Netflix ma na swoim koncie naprawdę świetne produkcje. Zaczął z grubej rury, bo od "House of Cards", gdzie kinowi aktorzy i uznany reżyser robili naprawdę doskonałą robotę, tworząc (tak naprawdę) film w odcinkach. Potem serwis szedł szeroko, dostarczając propozycje dla niemal każdej grupy swoich widzów. "Stranger Things" to jeden ze starszych seriali platformy z czasów, gdy produkcje oryginalne były jeszcze nieliczne i cały czas to jeden z najlepszych seriali od Netfliksa.
Nowy sezon "Stranger Things" prawie za nami. Nie licząc dwóch długich epizodów, które serwis udostępni za miesiąc, możemy już oceniać jeden z najważniejszych seriali Netfliksa.
4. sezon "Stranger Things" jest po prostu świetny.
Powiem uczciwie, że "Stranger Things" uwielbiam, choć wiem, że to produkcja niepozbawiona wad. Mocno bazuje na nostalgii, więc czasem odwołania do innych, dawnych dzieł popkultury przypominają southparkowe „Memberberries”. Sama opowieść też nie jest przesadnie oryginalna, ot kolejna historia o małym amerykańskim miasteczku, które nawiedzane jest przez grozę z innego świata. Dodatkowo bracia Duffer, czyli twórcy serialu, nie mają ambicji, aby stworzyć coś więcej niż przygodową produkcję, którą dobrze się ogląda. I nie ma w tym nic złego, bo to działa.
"Stranger Things" ujmuje swoją bezpretensjonalnością, świetnym castingiem, muzyką i atmosferą – w Hawkings po prostu chce się być, chce się być częścią tej przygody, przeżywać ją razem z bohaterami. Produkcja zawdzięcza to w znacznej mierze podejściu Dufferów do kręcenia swojego serialu. W niejednym wywiadzie opowiadali, że scenariusze ich sezonów ewoluują, zmieniają się już na planie czy w czasie rozmów z aktorami. Choć brzmi to jak przepis na katastrofę, to ten przepis naprawdę działa. Przykład? Bob Newby (grany przez Seana Astina) partner Joyce początkowo miał mieć znacznie mniejszą rolę, ale jego postać tak bardzo pasowała do fabuły, że w trakcie produkcji uczyniono go pełnoprawnym bohaterem. Gdy ginie, jego śmierć jest jednym z najważniejszych powodów, dla których Joyce nie chce wiązać się z szeryfem Hopperem.
Piękna improwizacja i rozwój bohaterów w Stranger Things
Dzięki tym drobnym decyzjom serial rozwija się mniej lub bardziej oczekiwanych kierunkach. Najnowszy sezon doskonale pokazuje, że to właśnie bohaterowie są dla twórców najważniejsi i to procentuje. Otrzymaliśmy bowiem już nie grupkę dzieciaków, a ekipę nastolatków, żyjących zupełnie innymi problemami niż jeszcze kilka lat temu, a razem z nimi "dorasta" również sam serial.
Najnowszy sezon pokazuje, że właśnie rozwój bohaterów jest najmocniejszą stroną serialu. Przyglądając się bohaterom na przestrzeni sezonów widać, jak poważną drogę przeszli i jaki ogrom pracy włożono w to, aby relacje między nimi były wiarygodne. To wręcz niesamowite, że udało się coś, co zwykle postrzegane jest za wadę, czyli upływ czasu, który odciska się na ludziach, przekuć w zaletę. Widzowie, mogą obserwować swoich bohaterów na różnych etapach dorastania i razem z nimi przeżywać nie tylko mrożące krew w żyłach przygody, ale również patrzeć, jak zmienia się im perspektywa, jak powoli uczą się dorosłości.
4. sezon pokazał jasno, że siła serialu jako gatunku, tkwi w zmianach bohaterów, w rozległej przestrzeni, jaką to medium może dać na obserwację charakterów i relacji. "Stranger Things" robi to perfekcyjnie i dlatego jest jednym z najlepszych seriali Netfliksa.