„Terror: Dzień hańby” to serial, który wykorzystuje elementy horroru, by pokazać cierpienie ofiar wielkiego konfliktu
„Terror: Dzień hańby”, czyli 2. sezon produkcji AMC, zgłębiającej mniej znane karty historii i pokazujący je widzom poprzez pryzmat horroru, opowiada losy japońsko-amerykańskiej rodziny, która z dnia na dzień, bez żadnego procesu, ani uprzedzenia trafia do obozu jenieckiego gdzieś w Kalifornii.
Produkcja przybliża zapomnianą i haniebną kartę amerykańskiej historii, gdy w wyniku ogólnonarodowej paniki, ludzie bali się wszystkich o innym niż oni kolorze skóry. Seria była ważna dla twórców, gdyż umożliwiła im godne upamiętnienie swoich przodków i przekazanie ich losów całemu światu.
Właśnie z powodu personalnego zaangażowania i rodzinnej historii związanej z obozem jenieckim, do projektu trafił George Takei, słynny aktor, który przez wiele lat wcielał się w postać Sulu w różnych wariacjach produkcji science-fiction „Star Trek”. Z tych samych powodów do ekipy „Terroru” dołączył Derek Mio, wschodząca gwiazda małego ekranu.
Amerykanin japońskiego pochodzenia opowiedział nam, że projekt „Terror: Dzień hańby” zainteresował go w szczególności dlatego, że odsłaniał pewną kartę amerykańskiej historii, o której wiele osób zdążyło zapomnieć.
Serial rozpoczyna się na początku lat 40., gdy po atakach na Pearl Harbor, w wyniku rządowego dekretu wszyscy imigranci japońskiego pochodzenia, a także ich dzieci, urodzone już na amerykańskiej ziemi, więc de facto będące już pełnoprawnymi Amerykanami, zostają wysłani do specjalnych „wojennych obozów przesiedleńczych”, gdzie mogą być obserwowani i pilnowani, aby „nie zagrażać bezpieczeństwu narodowemu”.
Dziadek Dereka Mio, aktora wcielającego się w Chestera, jednego z głównych bohaterów serialu, również był mieszkańcem obozu.
Jeśli mieszkasz tutaj od kilku pokoleń, pewne jest, że w twojej rodzinie znajdzie się ktoś, kto przeżył te internowania - mówi z rozgoryczeniem młody aktor.
Derek Mio, zdając sobie sprawę z trudnej przeszłości swojej rodziny, już na początku kariery chciał uczcić pamięć swojego przodka. W 2003 roku wystąpił w krótkometrażowym filmie „Dzień Niepodległości”, którego akcja rozgrywa się we wnętrzu obozu jenieckiego dla Japończyków. Aktor wspomina też, że każdego roku, podczas rodzinnej wyprawy na ryby, udają się do obozu, aby oddać hołd dziadkowi, który przeżył tam najgorsze chwile swojego życia.
Aktor cieszy się, że serial porusza tę tematykę i ma nadzieję, że produkcja uświadomi ludziom, aby być na co dzień bardziej życzliwym wobec siebie.
Tym, co najbardziej przeraziło go podczas zdjęć była bowiem konstatacja, że to ludzie ludziom zgotowali ten los.
Najbardziej przeraziło mnie to, że czynów tych nie dokonało jakieś krwiożercze monstrum, a zwykli ludzie. Do dziś pamiętam, gdy na planie przyszło mi czołgać się po błocie wśród porozrzucanych ludzkich szczątków. Byłem nie tylko zniesmaczony, ale i sparaliżowany, gdy uświadomiłem sobie, że podobne sytuacje dzieją się po dziś dzień na terenach objętych wojną.
Zapytany czy elementy horroru, które pojawiają się w serialu, nie umniejszają w jakiś sposób prawdziwego horroru internowanych, aktor podkreśla, że rozwiązania rodem z opowieści grozy były wprowadzone do historii w sposób przemyślany i metodyczny. Miały na celu podkreślenie prawdziwej grozy sytuacji, a nie jej przesłonięcie.
Podobało mi się w szczególności to, że elementy te wywodziły się wprost z japońskiego folkloru. To dodało historii wiarygodności. Uważam też, że wykorzystano je bardzo umiejętnie. Mam wrażenie, że kilkakrotnie, właśnie dzięki tajemniczej postaci, która nawiedza bohaterów, udało się w serialu osiągnąć pewnego rodzaju katharsis. Mogąc zobaczyć gniew, który spada na oprawców, człowiek może poczuć, że oto dokonała się sprawiedliwość.