Horror w ostatnich latach przeżywa swój renesans. Do tytułów, które powinny zostać zapisane złotymi zgłoskami w historii kina grozy dołączyła Suspiria Luki Guadagnino. Obraz stanowiący nową wersję filmu z 1977 roku, który także uchodzi za klasykę gatunku. Godny następca? Poznajcie powody przemawiające za tym stwierdzeniem.

Ten film podzieli publiczność. Nie jest łatwy w odbiorze, nie jest jednoznaczny, choć w mojej ocenie to istne arcydzieło. Rozumiem jednak, że niektórzy nie będą musieli podzielać tego zdania. Warto jednak spróbować, a dlaczego? Poznajcie 7 powodów.
Metamorfoza Tildy Swinton
Aktorka już kilkukrotnie współpracowała z Luką Guadagnino. Tym razem reżyser powierzył jej podwójną rolę. Swinton wciela się na ekranie w Madame Blanc, guru uczennic akademii baletowej, w której toczy się akcja dzieła. Postać stylizowana jest na Pinę Bausch, niemiecką tancerkę oraz choreografkę tańca współczesnego. Jednak Swinton, dzięki umiejętnościom charakteryzatorów, zmienia się również w Suspirii w doktora Josefa Klemperera, podstarzałego psychiatrę. Dwie różne role, wymagające dwóch osobnych interpretacji i temperamentów, a jednak aktorka wypada równie przekonująco w każdej z nich. Klasa.
Muzyka Thoma Yorke’a
Lider Radiohead zaproponował ścieżkę dźwiękową zupełnie inną niż ta podpisana przez zespół Goblin w oryginale Argento z 1977 roku. To dźwięki niepokojące, z pogranicza koszmaru, ale jednocześnie delikatne, wręcz poetyckie. Na szczególną uwagę zasługują utwory Suspirium oraz Unmade, w których Yorke udziela się również wokalnie. Mają one w sobie coś z późnych dokonań jego macierzystej formacji, ale też nieco z dźwięków kojarzących się ze skandynawską sceną muzyczną, serwującą rozmarzone, oniryczne brzmienia. Prawdziwa bajka na tle upiorności reszty soundtracku.
Sceny tańca
Być może to zbyt duże uogólnienie, ale taniec współczesny sam w sobie potrafi być niepokojący. Ten ukazany w Suspirii z pewnością taki jest, reżyser czyni z niego główny silnik napędzający ekranowy horror. Scena, w której Susie Bannion, grana przez Dakotę Johnson, wykonuje układ, który jednocześnie oddziałuje na dziewczynę zamkniętą w zupełnie innej sali, jeszcze przez długie tygodnie od seansu będzie śnił się wam po nocach. Życzenie połamania nóg nabiera tu zupełnie nowego znaczenia.
Rudowłosa Dakota Johnson
Choć filmografia aktorki nie należy do najkrótszych, to jeszcze nigdy żadna z jej ról do mnie nie przemówiła. Aż do teraz. Johnson grająca na wycofaniu idealnie pasuje do roli wyalienowanej Susie, nad wyraz spokojnej dziewczyny z Ameryki, która zjawia się w zupełnie dla niej obcym miejscu. Aktorka dodatkowo wygląda olśniewająco w długich włosach w kolorze miedzi. Christian Grey powinien sobie pluć w brodę, że nie poznał filmowej Anastasii właśnie w takim wydaniu. Guadagnino wydobył z Dakoty Johnson to, czego nie udało się w niej odnaleźć nikomu przed nim.
Berlin końca lat 70.
Guadagnino wyraźnie kreśli w filmie kontekst społeczno-historyczny. Osadzając akcję w podzielonym murem Berlinie, ukazuje kipiące w jego wnętrzu napięcie. Miasto targane jest zamachami terrorystycznymi grupy Baader-Meinhof, o których informują media. Policja stale kontroluje ulice i tłumi akty buntu, zwykłe wyjście na spacer urasta do rangi zadania o podwyższonym ryzyku. Szarobure ulice niemieckiej stolicy przytłaczają, choć jednocześnie są pięknie portretowane.
Zdjęcia
Ich autorem jest Sayombhu Mukdeeprom, Tajlandczyk, który współpracował już z Guadagnino przy Tamtych dniach, tamtych nocach, ale też m.in. przy Wujku Boonmee, zwycięskim dziele z Cannes z 2010 roku. W jego przedstawieniu przestrzeń miasta, ale i zamknięte pomieszczenia akademii baletowej, wytwarzają atmosferę tajemnicy, choć jednocześnie wyczuwalne jest w nich buzujące napięcie. Mukdeeprom doskonale portretuje także szczegóły, co również przyczynia się do kreowania wyżej wymienionych emocji. W warstwie wizualnej twórcom udało też się uniknąć kopiowania wyrazistego stylu Argento, choć pokusa musiała być ogromna.
Hołd dla Dario Argento
I częściowo Guadagnino z resztą ekipy poddali się tej pokusie. Nie ma jednak mowy o kalce, bo to wciąż ich własna wizja, ale w kilku fragmentach wracają intensywne niebieskie i czerwone barwy, z którymi trudno nie skojarzyć pierwowzoru. Krwista czerwień zalewa ekran w jednej z końcowych scen i jest to już czysty koszmar, po którym nie sposób zasnąć w nocy. Wizualna maestria nie będąca zżynką ze stylu rodaka Guadagnino.