Będziecie przełykać łzy i powtarzać "Też tak mam". Kostyszyn napisała świetną i ważną książkę
Magdalena Kostyszyn, znana szerzej w internecie jako Chujowa Pani Domu, napisała książkę - poruszającą, jasne, ale przede wszystkim ważną. "Też tak mam" to pozycja, która powali cię na kolana, ale też pomoże odetchnąć z ulgą.
Szacuje się, że na depresję poporodową choruje od 10 do 20 proc. kobiet, a 80 proc. zmaga się z Baby Blusem. Dopóki moja przyjaciółka nie zaszła w ciąże, nie wiedziałam nawet, że coś takiego istnieje - i tak możliwe, że mimo lat nauki jestem po prostu źle wyedukowana, a możliwe, że Baby Blues - jak bolesne okresy, poronienia i przemoc ekonomiczna - znajduje się na liście rzeczy, o których się nie mówi. Bo przecież życie kobiety, a matki szczególnie, ulepione jest z różowego lukru DYI i kobiecość sprowadza się do niebieskiego płynu w matkach, który nigdy się nie przelewa i nie zostawia krępujących plam na krzesłach.
"Też tak mam" to książka ważna i odważna.
Kostyszyn usuwa się w niej na drugi plan i oddaje głos swoim bohaterkom - matkom, żonom, pracownicom, opiekunkom. Jest jak czuła i uważna przewodniczka, który oprowadza po wystawie Żywotów kobiecych. I choć na początku przestraszyłam się, że książka ta to katalog cierpień, to szybko te obawy porzuciłam. Tu nie chodzi o epatowanie smutkiem czy okrucieństwem, to nie licytacja na to, kto ma gorzej. To zbiór historii, których nie opowiadamy, takie opowieści z ciemnej strony kobiecości - raczej wstydliwie wystukiwane na klawiaturze lub wyszeptywane do uszu niż opowiadane z powalającą na łopatki szczerością i prostotą.
To milczenie jest zresztą symptopmatyczne - nie bez przyczyny w niektórych historiach pojawia się poczucie winy - nie powinnam tak czuć, nie powinnam tak myśleć, nie powinnam tak mieć, pewnie myślisz, że jestem potworem. "Też tak mam" jest na nie odtrutką. Na nie i na równie dojmujące osamotnienie, które często towarzyszy tym emocjom. Nie ważne, jakich wyborów dokonałaś, czy odnajdujesz się w byciu "kurą domową" na pełen etat, czy nie decydujesz się na dziecko, bo boisz się, że już nigdy więcej nie będziesz mogła siebie postawić na pierwszym miejscu. Gdzieś tam czeka na ciebie bratnia dusza, która jak nikt inny rozumie twoje wybory, bo sama się z nimi zmagała.
To też antidotum na pojawiające się w książce jak refren oceny i oskarżenia, czasami zamaskowane jako płynące z serca dobre rady czy wynik troski. Nie bez kozery książka zaczyna się od wyznania "inne matki... Tak brzmiało moja odpowiedź na pytanie, co najbardziej rozczarowało mnie w macierzyństwie". I wyznaję, że to zdanie wkurzyło mnie w pierwszej chwili niesamowicie - bo, co to za feminizm, który zaczyna się od narzekania na inne kobiety - fuknęłam wściekle. Na szczęście szybko przyszło otrzeźwienie i refleksja - To nie moje doświadczenie i nie moje emocje - nie mam ani kompetencji, ani prawa im zaprzeczać. Robiąc to, sama staję się problemem, zamykam usta i tylko wołam, że chcę szczerości, a nie jestem gotowa jej przyjąć. I choć nie gwarantuję, że też traficie tam na słowa, które też was tak wkurzą, to trafienie na nie jest błogosławieństwem. Bo żebyśmy nauczyli się mówić szczerze, najpierw musimy się nauczyć słychać - bez uprzedzeń i bez oceniania. Autorka wam tego oczywiście nie nakazuje, ale daje tę szansę. A to już bardzo dużo.
"Też tak mam" po przeczytaniu dajcie przyjaciółce. Albo przyjacielowi.
Dlatego ciekawi mnie, jak mężczyznom będzie się czytać tę książkę, bo że taka lektura mogłaby im otworzyć oczy na wiele kobiecych spraw, nie mam wątpliwości. Wiele opisanych w niej doświadczeń jest będzie dla nich kompletnie obca - nie odnajdą się raczej w obliczach depresji poporodowej, codzienności seksizmu naszego powszedniego czy problemach z wyjątkowo bolesnymi okresami, które powalają na kolana, ale ponoć są tylko "taką urodą" kobiety, która wymiotuje z bólu zgięta w pół nad toaletą. Historie przytoczone w książce są jednak poruszające bez względu na to, czy są podobne na naszych. Nie trzeba mieć niepełnosprawnego dziecka, by serce ściskało się, gdy jego matka wyznaje, że jakkolwiek nie byłoby to potworne, myśli czasem, że lepiej by umarło przed nią. Jeśli nawet nie rozpoznajemy sytuacji, rozpoznajemy emocje - rozpacz, lęk, poczucie beznadziei, gniew czy smutek - one są uniwersalne.
Kiedy wreszcie doczytałam książkę do ostatniej strony, nie czułam tylko gniewu, smutku czy współczucia, jasne, były tam, ale to nie one były najważniejsze. Spod tych wszystkich emocji przebijała się co innego - poczucie wspólnoty - wspólnoty doświadczeń i emocji. Samotności nie da się odpędzić jedną książką, ale może można ją trochę złagodzić, mówiąc "Też tak mam".