REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Spielberg robi horror, który obejrzysz tylko w nocy. Odcinki mają trwać kilka minut – otwiera się nowy rynek seriali

Słynny reżyser zapowiedział, że zrealizuje dla nowej platformy streamingowej Quibi krótkometrażowy serial będący horrorem, który można będzie oglądać tylko w nocy.

11.06.2019
21:03
steven spielberg quibi krotkie seriale
REKLAMA
REKLAMA

Tym samym Steven Spielberg niejako samoczynnie stał się jednym z ambasadorów nowej platformy streamingowej, która ma pojawić się na rynku w kwietniu 2020 roku. Quibi (skrót od Quick Bites), dostępny na smartfony, ma oferować subskrybentom przeróżne gatunkowo serie, które nie będą trwać łącznie dłużej niż dwie godziny na sezon. Poszczególne odcinki mają mieć czas trwania pomiędzy 5 a 10 minut.

Serwis został powołany do życia przez m.in. Jeffreya Katzenberga, który swego czasu był szefem i założycielem studia Dreamworks, a także prezesem Walt Disney Company w latach 1984-1994.

Quibi już na tym etapie zdołał zainteresować największe nazwiska branży filmowej. Sam Raimi, Steven Soderbergh czy Guillermo Del Toro zapowiedzieli swoje produkcje na tę platformę. Teraz dołączył do nich Steven Spielberg. Reżyser przygotowuje właśnie serię „Spielberg’s After Dark”, która ma składać się z 10-12 odcinków trwających po kilka minut i być dostępna do oglądania tylko w porze nocne, po ciemku. Z tego wszystkiego w sumie ta ostatnia kwestia spodobała mi się najbardziej. Osobiście nie widzę sensu oglądania horrorów przy świetle dziennym, a znam wielu ludzi, którzy to robią, tracąc przy tym całą atmosferę grozy i strachu.

Co do samego pomysłu krótkich form, to ogólnie jestem jak najbardziej za, aczkolwiek mam pewne obawy.

Na pewno warto inwestować w krótkie formy. Od dawna ubolewam na to, że filmy krótkometrażowe traktowane są trochę po macoszemu. Można je obejrzeć na festiwalach filmowych, czasem, rzadko, udostępniane są przed seansem jakichś filmów (robi tak np. Pixar), ale właściwie poza tym nie jest łatwo na nie trafić. Stacje telewizyjne też raczej nie mają gdzie je wepchnąć w ramówkę i trafiają w pasma rzadko oglądane.

Dopiero serwis YouTube dał krótkometrażówkom oddychać pełną piersią (pamiętacie jeszcze np. serię Legendy Polskie?). A naprawdę pośród krótkich form można natrafić na prawdziwe filmowe perełki. Robiące tym większe wrażenie, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, jak wielką trzeba się wykazać dyscypliną i umiejętnościami formalnymi, by skondensować odpowiednio daną historię w tak ograniczonych ramach czasowych. To nie lada sztuka, tym bardziej w kwestii serialu, by odpowiednio zbudować napięcie i rozwinąć dramaturgię, tak by wszystkie te elementy odpowiednio zagrały podczas 5-10 minutowego odcinka.

W dobie ludzi żyjących w niedoczasie i często nie mających wolnej chwili, by obejrzeć odcinek serialu o tradycyjnej długości, usługa taka jak Quibi może okazać się ciekawą alternatywą.

Tym bardziej, że za tamtejsze seriale będą odpowiadać najważniejsi hollywoodzcy artyści i rzemieślnicy. Jestem jak najbardziej za tym, by coraz więcej takich propozycji pojawiało się jako możliwość wyboru. Netfliksowi udało się to przy okazji „Miłość, śmierć i roboty” – właśnie ogłoszono powstanie 2. sezonu animacji, w którą zaangażowany jest David Fincher. Zresztą także i polscy nadawcy, na razie telewizyjni, powoli zaczynają interesować się krótkimi formami. Na Canal+ niedawno miał premierę „Pisarze. Serial na krótko”. Składa się on z 4 odcinków trwających po 5 minut. W każdym z nich, stanowiących odrębną całość, wystąpili Maciej Stuhr i Magdalena Cielecka. Każdy z odcinków został napisany przez znanych pisarzy, m.in. Krzysztof Varga czy Dorota Masłowska.

Moje obawy związane są jednak z tym czy nie jest to przypadkiem pierwszy krok w masowym zwróceniu się tylko i wyłącznie ku krótkim treściom. W przypadku serialu, który składałby się z krótkich odcinków, to podczas oglądania go w całości można szybko się zmęczyć pojawiającymi się co kilka minut zwrotami akcji czy cliffhangerami. Nie wiem też, czy taka forma nadaje się na przykład do dramatów, gdzie trzeba rozważniej rozkładać akcenty.

Mimo wszystko mam nadzieję, że pozostanie to w sferze „treści dodatkowych” albo alternatywy, bo jednak pełnometrażowe filmy i seriale mają o wiele większy potencjał, zarówno narracyjny jak i artystyczny.

Wątpię, aby ktokolwiek wysyłał ekipy na zagraniczne plany i budował wielkie logistyczne konstrukcje, żeby nakręcić kilkuminutowy odcinek. Niedawny, świetny „Homecoming” z Julią Roberts udowodnił, że można zrobić zajmujący dramat psychologiczny, którego długość odcinka wynosi ok. 20 minut.

Zresztą przekonanie, że dzisiejszy młody widz/milenials nie ma czasu na seriale i chce konsumować jak najkrótsze treści jest moim zdaniem błędne i opiera się na niezrozumieniu oczekiwań. Nie zamierzam się wymądrzać w tym temacie, posłużę się natomiast wymiernymi przykładami. Są nimi przede wszystkim fenomen binge-watchingu, dotyczący milionów ludzi na całym świecie, którzy potrafią spędzić kilkanaście godzin, oglądając sami bądź w towarzystwie całe sezony seriali na Netfliksie. Sam coraz częściej pośród znajomych spotykam się z podejściem: „Nie chcę czekać tydzień na premierę kolejnego odcinka, poczekam aż cały będzie dostępny i obejrzę za jednym zamachem”.

Kolejnym przykładem jest ostatni sezon „Gry o tron”. Abstrahując od jego poziomu, poszczególne odcinki serialu trwały nawet i ponad godzinę. Nie przeszkodziło to produkcji HBO pobić rekordów oglądalności stacji.

REKLAMA

Na sam koniec zostawiłem sobie filmy kinowe. Tutaj może jest najmniejsze przełożenie względem konsumpcji treści w streamingu, ale podaję to jako przykład na to, że gdy mamy odpowiednio dobre i angażujące treści, to widz wcale nie chce by trwały one krótko. Piję przede wszystkim do „Avengers: Koniec gry”, który pomimo tego, że trwa 3 godziny, nie miał problemu z zapełnieniem sal kinowych na całym świecie i stał się jednym z najbardziej kasowych filmów wszech czasów.

Krótkometrażowe serie to na pewno ciekawy eksperyment. Mam nadzieję, że się powiedzie i na rynku pojawią się nowe opcje wyboru. Oby jednak nie były to docelowe formy seriali przyszłości. Fenomen Snapchata jest moim zdaniem chwilowym i dość hermetycznym trendem, nawet jeśli dotyczy on niemałej grupy dzieci i nastolatków. Na pewno będziemy się przyglądać rozwojowi tej sytuacji.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA