REKLAMA

Tawerna przy Klonowej

Są książki, które wciągają tak, że szukasz wolnych chwil w grafiku, aby usiąść i przeczytać choć jeden rozdział więcej. Są książki, do których będziesz wracał, zdejmował z półki, żeby przypomnieć sobie najciekawsze momenty, gdy pod ręką brak innej lektury. Są też książki, które czyta dla zabicia czasu, przed snem lub w oczekiwaniu aż kelnerka poda zamówienie w restauracji.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Jack i Lily Beaumont są szczęśliwi. Mają swoją tawernę na Klonowej, którą Jack odziedziczył po wujku. Panuje tam cisza i spokój, stoły są zajmowane przez emerytów, którzy popijają brandy albo słabe piwo, albo przez spokojnych studentów. W kominku zawsze wesoło trzaska ogień. Miłość Jacka i Lily nie wygasła pomimo wielu lat małżeństwa. Oczywiście, Jack wciąż jest niesamowicie przystojny, a Lily piękna jak anioł. Tawerna przy Klonowej to ich gniazdko. I wówczas pojawia się coś, co może tę idealną harmonię zburzyć. Plany wielkiego szklanego centrum handlowego, które ma stanąć w miejscu tawerny, a ona wraz z okolicznymi budynkami ma zostać wyburzona. Małżeństwo nie chce zostawiać swojego mieszkanka, z którym wiąże się tyle wspomnień, tyle ciepła...

REKLAMA

Trzeba podjąć walkę. Tawerna przestaje być cichym pubem, staje się gwarną bazą wypadową dla szalejącej młodzieży, miejscem, gdzie zaczyna się serwować gorące dania, koktajle i urządza zamknięte imprezy dla setki osób. Zostaje zatrudniony personel - cztery młode barmanki, z czego każda ma dodatkowo swoje problemy.

Jednocześnie, nie wiedzieć po co, prowadzony jest wątek marnego pisarza Liama Bradleya, który zarobił majątek na swojej ostatniej powieści, napisanej kilka lat temu. I od tamtej pory nie był w stanie napisać nawet słowa więcej. Aż wreszcie, odwiedzana od lat tawerna przy Klonowej staje się inspiracją dla nowej książki, zaczyna pisać jak wariat i zarobi majątek! O tak!

W "Tawernie przy Klonowej" fabuła rozwija się jak w telewizyjnej telenoweli. Zresztą, książka jest kierowana do tego samego targetu co serial "M jak miłość". Czytadło, które przeczytać można, ale nie niosące ze sobą żadnych ważniejszych treści. Osobiście "Tawernę przy Klonowej" czytałem przed snem. Jeden, dwa rozdziały... Ile zostało do deadline'u? O Jezu, dobra! Jeszcze jeden rozdział.

Jeśli ktoś lubi takie romantyczno-obyczajowe powieści - niech czyta. Osobiście nie przepadam, ale nie zamierzam wzywać do bojkotu. Takich książek jest mnóstwo, tysiące, miliony. Zalegają setkami na półkach w bibliotekach, a każdy tytuł brzmi podobnie. Niewarte zapamiętania, można je wozić w torebkach i przeczytać 10 stron dla zabicia czasu w poczekalni.

REKLAMA

Książka zdecydowanie dla pań. Pań, nie młodych dziewczyn. Tak przypuszczam, bo może jednak się nie znam. Może zdarzają się też panowie, którzy lubią takowe lektury, ale ja nie spotkałem takiego ani jednego (pomijając fakt, że w moim najbliższym otoczeniu są - uwaga! - 3 osoby czytające książki). Podobnie jak z nudów czytałem książkę Sharon Owens, tak z nudów napisałem tę recenzję.

Podsumowując - ani nie polecam, ani nie odradzam kupna. Lubisz, czytaj. Nie lubisz, nie czytaj.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA