Niezła gratka trafiła się fanom The Beatles korzystającym ze sklepu Apple. Do katalogu wydawnictw nagranych przez The Fab Four dołączyło kolejne, wyjątkowo ważne.
Kiedy The Beatles nagrywali w 1969 roku album Get Back (a który dziś znamy pod nazwą Let It Be), w studio między muzykami dochodziło do wielu nieporozumień i kłótni na różnym tle - poza tym powstający materiał nikogo artystycznie nie satysfakcjonował, wobec czego został na jakiś czas zarzucony, a Beatlesi postanowili zacząć od początku, czego efektem był krążek Abbey Road. Potem jednak powrócono do Get Back, a do jego produkcji zaangażowano nowego producenta, Phila Spectora. Płyta w końcu została ukończona, ale jeśli wierzyć słowom Paula McCartneya, efekt końcowy był bardzo daleki od tego, co czwórka z Liverpoolu chciała na tej swojej ostatniej płycie osiągnąć.
Spector znany był wówczas jako ekspert od bogatych, gęsto utkanych rozmaitymi ścieżkami instrumentów aranżacji, a już do historii przeszła wymyślona przez niego “wall of sound”, czyli w dużym uproszczeniu, zalanie słuchacza orgią dublujących się i przenikających melodii i dźwięków. Taka to filozofia, częściowo wdrożona w proces produkcji Let It Be, była jednak daleka od pierwotnego zamysłu stworzenia albumu prostymi środkami, bez ekstrawagancji i nadmiernego przekomplikowania. Beatlesom (a przynajmniej McCartneyowi) marzył się krążek znacznie bardziej surowy, prostolinijny i zwyczajnie uboższy w brzmieniu. Mieli być tylko Oni (przez duże O, nie oszukujmy się), klasyczne rockowe instrumentarium, no i piosenki. Jednak Let It Be wg wizji Spectora (który swoją drogą dziś siedzi w więzieniu za zabójstwo) zostało odebrane bardzo dobrze i dla kogoś, kto tych zakulisowych tarć nie śledził, cała ta sytuacja mogła by nie mieć miejsca - liczyło się to, że powstał kolejny świetny krążek w dyskografii The Beatles.
Minęło jednak ponad 30 lat, a kwestia przeprodukowania Let It Be najwyraźniej ciągle kołatała się po głowie Paula McCartneya - a ten w końcu dopiął swego i w 2003 roku na rynku pojawiła się płyta Let it Be... Naked, czyli niemal dokładnie ta sama zawartość co na oryginalnym wydanie, ale zmiksowana zgodnie z pierwotnym zamysłem Fab Four. Niemal, bo z płyty wyleciały Maggie Mae i Dig It, a zastąpiła je kompozycja Don’t Let Me Down. Całość została odważnie obdarta z chórków, udziału wielu instrumentów obecnych w pierwotnych miksach, niekiedy tez użyto innych wersji nagrań, niż tych wybranych przez Spectora. Całość także nieco dostosowano brzmieniowo do współczesnych standardów (np. przerzucono wokale i perkusję na środek miksu stereo).
Minęło kolejne 10 lat i wreszcie można sobie ten wybitnie interesujący album zakupić w wersji cyfrowej - i to Mastered for iTunes! (Cokolwiek to znaczy.) Cena wynosi 12,99€, czyli wcale niemało, ale raczej w akceptowalnych poziomach, szczególnie, że mówimy tu w końcu o The Beatles. Można też kupować interesujące nas utwory pojedynczo, za 1,29€ każdy.
Do tego, na poświęconej albumowi stronie, iTunes proponuje nam także obejrzenie za darmo (i ewentualny zakup) dwóch nagrań live w wersji wideo - wspomnianego Don’t Let Me Down oraz Get Back. Oba filmy są w cenie 2,49€. Jeśli to za mało Beatlesów dla was, zawsze można się też pokusić o zakup jednego z wielu fantastycznych albumów czwórki z Liverpoolu, a także jednego z trzech filmów.
The Beatles to zespół, za którym stoi obszerna historia, pełna sukcesów, konfliktów, tragedii, medialnych wydarzeń i tak dalej, ale koniec końców, to wcale nie ta otoczka i gigantyczny wręcz wpływ na popkulturę świadczy o wielkości Fab Four - w ich akurat przypadku liczy się tylko (i aż) sama muzyka. I taki też zamysł stał za Let It Be wg McCartneya - by bez zbędnych ozdobników dać słuchaczom trochę dobrej, szczerej muzyki. Tylko tyle i aż tyle. Dlatego też naprawdę warto ten album sprawdzić, choćby w ramach ciekawostki. Marka The Beatles w końcu zawsze oznacza najwyższą jakość.