REKLAMA

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich: Książki i autorzy, których musisz przeczytać

Dziś, 23 kwietnia 2014, prawie 20 raz obchodzimy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Wywodzący się z Katalonii, a w wielu krajach zapoczątkowany dzięki UNESCO ma być świętem, promującym czytanie oraz prawa twórców. Badania nad polskim czytelnictwem w latach 2012 i 2013 wskazują, że nie jest z nami najlepiej. Dwa lata temu dzięki Bibliotece Narodowej dowiedzieliśmy się, że ponad 60% respondentów w ciągu 12 miesięcy poprzedzających ankietę nie przeczytało żadnej książki. Rok później Centrum Badań Opinii Społecznej przeprowadziło podobne badanie - tym razem okazało się, że nieczytających jest ponad 30%.

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich: Książki i autorzy, których musisz przeczytać
REKLAMA

My regularnie udowadniamy wam, że (e-)czytamy. Z okazji tego międzynarodowego święta postanowiliśmy podzielić się tytułami i nazwiskami z literackiego świata, których nie można pominąć. Jakie książki po prostu trzeba przeczytać? Które tytuły zrobiły na nas dotychczas największe wrażenie?

REKLAMA
buszujacy w zbozu salinger

Jeśli miałabym określić ulubioną odmianę gatunkową powieści, powiedziałabym, że najbardziej lubię kryminały. Od lat zaczytuję się w książkach Agathy Christie, która stworzyła wspaniałych bohaterów - nieco pretensjonalnego Herculesa Poirota i uroczą, choć wścibską starszą panią, Miss Marple. Konwencja tzw. "zamkniętego pokoju" należy do moich ulubionych, dlatego z sympatią sięgam także po powieści Joe Alexa oraz inne - można by rzec - stereotypowe kryminałki. Autorem, który ostatnimi czasy wywarł na mnie największe wrażenie, i który poniekąd wpisuje się w tę odmianę, choć doszukać się można u niego i sensacji, i thrilleru jest Zygmunt Miłoszewski. Choć o "zamkniętym pokoju" nie ma tu mowy i zdecydowanie nie są to klasyczne kryminały, wątek detektywistyczny, szukanie mordercy są na najwyższym poziomie. Jego powieści się pożera. Jednak, gdy ktoś spyta mnie o najlepszą i wybitną książkę, którą bez zastanowienia mogłabym uhonorować przydomkiem "naj", odpowiem: "Buszujący w zbożu" J. D. Salingera. To powieść, którą po prostu każdy powinien przeczytać. Narracja, humor, melancholia są czymś co wyróżnia ją na tle innych, są doskonałe. Fragmenty znam na pamięć, każde zdanie jest jak ostrze noża, każde głęboko zapada w pamięć i celnie ripostuje rzeczywistość. Natomiast jeśli chodzi o powieść, która zrobiła na mnie największe wrażenie ostatnio, na pewno jest nią "Złodziejka książek" Markusa Zusaka. Piękna i poruszająca. Obecnie czekają na mnie trzy lektury: "Niewierność zagubiona w deszczu" Mendozy, "Małżeństwo we troje" Schmitta i "Beksińscy. Portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej.

BAtorCiemno

Zawsze mam problem, żeby wskazać swojego ulubionego autora czy ukochany tytuł – i nie dotyczy to tylko książek, ale też gier, filmów czy muzyki. Nie wiem, czy wynika to z tego, że nie trafiłem jeszcze na dzieło, które kompletnie rozłożyłoby mnie na łopatki, czy wręcz odwrotnie – trafiłem na takich wiele. Żeby jednak nie posuwać się tu do niekończących się dywagacji na ten temat, pozwolę sobie napisać o książce, która w ostatnim czasie wywarła na mnie największe wrażenie. Mowa o „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator. Przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie mam do tej powieści – momentami najzwyczajniej w świecie nudnej, z kilkoma nieprzekonującymi rozwiązaniami i rozczarowującą końcówką – nie potrafię odmówić jej niezwykłego magnetyzmu, który przyciąga do lektury i fascynuje. Dużym jej atutem jest też klimat, budowana z ogromnym pietyzmem atmosfera zła i mroku, uderzająca czytelnika z siłą rozpędzonego Pendolino. Nie podobna nie wspomnieć też o fantastycznym, bardzo plastycznym stylu autorki, która niezwykle drobiazgowo oddała naturę otaczającego nas szumu językowego. Nadzwyczajna książka, której szkoda nie znać.

