„Suburrę” na start oceniłem bardzo pozytywnie. Chociaż wiem, że część czytelników nie zgadzała się ze mną, wyrażając to dość gwałtownymi słowami. Ja jednak ciągle będę bronił swojego zdania, mimo że widzę, iż 2. sezon jest zdecydowanie gorszy od pierwszego.
OCENA
Punktem wyjścia poprzedniej serii był dziwny sojusz trzech chłopców. Każdy z nich musiał wyzwolić się z więzów zobowiązań wobec swoich bliskich. Pochodzili z różnych światów, ale każdy z nich miał coś wspólnego z przestępczym światem Rzymu. Był więc członek romskiej zbieraniny przestępczej, syn głowy mafijnej rodziny, a także potomek policjanta. Każdy z nich szukał własnej drogi w życiu, chciał w jakiś sposób odbić się od swojego środowiska i odnaleźć własną tożsamość, odrębność.
Losy chłopców splotły się nieoczekiwanie ze sobą, ale też z wielką aferą, w którą zaangażowani byli mocni gracze.
Rzecz jasna chodzi o ziemię. W całą sprawę zaangażowany jest Watykan, mafijne rodziny, a także duże przestępcze organizacje z południa Włoch. Cała groza tej sytuacji polega na tym, że Samuraj, mafijny wysłannik, świetnie zna świat polityki, który akurat w Rzymie splata się mocno z Kościołem. Groźny bandyta doskonale wie, jakie sznurki pociągnąć, które klawisze nacisnąć i jak mocno to robić. Trzech młodych mężczyzn, bez większego zaplecza, wpada więc w tryby wielkiej maszyny, gry, której zasad i mechaniki nie znają.
„Suburra” w pierwszy sezonie wypadała więcej niż dobrze.
I to nawet mimo tego, że nie oferowała przesadnie oryginalnej historii. W zalewie produkcji gangsterskich wrażenie robiło jednak solidne wykonanie, nieźli bohaterowie i ciekawy zabieg narracyjny, w którym finał każdego z odcinków widzieliśmy na początku epizodu.
W 2. serii jest jednak gorzej, bo znika efekt świeżości, wspaniałe kadry nie robią już takiego wrażenia - ale pamiętajmy, że trudno nakręcić brzydki film czy serial, jeśli akcja dzieje się w Rzymie. Młodzi bohaterowie pozornie poszli o krok dalej, ale twórcy bardzo szybko ograniczają ich możliwości. I chociaż Spadino (Giacomo Ferrara), Aureliano (Alessandro Borghi), Gabriele (Eduardo Valdarnini) w teorii przeszli niemałą drogę, ich charaktery i położenie wydają się niezmienione.
To trochę tak, jakby twórcy za wszelką cenę chcieli powtórzyć klimat 1. sezonu, jednocześnie dodając trochę więcej aktualnych wątków.
Mamy więc ciąg dalszy drogi do władzy Amedea Cinaglii (Filippo Nigro) i próbę wycięcia sobie kawałka tortu przez Sarę Monaschi (Claudia Gerini). A wszystko to dzieje się razem z rozgrywającym się w tle kryzysem uchodźczym. Polityk gra na antyimigranckich emocjach, a sprytna Sara organizuje obóz dla uciekinierów.
„Suburra” robi jeszcze raz to samo, ale gorzej.
Niestety, fabuła jest niezbyt angażująca, bo nie oferuje nic więcej ponad to, co widzieliśmy w poprzednim sezonie. Tu niby mamy obietnicę, że konflikt między młodymi bohaterami, a Samurajem zakończy się definitywnie, ale nie chodzi przecież o samą historię, ale również o bohaterów, którzy są w jej centrum.
Tam, gdzie błyszczało niedopowiedzenie i świetna gra aktorska, tam w teorii mamy to samo, niestety bohaterowie nie są równie pociągający, bo nie wydają się przechodzić zmian. A jednak 2. sezon „Suburry” nie jest wpadką czy porażką. To bezpieczna i zachowawcza kontynuacja. I chociaż chciałoby się czegoś więcej, to możliwość powrotu do tego brutalnego, mafijnego świata jest naprawdę przyjemnym doświadczeniem. Więc jeśli lubiliście 1. sezon z jego wadami, to „dwójka" również wam się spodoba.