W tym wieku, po tylu wielkich płytach, po tylu fantastycznych koncertach, po tylu zakrętach życiowych Eric Clapton już nic nikomu nie musi udowodniać. Może po prostu zagrać na gitarze i zaśpiewać. Tak jak chce, a nie tak jak chcą tego od niego krytycy i publiczność.
W takim właśnie duchu powstała płyta "Old Sock", która ma dzisiaj światową premierę, a której słucham od rana za pośrednictwem Spotify. To album, który gdyby nagrał go ktoś inny pewnie przeszedłby niezauważony. Nie niesie bowiem w sobie żadnej rewolucji, nie jest przełomowy, nie obala muzycznego status-quo, nie rzuca rękawicy Coldplayowi, U2, czy Will.I.Am.
Jest za to kolażem wszystkich styli muzycznych, których "próbował" Clapton przez wszystkie lata swojej długiej kariery. Jest miejscem na piękne melodie, przydługawe na dzisiejsze standardy solówki gitarowe oraz spektakularne, choć zupełnie niewymuszone dialogi pomiędzy poszczególnymi instrumentami.
Sporo tu spokojnego bluesa, nieco reggae i jazzu oraz melodyjnego pop-rocka, czyli tego co można było doświadczyć na wszystkich płytach Claptona w XXI w. z wyłączeniem albumów stricte bluesowych ("Me and Mr. Johnson" (2004), "Sessions for Robert J" (2004), czy nagranej wspólnie z JJ Cale'em "The Road to Escondido" (2006). Jeśli słuchaliście poprzedniej studyjnej płyty Claptona zatytułowanej... "Clapton", to "Old Sock" zabrzmi jak jej druga część - ma wręcz identyczną strukturę w podziale na charakter kawałków, czy bardzo podobny styl ich aranżacji.
To jednak żaden zarzut - Eric Clapton jest uprawniony do nagrywania takich płyt jak nikt inny, może z wyłączeniem Marka Knopflera, który zakotwiczył na dobre w amerykańskim blues-folku i może nagrywać tę samą płytę co dwa lata a i tak jest pięknie. W "Old Sock" wystarczy wsłuchać się w gitarę Claptona, tę graną w stylu "slow hand", z którego jest najbardziej znany, by zrozumieć, że niczego innego wymagać o starego mistrza nie możemy.
Najlepsze fragmenty nowej płyty to te, w których Clapton pozwala sobie na nieco dłuższe formaty, czyli np. w otwierającym album "Further On Down the Road", czy też w "The Folks Who Live on the Hill", czy w pięknie zaaranżowanym coverze hitu zmarłego niedawno Gary'ego Moora "Still Got the Blues". Wspaniale brzmią także pop-rockowe melodyjki tj. "Angel", czy "Every Little Thing", w któych Clapton wspomagany jest przez żeński chórek. Tylko singlowy dynamiczny "Gotta Get Over" jest nieco mylący, bo cała płyta jest nieco bardziej nostalgiczna i spokojna.
Mało jest wśród dzisiejszych topowych muzyków naprawdę dobrych instrumentalistów. Dziś bardziej liczy się wizerunek, potencjał marketingowy w tzw. socialu, czy sex-appeal. Takich wirtuozów jak Clapton świat muzyki już dziś nie produkuje. Warto ich jednak słuchać, nawet jeśli sami mają się już dziś za stare skarpetki.
Jeśli tylko pachną tak jak ta od Erica Claptona.
Eric Clapton "Old Sock" dostępny m.in. w Spotify, Deezerze, WiMP oraz iTunesie.