Jako filmowe rzemiosło, Suicide Squad było fatalne. Jako przedstawienie nowych bohaterów DC - co najwyżej przeciętne. Mimo tego, wciąż nie potrafię zapomnieć o jednej, znakomitej scenie.
Ta pojawia się mniej więcej w połowie filmu i dotyczy Harley Quinn oraz Jokera. Szalona kobieta wspomina chwile, w których skacze do kadzi z chemikaliami, a na jej pomoc rusza grany przez Jareda Leto, moim zdaniem kapitalny Mister J.
Scena skoku jest całkowitym zaprzeczeniem relacji Joker - Harley z komiksów. Rewelacyjnym zaprzeczeniem.
Wątek w zakładzie chemicznym ACNE można definiować na wiele sposobów. Harley przyrzeka Jokerowi, że chce za niego umrzeć, a także chce dla niego żyć. Mężczyzna mówi z kolei, że żądza prowadzi do uległości, z kolei uległość prowadzi do siły. „Bełkot” Jareda Leto jest tutaj kluczowy.
Żądza, uległość i siła to trzy stopnie, przez jakie musiała przejść doktor Quinnzel, aby zamienić się w Harley Quinn. Kobieta czuła żądzę, pożądanie względem mężczyzny już w zakładzie psychicznym Arkham. Ostatecznym aktem uległości jest z kolei skok do kadzi z chemikaliami, który widzimy w filmie. W tym momencie otwiera się pole do interpretacji.
Czym w takim razie jest siła? Moim zdaniem przez siłę Joker rozumiał wynurzenie się Harley z kadzi. Kobieta miała to zrobić o własnych siłach. Tak, jak wiele lat temu zrobił to Joker, który zamienił się w szaleńca na skutek podobnego wypadku i kontaktu z tymi samymi silnymi środkami.
Niestety, Harley zawodzi Jokera. Kobieta nie wynurza się z kadzi. Nie staje się odrodzona, nie staje się silna niczym zielonowłosy klaun. Zamiast tego pogrąża się głębiej i głębiej w cieczy. Rozczarowany Joker odwraca się na pięcie i odchodzi, zostawiając kobietę na pastwę śmierci.
W tym momencie dzieje się coś niespodziewanego.
Król mafii w Gotham, niezrównoważony świr, seryjny morderca, psychopata i osoba bez żadnych wyrzutów sumienia, zaczyna prowadzić walkę sam ze sobą. Joker wydaje z siebie nieprzyjemny dźwięk i porusza głową, jak gdyby chciał wyrzucić z umysłu dziwaczne myśli.
Jednak zamiast odejść, mężczyzna zrzuca z siebie kurtkę i sam wskakuje do kadzi z chemikaliami, ratując Harley. Joker wynurza kobietę, po czym robi jej sztuczne oddychanie, a następnie całuje. Warto dodać, że to on pierwszy zniża się do pocałunku.
Przy całej otoczce mordercy i szaleńca, wielu mogłoby nazwać tę scenę romantyczną. Nieznający skrupułów Joker, morderca kobiet i dzieci, sadysta i szaleniec, dokonuje aktu, którego nie można się po nim spodziewać. Porywa się na ratunek kobiety, wcześniej walcząc ze swoją pozbawioną jakąkolwiek emocji częścią.
Cokolwiek Joker czuł w tamtym momencie do kobiety tonącej w chemikaliach, wygrało to z postawą przestępcy. Mister J przegrał pojedynek z własnymi emocjami. Świadom tej słabości, sfrustrowany zrzuca kurtkę na podłogę i rzuca się na ratunek. Niemalże niczym książę w białej zbroi.
W komiksach jest zupełnie odwrotnie. Joker nigdy w życiu nie uratowałby Harley.
Tam relacja między dwoma szwarccharakterami opiera się na fizycznej i psychicznej przemocy. Joker to damski bokser, który nie szczędzi kobiecie razów, gdy uzna, że ta na to zasłużyła. Kobieta nie może ponadto liczyć na mężczyznę. Ten nie pomaga jej w trudnych chwilach ani nie wspiera, oczekuje za to od niej bezgranicznego wsparcia.
Komiksowy Joker to manipulant, do bólu toksyczny, przyprawiający Harley o ból, łzy i głębokie stany depresji. Kobieta cierpi na syndrom sztokholmski, uzależniając się od swojego oprawcy. Oprawca to słowo-klucz. Relacja pary morderców nie opiera się na partnerstwie i równoprawności. Joker zawsze jest nad. Harley zawsze jest pod. Joker mówi, Harley słucha. Joker bije, Harley przyjmuje ciosy. Jak pies, na zawsze wierny niewdzięcznemu właścicielowi.
Twórcy Suicide Squad obrali zupełnie inny kierunek.
Relacja między Jokerem i Harley to bezsprzecznie najlepszy wątek romantyczny, jaki dotychczas pojawił się w powstającym na naszych oczach filmowym uniwersum DC. Joker ratujący Harley z odciętego od świata, oblężonego miasta, witający ją pocałunkiem, obiecujący szampana i skórę z niedźwiedzia - czegoś takiego nie uświadczycie w komiksach.
Z jednej strony, ugrzecznienie wątku tej pary, to zawsze szkoda dla bardziej ponurego, mrocznego świata współdzielonego przez Batmana i innych mieszkańców Gotham. Z drugiej, relacja Harley i Jokera to najlepszy, najciekawszy element, jaki widziałem w nowych filmach Warnera o super-bohaterach.