king mroczna wieża

Ulubiona książka? Zawsze z tym miałem problem, który właściwie zaczął się w okresie podstawówkowym, kiedy – w przeciwieństwie do współczesnego mnie - pochłaniałem książki masowo. Zawsze byłem fanem fantasy, science-fiction i horrorów, co skończyło się tak, że… bardzo wcześnie zacząłem czytać Stephena Kinga, a jedną z moich ulubionych książek stała się seria „Mroczna Wieża”. Cykl ten  – powiedzmy sobie szczerze, niezbyt odpowiedni dla kogoś, kto chodzi do podstawówki - zapadł mi w pamięci na tyle, że szybko wciągnąłem się w specyficzny klimat powieści Kinga, stając się jego fanem. Drugim autorem, do którego po dziś lubię wracać, jest Isaac Asimov, legenda gatunku science-fiction. „Świat Robotów” - autorstwa Asimova - to z pewnością najlepszy zbiór tekstów z gatunku fantastyki naukowej, jaki przyszło mi w całym życiu czytać. Opowiadając o ulubionych powieściach, nie mogę pominąć „Harry’ego Pottera” J. K. Rowling, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Fakt, zatrzymałem się na części piątej serii i nigdy więcej do niej nie wróciłem, ale książki Rowling – jako pierwsze w historii mojego czytelnictwa – czytałem w ciągu jednego, maksymalnie dwóch dni. Dla małego mnie to było coś, stworzyć tak ciekawy świat, że pochłaniał umysł całkowicie. W zasadzie, nadal robi to na mnie niemałe wrażenie.

historia jazzu 100 wykładów niedziela

Książka którą poleciłbym z czystym sumieniem? "Historia Jazzu - 100 Wykładów" Jacka Niedzieli. Fenomenalna lektura, która pozwala zagłębić się w historię muzyki, której dzisiaj słuchamy. Nawet, jeśli nie jesteśmy koneserami jazzu, czegokolwiek byśmy nie słuchali, z 99.999% prawdopodobieństwem muzyka ta jest zakorzeniona w jazzie. Hip-hop, rock, house, wszelakiej maści elektronika, wszystko to wywodzi się z muzyki jazzowej, często-gęsto granej przez Afroamerykanów w pierwszej połowie XX. wieku, i czerpie z niego pewne elementy. Książka napisana jest przez dr habilitowanego Jacka Niedzielę - kontrabasistę, kompozytora oraz wykładowcę, a także profesora Akademii Muzycznej w Katowicach. Dzięki tej książce możemy poznać najważniejsze postaci muzyki jazzowej, takie jak Thelonius Monk, John Coltrane, Louis Armstrong, Billie Holiday czy Ezekiel Smith, podgatunki - takie jak boogie-woogie, stride piano, ragtime, hard-bop czy Chicago Dixieland, ale też poznać teorię, elementy składowe, oraz dowiedzieć się, skąd wzięły się dane brzmienia, jaka jest historia ich narodzin, oraz poznać bliżej życiorysy najważniejszych artystów jazzowych. Książka ta to fenomenalna podróż w czasie, która w niesamowity sposób przybliża, mocno odległy od europejskiego, amerykański świat muzyki popularnej. W sam raz dla każdego, muzycznego geeka, jak ja - i pewnie Ty, skoro właśnie moją wypowiedź czytasz. :)

