Typowy Sylwester Latkowski jest typowy. „Taśmy Amber Gold” to oskarżenia bez dowodów
Sylwester Latkowski to obok Tomasza Sekielskiego najpopularniejszy twórca dokumentów w ostatnich dwóch latach. W przeciwieństwie do autora „Tylko nie mów nikomu” współpracujący z TVP reżyser jest często oskarżany o słabe przygotowanie merytoryczne i brak dowodów wynikających z dziennikarskiego śledztwa. „Taśmy Amber Gold” nie są pod tym względem inne.
Cierpliwość widzów TVP wyczekujących na nowy dokument Sylwestra Latkowskiego wczoraj wieczorem nareszcie została wynagrodzona. Według danych podanych przez publicznego nadawce „Taśmy Amber Gold: Układ Trójmiejski nie umiera nigdy” w momencie telewizyjnej premiery obejrzały 3 mln osób, które liczyły, że nareszcie poznają kulisy jednej z największych afer finansowych we współczesnej historii Polski. A przynajmniej z takim nastawieniem mogły podejść do seansu, o ile nie widziały żadnego z ostatnich dokumentalnych dokonań Sylwestra Latkowskiego.
Wyemitowany w maju zeszłego roku przez TVP film „Nic się nie stało” dosyć wyraźnie pokazywał bowiem dalekie od rzetelnego dziennikarstwa metody stosowane przez dokumentalistę. I jeżeli ktokolwiek liczył, że tamta produkcja była tylko wypadkiem przy pracy, to „Taśmy Amber Gold” pozbawiły takich widzów złudzeń. Bo po raz kolejny mieliśmy tu do czynienia z chaotycznie zbudowaną, odbiegającą od logiki i pozbawioną twardych dowodów teorią spiskową w wykonaniu Sylwestra Latkowskiego.
„Taśmy Amber Gold” tak naprawdę nawet nie są o Amber Gold. Film nie pokazuje niczego nowego o tej aferze, bo twórca nawet nie jest nią przesadnie zainteresowany.
Osoby słabo zaznajomione ze szczegółami tej historii, zasadami piramid finansowych oraz postacią Marcina P. i jego małżonki zdecydowanie powinny poszukać innego źródła do zaspokojenia swojej ciekawości. Trwający 100 minut film poświęca zaledwie kilka zdań na przybliżenie działalności Amber Gold, ograniczając do prawdziwych (choć spłycających całą sprawę) słów o oszukiwaniu i okradzeniu tysięcy Polaków. Trudno jednak, żeby Sylwester Latkowski pochylał się nad sylwetką założyciela tego przedsiębiorstwa, skoro uważa go za podstawiony „słup” bez absolutnie żadnego znaczenia.
Ktoś mógłby pomyśleć, że dziennikarz podążający za tak odważną tezą zrobi wszystko, żeby najpierw w należy sposób obudować ją dowodami czy choćby poszlakami. Ale popularny dokumentalista z tego aspektu również zrezygnował. Po cóż się trudzić? Co zabawne, w filmie „Taśmy Amber Gold” znajdziemy kilka momentów, które mocno podważają tezę o „słupie” i „naturszczyku” (wspomina się choćby o wcześniejszej działalności kryminalnej Marcina P. i jego kontaktach z ówczesnym przeorem gdańskich dominikanów, dzięki któremu prawdopodobnie wyprowadził część pieniędzy z Polski).
Sylwester Latkowski nie ma dość zmysłu narracyjnego, żeby zacząć od historii Amber Gold i przejść do szerszej historii trójmiejskiego układu.
Zamiast tego serwuje widzom chaotyczne i niestrawne danie, w którym różne wątki pojawiają się i znikają, a między kolejnymi rozdziałami brak logicznego związku. Sama struktura poszczególnych rozdziałów pozostawia zresztą wiele do życzenia. Niektóre potrafią mieć zaledwie od kilkudziesięciu sekund do kilku minut, a inne zajmują lwią część czasu antenowego. Gdzie w tym jakikolwiek sens? Najprostsza odpowiedź brzmi: „W filmie Latkowskiego sensu nie znajdziemy”. I wynika to zarówno z braków warsztatowych, jak i nie dość dobrze obudowanej narracji.
Filmowiec z uporem maniaka lansuje tezę o „Małej Sycylii” i trójmiejskim układzie, który rządzi Gdańskiem od lat 90. Nie twierdzę tutaj, że ta wizja jest wyssana z palca. Ja po prostu tego nie wiem. Gorzej, że Sylwester Latkowski też tego nie wie. Bo w przeciwnym wypadku byłby w stanie zaprezentować w swoim dokumencie lepsze „dowody” na wspólną działalność kryminalną grupy osób niż „znali się za młodu”, „byli razem widziani na imprezie” czy „zrobiono im kiedyś razem zdjęcie”. Miejsca nie starczyłoby tutaj na wskazanie wszystkich przypadków, gdy filmowiec zadaje pytania sugerujące swoim rozmówcom (przejawia się tu zresztą w kółko kilka tych samych postaci), jeżeli sami nie mówią nic o słynnym układzie.
Jeżeli najmocniejszym nowym odkryciem twórcy „Taśm Amber Gold” mają być dwa cytaty z Donalda Tuska podane z drugiej ręki przez jego syna, to o czym my w ogóle rozmawiamy? Tym bardziej, że tylko jeden z nich bezpośrednio dotyczy Amber Gold. W pierwszym były premier rzekomo przyznał, że zna się tylko na rządzeniu i utrzymywaniu władzy, a w drugim zapewniał Michała Tuska o niepowołaniu komisji śledczej. A ta przecież niedługo później powstała, więc jak to niby świadczy o wszechpotężnej mocy gdańskiego układu?
Czy Marcin P. miał wysoko postawionych wspólników, którzy uniknęli kary? Być może. Czy Sylwester Latkowski dostarczył dowodów w tej sprawie? Oczywiście nie.
Omawianie filmów tego twórcy jest bardzo trudne, bo podejmuje on tematy naprawdę trudne i mające niebagatelne znaczenie dla społeczeństwa. Zarówno w historii Zatoki Sztuki, jak i Amber Gold mamy do czynienia z ofiarami i ich rodzinami. Nikt nie ma prawa podważać ich cierpienia i bagatelizować trudności, z jakimi musieli się zmierzyć. Problem w tym, że jeśli zgodzimy się na tak niski standard filmów dokumentalnych, to tylko tym osobom zaszkodzimy.
Sylwester Latkowski w swoich dwóch ostatnich produkcjach nie odkrył niczego nowego, gdyż obie opierają się w znacznej mierze na jego własnych tekstach prasowych i książkach z minionych lat. W dodatku podejmując omawiane tematy w niekompetentny sposób tylko utrudnia odkrycie prawdy. I choć lubi się przedstawiać jako ostatni odważny, któremu ciągle wytaczane są procesy w celu zniszczenia jego osoby (wczoraj zrobił to Borys Szyc), to w świetle prawa wszystkie te osoby miały taką możliwość. A jeśli dziennikarz ma twarde dowody na poparcie dotyczących nich tez, to ja naprawdę chętnie w końcu zobaczyłbym je w którymś z jego filmów.
„Taśmy Amber Gold” znajdziecie na platformie TVP VOD.
* Zdjęcie wyróżniające pochodzi z serwisu YouTube.