Film sprzed dwóch lat, "Plan doskonały", pokazał mi, że perfekcyjny skok to taki, w którym sprawcy nie da się wyłonić spośród sporej grupy niewinnych ludzi, z których każdy zdaje się mieć alibi. Wcześniej Quentin Tarantino we "Wściekłych psach" obmyślił koncepcję napadu, gdzie członkowie nawzajem się nie znają. Miało to zapobiec ewentualnemu "wsypaniu" wspólników. Niestety, w tym przypadku nie wyszło. Idźmy więc dalej, co zrobić, aby uniknąć wpadki? Scott Frank, scenarzysta m.in. "Raportu mniejszości", w swoim debiucie reżyserskim stosuje nową metodę rabunku. Pokazuje nam "Świadka bez pamięci".
Film jest w zasadzie podzielony na dwie części, które są ze sobą spójne za sprawą głównego bohatera. Chris Pratt (którego gra całkiem przekonujący Joseph Gordon-Levitt) jest szczęśliwym chłopakiem. Polegając na własnych zdolnościach, ale także na pokaźnych finansach rodziny, zdobył to, o czym jego rówieśnicy mogliby tylko pomarzyć. Jest gwiazda hokeja, ma sportowy samochód i niczego sobie dziewczynę. Jak to jednak często w filmach bywa, kiedy na początku ma się wszystko, to bardzo łatwo można to stracić. Tak jest i tym razem - brawura głównego bohatera doprowadza do zderzenia z kombajnem na wiejskiej drodze. Dwójka przyjaciół chłopaka ginie, jego towarzyszka zostaje poważnie ranna, a on sam doznaje urazu mózgu. Od teraz ma olbrzymie trudności z zapamiętaniem czegokolwiek, musi nastawiać sobie bez przerwy budziki w zegarku i spisywać podstawowe czynności w notesie. Często też bez zahamowań mówi to, o czym akurat myśli, nawet jeśli jest to coś nieodpowiedniego (chociażby chwalenie się terapeutce, że chciałoby się z nią przespać). Chris, którego życie uległo kompletnemu paraliżowi, zostaje przydzielony przez klinikę przystosowywania do życia jako współlokator niewidomego Lewisa. Razem planują otworzyć własny bar, ale po kolei... Póki co, nasz były gwiazdor żyje z pieniędzy rodziciela, ale nocami dorabia sprzątając mały bank, w którym co rok przechowywane są pieniądze ze żniw. Ta właśnie placówka staje się celem rabunku niejakiego Gary'ego Spargo, który próbuje wciągnąć Pratta w swój niecny plan.
Cały scenariusz zbudowany jest dość prosto. Nie ma tu jakiś zagadek czy niedopowiedzeń, które sprawiają, że po zakończeniu seansu widz dalej głowi się co i jak. Wydarzenia przedstawiono wyraźnie i wszystko jest jasne. Raz tylko jesteśmy świadkami cofnięcia się do minionych wydarzeń (tzw. flashback), a w innej scenie widzimy wyobrażenie bohatera na temat tego, co może się stać. Dzięki temu nie trzeba bacznie obserwować każdego kroku, a i tak wszystko będzie w miarę logiczne. Konstrukcja więc może trafić w gusta tych, którzy nie lubują się w zakręconych konceptach.
Jak już powiedziałem, całość można łatwo podzielić. Mamy tu przedstawioną tragedię i zarazem ciekawy przypadek głównego bohatera. Interesujące jest obserwowanie życia po wypadku, które staje się dość ograniczone ze względu na uszkodzenia umysłu. Poza tym, zastanawiająco ukazano relacje ludzi z ułomnościami zarówno względem siebie, jak i reszty świata. Chris zmaga się z własnym problemami, które narastają w miarę dołączania (początkowo nieświadomego) do grupy przestępczej. Tu także jest ciekawie. Gary, który planuje cały skok, ma jakąś ideologię. Nie pokazano jej w zbytnio przekonujący sposób, ale fakt, istnieje. Cała akcja przestaje więc być zwykłą próbą wzbogacenia się, znajduje też jakieś tam minimalne uzasadnienie moralne, które w sumie okazuje się tak dobre jak każde inne. Rząd wyzyskuje farmerów, to znaczy rząd jest zły i jego okradanie nie wydaje się niczym, czego trzeba by się było wstydzić. Do mnie to nie trafia, ale przynajmniej istnieje tu jakiś pretekst.
Nie wiem czemu, ale zawsze najbardziej podobają mi się "ci źli". Tak jest też w tym przypadku, zarówno mózg jak i "cyngiel" całej operacji to chyba, obok niewidomego Lewisa, dwie najlepiej zagrane postacie. Gary to inteligentny gość, bierze na siebie rolę przekonywania Chrisa, a grający go Matthew Goode jest odpowiedni do sprawiania wrażenia właśnie takiej postaci. Wspomniany też ślepiec poza tym, że zdaje się czasami być nieco zbyt porządny i poprawny - potrafi do siebie przekonać. Moim faworytem został jednak Bone, w którego wcielił się praktycznie nieznany publiczności Greg Dunham. Facet wygląda prawie jak Ozzy Osbourne, ubiera się na czarno, ma ciemne okularki, a w dłoni obrzyna. Taki profesjonalista i zimnokrwisty morderca w jednym, typ do polubienia jako bohater filmowy, ale nie chcielibyście go spotkać w ciemnym zaułku.
Podsumowując, "Świadek bez pamięci" to naprawdę porządny film. Nie jest to może jakieś kino najwyższych lotów, które skłania do przemyśleń (chociaż ma ciekawą teorię opowiadania historii zaczynając od tyłu), za to potrafi zająć na jakiś czas. Pokazuje nam coś nowego, a miejscami każe snuć własne domysły. Nie stanowi arcydzieła, ale obejrzeć można bez obaw, że zmarnujemy półtorej godziny życia.