Dokument o Taylor Swift od Netfliksa może nie powstać, bo… artystka nie ma praw do własnych piosenek
Oto branża muzyczna w pigułce. Dokument o Taylor Swift miał mieć wkrótce premierę na platformie Netflix, tymczasem została ona wstrzymana przez wytwórnię Big Machine Records, która nie wyraża zgody na publikowanie w nim piosenek i występów gwiazdy pop z przeszłości.
O sprawie poinformowała swoich fanów sama Taylor Swift na Twitterze:
Don’t know what else to do pic.twitter.com/1uBrXwviTS
— Taylor Swift (@taylorswift13) 14 listopada 2019
W wielkim skrócie – piosenkarka przygotowywała się do premiery filmu dokumentalnego o jej karierze, który miał mieć premierę w Netfliksie, a także chciała wystąpić wykonując medley swoich hitów sprzed lat podczas American Music Awards 24 listopada. W obu przypadkach została zablokowana przez Scootera Browna, managera muzycznego, który swego czasu kupił dawną wytwórnię, dla której nagrywała Swift, Big Machine Records.
Kupując wytwórnię Brown, kupił też katalog starszych hitów Taylor Swift, co oznacza tyle, że on jest ich właścicielem i to on nimi zarządza.
Artystka, która skomponowała, nagrała, zagrała, zaśpiewała dane piosenki – innymi słowy: twórca – zostaje tu więc sprowadzony do roli podmiotowego wyrobnika, który na dobrą sprawę nie ma nic do gadania. Piosenka, którą stworzył/ła nie należy do niego. Nie twierdzę oczywiście, że jest to jakaś łamiąca wiadomość. Tak po prostu wygląda rzeczywistość w branży muzycznej. Oczywiście wszystko jest sprawą indywidualną, zależy od rodzaju warunków jakie sobie dany artysta wynegocjuje, ale często, na samym początku swojej drogi muzycznej, młodzi wykonawcy godzą się na wiele w zamian za szansę zrobienia wielkiej kariery.
Nie wytykam tu placem winnego po żadnej ze stron w konflikcie Taylor Swift – Scooter Brown. Stwierdzam jedynie, że to, jakie zasady obowiązują w branży muzycznej są, delikatnie mówiąc, trochę nie w porządku. A sytuacja Swift jest tego idealnym przykładem.
Od kiedy tylko muzyka stała się biznesem, gdzieś w tym wszystkim zagubił się czynnik ludzki, nie mówiąc już o artystycznym.
Sytuacja, w której np. muzycy Metalliki musieli po latach, gdy było ich na to w końcu stać, wykupić katalog swoich piosenek, by stać się ich prawnymi właścicielami, jest tyleż samo absurdalna co kuriozalna.
Tak samo jak to, że Taylor Swift nie może swobodnie wykonywać starszych przebojów, bądź wypuścić w świat dokumentu o swojej karierze, bo blokuje ją widzimisię (zapewne mówiąc konkretniej: pieniądze) obecnego właściciela jej katalogu. Zresztą jest to o tyle dziwne, że wykorzystanie starszych hitów np. w dokumencie w Netfliksie zapewne tylko wzbudziłoby na nowo ich popularność, a więc i ich streamowanie w serwisach typu Spotify.
Według tego, co twierdzi sama Taylor Swift, Brown blokuje także jej chęci wykupienia swojego własnego katalogu, jakkolwiek pokracznie to brzmi.
Swift przynajmniej na coś takiego stać, natomiast co ma począć w takiej sytuacji co najmniej 85% mniej zamożnych wykonawców?
W każdym razie obecna sytuacja spowodowała, że premiera dokumentu o Taylor Swift w Netfliksie, a także jej występ podczas American Music Awards są na wstrzymaniu, a jeśli nie uda się zażegnać konfliktu, to być może w ogóle do nich nie dojdzie.
Na otarcie łez dla fanów wokalistki pozostaje wrócić do słuchania jej nowego albumu "Lover", jak również sprawdzenie jej najnowszego, świeżutkiego singla zwiastującego film "Koty".
No, ale cóż, każdy może mieć swoje powody. Najgorzej na tym wszystkim wychodzi artysta. Od lat dziwi mnie to, czemu ludzie, którzy stworzyli dzieło muzyczne po tym, jak wypuszczają je w świat mają o nim najmniej do powiedzenia, o ile nie położą na stole większej ilości papierków, do których ludzie w garniturach przykładają aż tak wielką wagę? Niech to pozostanie otwartym pytaniem na weekend i kolejne tygodnie.