REKLAMA

Strażnicy zrewolucjonizowali opowieści o superbohaterach. Nie sądzę, żeby serial HBO powtórzył ten sukces

Prace nad pilotem serialu Watchmen od HBO posuwają się do przodu. Popularność oryginalnego komiksu i gwiazdorska obsada gwarantują, że produkcja całego sezonu zostanie zrealizowana. Strażnicy Alana Moore'a i Dave Gibbonsa przebili balonik superbohaterskich komiksów. Mam jednak wątpliwości, czy to samo jest celem HBO. A skoro tak, to po co robić serial?

Strażnicy od HBO nie dorówanają komiksowi Moore'a. Po co ich robić?
REKLAMA
REKLAMA

Alana Moore'a nie trzeba przedstawiać żadnemu fanowi powieści graficznych. Ekscentryczny Brytyjczyk jest autorem świetnie przyjętych komiksów: V jak Vendetta i Liga Niezwykłych Dżentelmenów oraz odświeżenia Sagi o Potworze z Bagien. Przede wszystkim jest jednak autorem Strażników – komiksu, który zmienił globalne myślenie o superbohaterach.

Według pierwotnego planu Watchmen mieli być częścią DC i wykorzystywać już istniejące postaci. Ostatecznie Moore musiał stworzyć własną drużynę i uniwersum, co samemu komiksowi wyszło na zdrowie (choć do połączenia DC i uniwersum Watchmen doszło finalnie w 2016 roku w ramach DC Rebirth).

 class="wp-image-176299"

Strażnicy to komiks dorosły, stawiający w równym stopniu na bohaterów, co stronę graficzną. Ukazuje bardziej realistyczną wersję obecności zamaskowanych herosów na Ziemi.

Pierwsze próby zrobienia z panów i pań biegających po ulicach w spandeksie poważnych postaci, osadzonych w brutalnej rzeczywistości, pojawiały się przed Moore'em. Ale dopiero Strażnicy zdołali zerwać ze Złotą Erą amerykańskiego komiksu, zachowując jednocześnie jej wszystkie najważniejsze cechy. Batman Franka Millera w niczym nie przypomina Batmana Boba Kane'a i Billa Fingera, mimo że nosi ten sam kostium. A oryginalna grupa Strażników w swoich założeniach nie różni się od Justice Society of America. Tyle że ich wzajemne interakcje i wpływ na świat są całkowicie realne.

To była rewolucja, której wpływ nie minął do dzisiaj. W pewnym sensie dlatego, że przypominała burzę zamkniętą w śnieżnej kuli. Potężną w środku, ale niezauważalną dla nikogo, kto nie wziął kuli do ręki. Obecne komiksowe adaptacje na duży ekran w niczym nie przypominają Strażników (najbliżej był Nolan w Mrocznym Rycerzu). Uniwersa Marvela i DC nie wyciągnęły prawie niczego z serii Watchmen, a jeśli próbują, to bez powodzenia. MCU stawia głównie na lekką rozrywkę i humor, a DCEU próbuje nieudolnie odtworzyć mroczną atmosferę Strażników.

 class="wp-image-176302"

Sama formuła uniwersum jest zresztą problemem. Spójna i rozciągająca się na kilkanaście filmów fabuła teoretycznie pomaga stworzyć głęboką opowieść i różnorodnych bohaterów. W rzeczywistości jednak na drodze do rozwinięcia historii o prawdziwych, negatywnych skutkach ludzkich działań staje pieniądz. Prawie żadna z wielkich decyzji w Marvel Cinematic Universe nie utrzymała się do następnego filmu. Stark nie zrezygnował z bycia Iron Manem, podobnie było z Hawkeye'em, a schizma w Avengers została zażegnana w kilka sekund. Jeśli jakieś poważne zmiany wejdą w życie wraz z Avengers 4, to bardziej z powodu zmęczenia materiału aktorskiego niż chęci złamania status quo.

Watchmen od HBO zdają się idealnym kandydatem do przebicia balonika współczesnych komiksowych adaptacji. Ale jedynie na papierze.

 class="wp-image-176305"

Powieść graficzna Moore'a przez wielu fanów i krytyków uważana jest za nieprzekładalną na język filmu. Jest zbyt obszerna, za bardzo naszpikowana symboliką i meta-komentarzami, a przy tym stanowi zbyt ścisłe połączenie tekstu mówionego i graficznego kadru. Wiele osób niesłusznie nie docenia wkładu, jaki Dave Gibbons włożył w tworzenie Strażników. Jego rysunki nie tylko uzupełniają tekst, ale tworzą osobną opowieść, która pozostaje jednak w stałym związku ze słowem.

O trudności zaadaptowania Watchmenów przekonali się już i Zack Snyder, i twórcy serialu HBO. Ci ostatni wystosowali nawet otwarty list do fanów, w którym przyznają, że ich serial będzie osobną opowieścią. Z czysto neutralnego punktu widzenia nie ma w tym nic złego. Lepiej stworzyć nową, dobrą historię w już istniejącym świecie niż nieudolnie próbować przerobić książkę na film czy serial.

Niestety, szanse na zupełnie nową jakość drastycznie maleją, jeżeli rezygnujemy z bazy w postaci oryginalnych Strażników Moore'a.

 class="wp-image-176308"

Paradoksalnie jest tak również dlatego, że serial powstaje dla HBO. Amerykańska stacja kablowa znana jest z tworzenia pasjonujących opowieści, rozciągniętych na kilka sezonów. Eksperyment czy zmiana reguł nie leżą jednak we krwi HBO. Na coś takiego mogą sobie pozwolić mniejsze telewizje, których seriale nie mają tak gigantycznego budżetu, za to muszą się wyróżnić z tłumu podobnych produkcji czymś nietypowym. Dobrym przykładem jest Legion od FX. Ba! Nawet superbohaterskim serialom Netfliksa bliżej do schematu Moore'a.

REKLAMA

Mam poważne wątpliwości co do zasadności produkowania quasi-adaptacji Strażników. Nie oznacza to, że sam serial będzie nieudany. Obsada w składzie: Regina King, Don Johnson, Tim Blake Nelson, Louis Gossett Jr., Adelaide Clemens i Andrew Howard robi wrażenie, a według informacji Variety dołączył do niej właśnie sam Jeremy Irons. Zapewne nie będzie to jednak rewolucja choćby w drobnym procencie podobna do tej wywołanej przez komiks duetu Moore/Gibbons.

A przecież komiksowym adaptacjom naprawdę przydałoby się mocne odświeżenie. Czy naprawdę warto więc tworzyć serial, który zawiedzie wieloletnich fanów, zrazi autora i nie wyróżni się tłumu innych komiksowych uniwersów? Odpowiedź na to pytanie znów leży po stronie pieniądza.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA