Trzy lata temu, dzięki udanym i przewrotnym fabularnie "Barbarzyńcom", Zach Cregger awansował do miana jednego z najciekawszych reżyserów kina grozy ostatnich lat, który umie podejmować odważne decyzje i filmowo je bronić. Teraz do kin trafiły "Zniknięcia" - jego najnowszy, mocno autorski projekt, którym Cregger znów udowadnia, że ma łeb jak sklep.

Nie sposób przy nowym filmie Creggera nie nawiązywać do jego poprzedniego dzieła, czyli wspomnianych już "Barbarzyńców". Horror airbnb, który wykonuje niemal w połowie metrażu kompletny zwrot fabularny, przy czym jednocześnie udaje mu się skutecznie dowieźć historię do końca, pokazał światu jedno: ten gość nie tylko umie w inscenizowanie grozy, ale także w jej pisanie. Z przyjemnością oczekiwałem na jego najnowszy film, opisywany jako "Magnolia" wśród horrorów, czy generalnie mocno chwalony. Po seansie stwierdzam, że jest za co.
Zniknięcia - recenzja. Niby Stephen King, a jednak Zach Cregger
Tytułowe zjawisko dotyczy niewielkiego miasteczka Maybrook w Pensylwanii. To właśnie tam, pewnej nocy, o 2:17 dochodzi do nadzwyczajnej sytuacji: 17 niczym nieprzymuszonych dzieci w dziwaczny sposób wybiega z domu i znika. Lokalna społeczność na czele z rodzicami zaginionych uczniów jest spanikowana, co mocno odbija się na Justine (Julia Garner), nauczycielce, do której klasy chodziła cała siedemnastka. W tym samym czasie ojciec jednego z chłopców, Archer (Josh Brolin) desperacko poszukuje swojego syna i próbuje poznać prawdę o tym, co się stało.
Jeśli szukać gatunkowych szufladek, nie trzymałbym się kurczowo horroru - choć grozy jest w tym filmie niemało, historia bardziej sprawia wrażenie dramatu czy dreszczowca. Cregger ponownie udowadnia, że jest czempionem, jeśli chodzi budowanie klimatu niepokoju, niepewności, czy nieraz wypowiadanego przez jedną z postaci "what the f*ck". Ten festiwal grozy i dziwności niekiedy przywodzi na myśl Stephena Kinga (mała miejscowość, dzieci, szerzące się zło), ale w przeciwieństwie do niego, reżyser dowozi finał, nawet pomimo tego, że rozwiązanie zagadki poznajemy jakieś pół godziny przed końcem. Zakończenie tej historii jest mocne, szalone, i generalnie dość rozumnie skonstruowane.
Cregger podbił sobie fabularną poprzeczkę - zamiast robić jeden twist w trakcie całego filmu, decyduje się na opowiadanie tej samej historii z perspektywy kilkorga głównych bohaterów historii. Z jednej strony: nie każdy dostaje tyle czasu ekranowego, na ile zdaje się zasługiwać. Cregger jednak rekompensuje to bardzo wciągającym storytellingiem, angażującym uwagę i umysł widza w odkrywanie kolejnych warstw tej historii i zagadki. Oprócz tropów, śladów i sygnałów reżyser bardzo sprawnie używa swoich bohaterów jako symboli różnych stron tej historii - społecznego linczu pogłębiającego frustrację jego ofiary, rodzicielska desperacja, bierność szkoły i zupełna niemoc policji chowającej się za mającymi uspokajać hasełkami.
"Zniknięcia" znakomicie portretują potęgujące poczucie osaczenia i bezradności bohaterów, a każdy z nich jest istotnym elementem fabularnej układanki.
Co ciekawe, obecna obsada nie jest pierwszą - początkowo w dwóch głównych rolach obsadzeni byli Renate Reinsve oraz Pedro Pascal, ostatecznie zastąpieni przez Julię Garner i Josha Brolina. Choć domyślnie pierwszoplanowymi postaciami tej historii są rzeczywiście Justine i Archer, "Zniknięcia" pozwalają wykazać się każdemu. W przypadku tej pierwszej postaci, Garner robi bardzo dobrą aktorską robotę, wcielając się w postać, która z jednej strony usilnie próbuje zbadać sprawę, z drugiej pogrąża się w stresie, strachu i alkoholu. O ile pamiętam, Brolin już dawno nie miał do zagrania tak dużej roli - a szkoda, bo tutaj, w roli emanującego stanowczością, a jednocześnie zdesperowanego i zrozpaczonego ojca prezentuje się bardzo przekonująco.
Niekwestionowaną królową drugiego planu jest Amy Madigan - choć jej postać pojawia się raczej w drugiej połowie filmu, to zaznacza swój udział na tyle mocno, że ciężko ją wymazać z pamięci. Zaskakująco dobrze wypadają też pozostali bohaterowie, szczególnie młody Cary Christopher, czyli Alex - jedyny dzieciak z klasy pani Gandy, który nie zaginął. Alden Ehrenreich solidnie wciela się w policjanta z problemami, ciekawą kreację notuje Benedict Wong, ale show kradnie też Austin Abrams w roli lokalnego ćpuna, który trochę dziełem przypadku trafia w środek całego zamieszania. Głównie Ehrenreich i Abrams odpowiadają za komediową część "Zniknięć", i co ciekawe - to się udaje. Film, choć pełen mroku, grozy i ciężkiego klimatu, jest nieraz zaskakująco zabawny.
W kinie grozy często (i słusznie) zdarza się nam narzekać na jumpscare'y - tutaj znajdzie się ich dość niewiele, ale gdy są, to uderzają z potężną, także jakościową, siłą. Jedną z największych zalet "Zniknięć" jest zresztą to, jak one wyglądają. To fantastycznie nakręcony film, w którym nie brakuje pomysłowych (i krótszych, i dłuższych) ujęć, efektownego oraz efektywnego tańca kamery, czy świetnego wykorzystania bliższego oraz dalszego planu. Larkin Seiple, odpowiadający za operatorską robotę, wspina się tu na wyżyny. Trzeba również pochwalić dojmujacą, potęgującą grozę muzykę - co ciekawe, częściowo skomponowaną przez Creggera.
"Zniknięcia" to niewątpliwie jeden z najciekawszych filmów tego roku. Ma bardzo ciekawą i udanie wypadającą "w praniu" strukturę, świetnie napisaną i wciągającą historię, doskonale zbudowany klimat, aktorów, którzy z zaangażowaniem się w niego wczuwają. Zach Cregger znów pokazał, że ma reżyserskie jaja i kreatywny, znakomity scenopisarski umysł. Oby to się nie zmieniło - stępienie jego pazurów byłoby solidną zbrodnią na kinie.
"Zniknięcia" są od 8 sierpnia 2025 roku dostępne do obejrzenia w polskich kinach.
Więcej informacji o kinie grozy przeczytacie na Spider's Web:
- Stephen King uwielbia ten horror. Bardzo niepokojący film już w VOD
- Kasowanie horrorów wywołuje we mnie gęsią skórkę. Disney+, ogarnij się
- Wielki powrót Cichego miejsca (i nie tylko jego). Ujawniono datę premiery
- Horrory 2025: na jakie filmy grozy czekamy najbardziej?
- Oddaj ją - recenzja. Na tym horrorze będziecie zgrzytać zębami