Rok 2013 zaowocował wieloma dobrymi i bardzo dobrymi filmami. Jednak szaleństwem byłoby uwzględnienie w poniższym zestawieniu wszystkich obrazów, o których było głośno, czy które przypadły mi do gustu. Stąd też przedstawiam tylko te propozycje, które uważam za naprawdę bezwzględnie warte poznania.
Na liście nie znajdziecie filmów, które światową premierę miały jeszcze w tym roku, ale w Polsce ukażą się dopiero w przyszłym – po prostu nie miałem okazji ich jeszcze obejrzeć. Znajduje się na niej za to „Django”, które w naszym kraju wyświetlane było w 2013, choć widzowie z Ameryki mogli cieszyć się nim w 2012.
„Django”
Skoro w poprzednim akapicie odkryłem pierwszą kartę, nie ma innej możliwości jak otworzyć to zestawienie najnowszym filmem Quentina Tarantino. Jego bohaterem jest tytułowy Django, niewolnik wyzwolony przez niemieckiego dentystę - Schultza. Wspólnie tropią najbardziej poszukiwanych kryminalistów na Dzikim Zachodzie. Celem wyzwoleńca jest odnalezienie swojej żony, którą utracił na targu niewolników wiele lat temu. To typowy dla tego reżysera pastisz, pełen świetnych dialogów, z kapitalną obsadą i rewelacyjnymi zdjęciami. Dwa Oscary, tyle samo Złotych Globów i szereg innych, ważnych nagród mówią same za siebie.
„Obecność”
Niby to kolejny film o opętaniu, niby nic w nim nowatorskiego, ale to jeden z nielicznych horrorów, który z takim pietyzmem buduje napięcie i atmosferę grozy. Kilka naprawdę znakomitych scen, szereg dobrych ujęć i bardzo udana rola Very Farmigi, sprawiają, że jest to w mojej opinii jeden z najlepszych filmów ostatnich lat w swoim gatunku. Smaczku dodaje mu też fakt, że historia oparta jest rzekomo na autentycznych wydarzeniach – to zawsze jakoś podkręca klimat.
„Pacific Rim”
Ilu ludzi, tyle opinii – dla jednych obraz Guillermo Del Toro był prawdziwym objawieniem tego roku, dla innych kompletnym rozczarowaniem. Ja stoję gdzieś pośrodku tych skrajności, ale sądzę, że zdecydowanie warto „Pacific Rim” znać. Choćby tylko po to, żeby wyrobić sobie o nim własne zdanie. Wielkie roboty, efektowne walki i wyśmienite efekty specjalne to jego główne atuty.
„Hobbit: Pustkowie Smauga”
Okej, nie każdy lubi historyjki o elfach, krasnoludach i smokach. W pełni to rozumiem. Nie każdy też wysoko sobie ceni twórczość J.R.R. Tolkiena. Trudno jednak nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że Jackson robi najlepsze filmy fantasy ostatnich lat. A może i najlepsze w historii kina. Stąd też nie sposób nie polecić drugiej części „Hobbita”, bo choć książkowy pierwowzór mnie śmiertelnie znudził, film ogląda się nad wyraz przyjemnie.
„Kapitan Phillips”
Warto się z „Kapitanem” zaznajomić choćby ze względu na wybitną rolę Toma Hanksa. Jeśli komuś to nie wystarcza, dorzućmy jeszcze trochę atutów: wyśmienicie budowane napięcie, nadzwyczajne zdjęcia, fantastyczny scenariusz. Ta historia o dość kuriozalnym przejęciu ogromnego statku przez grupkę somalijskich piratów to definitywnie jeden z najlepszych dramatów tego roku.
„Wyścig”
Jak już kiedyś napisałem: nie trzeba lubić Formuły 1, żeby obejrzeć „Wyścig”, bo to film o rywalizacji i sile charakteru a nie jeżdżących dookoła bolidach. Wyjątkowo dobrze zrealizowany i zagrany. Niesamowicie pasjonujący. „Wyścig” zbiera praktycznie same pozytywne recenzje i zdecydowanie jest jednym z najciekawszych tytułów tego roku. Jeśli przegapiliście, czym prędzej to nadróbcie, bo sporo tracicie.
„Grawitacja”
„Grawitację” zdominowały efekty specjalne, ale jakież to były efekty! To tytuł absolutnie genialny pod tym względem. Mistrzowskie ujęcia oraz imponująca gra kamery wywołują tu niesamowite emocje. I cóż z tego, że w warstwie fabularnej nie powala, skoro tak zachwyca wizualnie.
„Życie Adeli. Rozdział 1 i 2”
Mój osobisty faworyt – najlepszy film, jaki widziałem w tym roku. Choć mam pełną świadomość, że nie każdemu przypadnie do gustu. Jest ciężki, odważny, smutny i trudny. Długi. Momentami przegadany. Jednak piękny i poruszający. Zachęcam was do zapoznania się z recenzją Joanny, bo dobrze oddaje również moje emocje wywołane „Życiem Adeli”.
Dla mnie rok 2013 upłynął pod szyldem blockbusterowego kina, a moim faworytem jest zdecydowanie "Thor: Mroczny Świat". Na drugim miejscu plasowałby się film "W Ciemności: Star Trek", a na trzecim "Iron Man 3". Wiele już było powiedziane o tych filmach, dlatego ja pozwolę sobie tylko dodać, że bawiłem się na nich genialnie, a o to w tym kinie właśnie chodzi. W tym roku również, po raz pierwszy od paru dobrych lat zdarzyło mi się mieć gęsią skórkę dzięki horrorowi Obecność. Historia oparta na „faktach” naprawdę mnie wciągnęła, na tyle że przeczesałem internet, żeby dowiedzieć się kilku „faktów” wykorzystanych w filmie. Na listę „warto obejrzeć” z 2013 wciągnąłbym też "Wiecznie Żywy". Ta lekka i dowcipna historia o zombie - widziana oczami… zombie – miała tylko jeden minus: była za krótka. Jeżeli natomiast miałbym wybrać najlepsze kreskówki, to pokazałbym palcem na "Uniwersytet Potworny" oraz "Minionki Rozrabiają". A największe rozczarowania? Tutaj lista mogłaby być długa, ale skrócę ją do trzech tytułów, od najgorszego do „najlepszego”: "Wolverine", "Jeździec Znikąd" oraz "Człowiek Ze Stali".