piec_lat_kacetu_grzesiukjpg

Polecić komuś jedną książkę, jednego e-booka czy jedno słuchowisko od zawsze było dla mnie największą karą i drogą przez męki. To po prostu niemożliwe. Na tak skonstruowane pytanie nieustannie mam ochotę rzucić komuś prosto w twarz „Harry Potter!” (byle nie rzucać samą książką – te bywały naprawdę obszerne), odwrócić się na pięcie i uciec w siną dal. Nie oznacza to, że nie mam w pamięci żadnego dzieła, które wywarło na mnie niespotykany wpływ. Wręcz przeciwnie. Dwa tytuły są ze mną praktycznie cały czas, od momentu ich przeczytania. Obie książki są wszyte głęboko pod moją skórę i nie pomaga żadne szorowanie ani żaden prysznic – zdaje się, że już nigdy nie wyrzucę ich ze swojej pamięci. Jedno dzieło tyczy się wydarzeń, które miały miejsce naprawdę. Są jednak tak strząsające, że najprościej jest nie wierzyć w tego typu ludzkie okrucieństwo. Druga pozycja to czysta fikcja. Ta została jednak rozpisana tak dokładnie, pieczołowicie i przejmująco, że ma się wrażenie, jak gdyby jej akcja naprawdę miała miejsce. Naprawdę chciałbym Wam polecić „Pięć lat kacetu” napisanych przez polskiego więźnia trzech nazistowskich obozów zagłady. Stanisław Grzesiuk przeżył tyle, że wystarczyłoby na tragiczne, makabryczne i szokujące wspomnienia przynajmniej kilku generacji. Wszystko w ciągu pięciu lat spędzonych na terenie 3 niemieckich obozów. Grzesiuk pisze w swojej książce o codziennym życiu więźnia w pasiakach. Nie unosi się w oparach poezji, nie tworzy wyraźnego podziału na złych i dobrych, „naszych” i „obcych”. Jest do bólu konkretny, do bólu szczegółowy i do bólu szczery z samym sobą, co nie zawsze jest cechą autorów piszących o wydarzeniach z okresu drugiej wojny światowej. To, za co pokochałem „Pięć lat kacetu” to właśnie ta brutalna i szokująca szczerość. Doświadczony życiowo Grzesiuk nie pisze tylko o innych, ale również o sobie. Kiedy wykorzystywał nałóg palenia innych osadzonych dla zaspokojenia własnego głodu – pisał o tym. Kiedy na jego oczach ginęli niewinni ludzie – pisał o tym. Kiedy pomagał innym – pisał, kiedy nie pomagał – również pisał. Bez żadnych kompromisów, bez żadnych ugrzecznień i bez żadnych białych plam, autor zakreślił przed czytelnikiem tak skrupulatnie sporządzaną wizję tamtego mrocznego okresu, jak mało który polski pisarz. Brutalna rewelacja. Drugą wyjątkową dla mnie książką jest „Piknik na skraju drogi” braci Strugackich. To powieść science-fiction, która wywarła i wciąż wywiera ogromny wpływ na kształt współczesnej sceny fantastycznej. Zwłaszcza tej na terytorium Środkowej i Wschodniej Europy. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby nie „Piknik na skraju drogi”, wydany po raz pierwszy w 1972 roku, nie mielibyśmy dzisiaj filmu i gier z serii S.T.A.L.K.E.R. oraz moglibyśmy co najwyżej pomarzyć o tak wciągającym uniwersum jak to rozrysowane w serii Metro„Piknik na skraju drogi” jest niezwykle wciągają lekturą. Przy okazji każda karta tej książki jest tak intensywna i sugestywna, że nie sposób nie dać wiary opowieści snutej przez braci Strugackich. Tajemnicze eksperymenty, nieudane osiągnięcia naukowe, reaktory atomowe, skarżone strefy oraz cuda w miejscach, w których jeszcze jakiś czas temu kwitło normalne życie – z tej książki gęsty jak smoła klimat nawet nie paruje, on już się po prostu wylewa zza tuszu. Zdecydowane must have dla każdego miłośnika tego typu produkcji. To na kartkach tej powieści wszystko się zaczęło, natomiast postapokaliptyczna mania trwa dzisiaj w najlepsze właśnie dzięki Strugackim.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA