Jak zareagowalibyśmy na uchodźców… z przyszłości? The Crossing szuka odpowiedzi - recenzja
The Crossing reklamowane jest jako nowy serial producentów głośnego i popularnego Lost. Również tutaj mamy do czynienia z grupą rozbitków. Tyle tylko, że ci pochodzą z przyszłości, a współczesne Stany Zjednoczone traktują jako azyl umożliwiający przetrwanie.
OCENA
Przed czym uciekają uchodźcy z The Crossing (w Polsce odcinek pilotowy dostępny jest na Showmaksie)? Nie wiadomo. Grupa ponad 400 ludzi w jednym momencie pojawia się na morzu, niedaleko brzegu małego amerykańskiego miasteczka. Większość z nich ginie, lecz kilkudziesięciu rozbitków udaje się uratować. Co najbardziej zaskakujące, nigdzie nie ma śladów zatopionej łodzi albo rozbitego samolotu. Ludzie pojawili się znikąd. Do tego każdy z nich twierdzi, że pochodzi z przyszłości oddalonej o ponad 200 lat.
Po tym opisie można sądzić, że The Crossing zapowiada się naprawdę dobrze. Ciekawy pomysł to jednak nie wszystko.
Liczy się również wykonanie. To w pierwszym sezonie Lost stało na wysokim poziomie. The Crossing niestety nie robi takiego wrażenia. Brakuje przyjemnego dreszczyku, który występuje podczas oglądania najlepszych telewizyjnych seriali. Większość składowych produkcji ABC prezentuje przeciętny albo poprawny poziom. Dialogi, efekty specjalne, scenariusz - te elementy od razu wywołują w widzu przeświadczenie, że The Crossing raczej nie przejdzie do historii telewizji.
Nie mogę napisać, że ta produkcja jest zła. Jednak dziś, przy natłoku wielkich hitów srebrnego ekranu, na The Crossing po prostu szkoda czasu. Gdybym miał możliwość obejrzenia drugiego epizodu, najpewniej bym to zrobił, ale tylko podczas mycia naczyń, obierania warzyw czy szorowania podłogi. Serial należy do kategorii "niech coś leci w tle". To nie jest tytuł, dla którego odlicza się godziny do wyjścia z pracy. To nie jest nawet tytuł, o którym w tej pracy się pamięta.
Najbardziej w The Crossing nie pasuje mi tempo, które rujnuje całą tajemnicę.
Producenci mogli świetnie pociągnąć wątek przybyszów z przyszłości. Wprowadzić tajemnicę. Umiejętnie budować napięcie, balansując na krawędzi politycznego thrillera oraz serialu science-fiction. Twórcy nie dają sobie jednak niezbędnego czasu, żeby zbudować tło wokół zagadkowych przybyszów. Wszystko jest szyte bardzo grubymi nićmi. Naiwność, z jaką producenci osadzają akcję w USA i nie myślą nad konsekwencjami scenariusza, jest powalająca.
Z The Crossing bardzo szybko robi się niedofinansowany Terminator, w którym tajemnica ulega pod naciskiem łowców z przyszłości, genetycznie zmodyfikowanych ludzi i innego yada yada, które pojawiało się w dziesiątkach, jak nie setkach seriali sci-fi. Producenci nie mogli powstrzymać się przed wejściem na drogę telewizyjnego banału. Drogę? Raczej ekspresówkę, bo scenarzyści realizują tyle wątków w pilocie, że z powodzeniem wystarczyłoby na kilka kolejnych, dobrze poprowadzonych odcinków.