie gady nękają śmiałków szukających złota. Akcja toczy się w 1876 r., a głównym bohaterem jest William Johnson, dość próżny student Yale. Pewnego dnia chłopak zakłada się o tysiąc dolarów, że latem pojedzie na Zachód wraz z ekspedycją naukową profesora paleontologii Marsha, który co roku organizuje wyprawę poszukującą kości dinozaurów. Chcąc uniknąć wstydu porażki, Johnson zaciąga się do ekipy Marsha. Szybko jednak okazuje się, że nie będzie to miła wycieczka.

Choć sama podróż odbywa się w znośnych warunkach, to bohaterowi przeszkadza charakter naukowca. Marsh jest kłamliwy, wyniosły i bardzo podejrzliwy, a oprócz skamielin nie przywiązuje wagi praktycznie do niczego. Ciągle obawia się, że profesor Cope, jego największy wróg, zechce pokrzyżować mu plany lub nawet wyrządzić krzywdę.

Ponadto Johnson obawia się także samego Dzikiego Zachodu. Celem wyprawy są terytoria należące do Indian, z którymi wojska amerykańskie toczą nieustanne walki. Powszechnie wiadomo, że przyłapani przez ludność rdzenną białoskórzy nie mają szans na ujście z życiem.

Smocze kły recenzja class="wp-image-161229"

Bohater zostaje rzucony w wir przedziwnych i niesamowitych wydarzeń.

Ilość wydarzeń i zwrotów akcji może spowodować zdziwienie, jak Crichtonowi udało się zmieścić to wszystko na trzystu stronach. Sytuacja Johnsona nie tylko zmienia się jak w kalejdoskopie, ale w fabule pojawiają się postacie i wydarzenia historyczne, które mają na młodzieńca istotny wpływ.

Obok wspomnianych profesorów Othniela Charlesa Marsha oraz Edwarda Drinkera Cope’a, William spotyka też m.in. mieszkańców legendarnego Deadwood. Ponadto cała wyprawa odczuwa skutki bitwy nad Little Bighorn oraz przemarszu oddziałów Siedzącego Byka. Na szczęście Crichton wprowadza wszystkie historyczne smaczki bardzo sensownie i bez uszczerbku dla fabuły.

Kolejnym atutem książki jest ukazanie pracy XIX-wiecznych paleontologów. Autor opisuje proces wydobywania kości w sposób ciekawy nawet dla laików. Jednocześnie zestawia skomplikowaną pracę poszukiwaczy ze znikomą wówczas wiedzą zwykłych ludzi na temat dinozaurów, a także nastawieniem elit społecznych do wydobywania kości.

Niestety, Smocze kły nie zawierają rozbudowanych opisów trudów życia na pustyniach Dzikiego Zachodu, na które tak liczyłem.

REKLAMA

Co prawda autor daje do zrozumienia, że wyprawa nie była szkolną wycieczką, a tamtejsze warunki poważnie dokuczały wszystkim uczestnikom. Do tego obecność kowbojów, bandytów i Indian stwarza bohaterom już wystarczająco wiele trudności. Mimo to kilkumiesięczny pobyt bogatych mieszczan w totalnej dziczy aż się prosił o rozległe przedstawienie.

Gdyby nie to, Smocze kły byłyby zapewne najlepszą książką Crichtona. Ale kto wie, może pisarz tak naprawdę nigdy nie dokończył tej powieści i zamierzał rozbudować jeszcze kilka fragmentów? Niestety, tego nigdy się już nie dowiemy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA