REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale /
  3. VOD

To nie jest serial dla ludzi niełapiących brytyjskiego humoru. Oceniamy „The Duchess”

Po dwóch pierwszych odcinkach „The Duchess” byłam wściekła, że to właśnie mnie przypadła w udziale recenzja serialu. Po kolejnych dwóch żałowałam, że ta pokręcona, ale w gruncie rzeczy urocza historia już się kończy.

15.09.2020
18:39
„The Duchess” urzeka, ale po paru odcinkach. Oceniamy serial Netfliksa
REKLAMA
REKLAMA

„The Duchess” to krótka (bo licząca zaledwie 6 niespełna półgodzinnych odcinków) seria, która w piątek zadebiutowała na Netflix Polska. Ukazana w niej historia skupia się na losach nieco ponad trzydziestoletniej Katherine (Katherine Ryan), która samotnie wychowuje ośmioletnią córkę Olive. W równym stopniu, co kocha swoją pociechę, szczerze nienawidzi ojca dziewczynki, Shepa. Te dwa skrajne uczucia doprowadzają do serii życiowych rozterek i dylematów, z którymi musi zmierzyć się bohaterka.

Ja oglądająca pierwszy odcinek: „Boże, co za gniot”. Ponownie ja, dwa odcinki później: „kocham ten serial”

„The Duchess” Netfliksa to serial, któremu trzeba dać więcej, niż jedną szansę. Gdybym zatrzymała się na pierwszym wrażeniu i wyłączyła go po dwóch pierwszych odcinkach, towarzyszyłby mi prawdziwy absmak. Główna bohaterka bywa tak irytująca i rozchwiana emocjonalnie, że momentami ma się ochotę potrząsnąć nią i wrzasnąć „dorośnij!”, a fabularne gagi wywołują raczej uśmiech politowania, niż rozbawienia.

Jednak wystarczy przebrnąć przed początkowe epizody, żeby nieco okrzepnąć i zaadaptować się do nietypowej konwencji serialu. Przekonać się, że „The Duchess” to tytuł zdecydowanie wart uwagi.

Jak mieć dziecko bez seksu?

Ktoś złośliwy mógłby zarzucić serialowi, że jest ucieleśnieniem wszystkich „wad” charakterystycznych dla produkcji Netfliksa, z bijącą po oczach „lewacką propagandą” na czele. Oto mająca problem z trzymaniem emocji na wodzy singielka (a więc ofiara „ideologii singli”, o której niedawno grzmiał abp Marek Jędraszewski) wychowuje córkę na wojującą feministkę, zarabia na życie lepiąc z gliny obsceniczne figurki i prowadzi nieustanną wojnę z byłym partnerem.

Olive marzy o rodzeństwie, a niestrudzona Katherine postanawia spełnić marzenie córki. W tym celu ima się różnych (bardzo różnych) pomysłów — ze skorzystaniem z banku spermy, adopcją i ... wykorzystaniem nasienia byłego partnera łącznie. Niestety, jej obecny partner — sympatyczny dentysta — nie ma pojęcia o szalonych planach Katherine. Kiedy wyjdą one na jaw, awantura murowana.

Tu nic nie jest na swoim miejscu. Ale i tak jest sympatycznie.

W „The Duchess” nic nie jest na swoim miejscu. Katherine to zaprzeczenie archetypu idealnej matki (choć w obronie córki jest w stanie posunąć się czasami nawet zbyt daleko) i kandydatki na żonę (nocujący w jej domu chłopak musi się zadowolić dziecięcym łóżkiem, gdyż Olive sypia z matką). Z kolei Shep, podstarzały eksgwiazdor boysbandu to cynik pełną parą — niczym Diogenes żyje na ulicy (a właściwie na przycumowanej do brzegu łajbie) i ewidentnie ma problem z używkami, ale jednego odmówić mu nie można: podobnie jak Katherine kocha swoją córkę i gdyby tylko mógł, przychyliłby jej nieba.

Czym urzekł mnie ten serial?

„The Duchess” to mocno przerysowana, karykaturalna wręcz, ale miejscami bardzo prawdziwa opowieść o zwykłych ludziach i ich dramatach — próbie poradzenia sobie z życiowymi błędami, nawracającą samotnością i emocjonalnym rozchwianiem, o które w świecie, w którym rządzi tymczasowość, wcale nie tak trudno. Wreszcie opowiada o zmaganiach w sprostaniu wyśrubowanym standardom narzuconym przez instagramowe filtry — tu nawet „ciałopozytywne” aktywistki traktują się jak wrogowie i przyłapywane są na oszukiwaniu innych kobiet.

A że bohaterowie czasami przeklinają i „brzydko” się zachowują? Cóż, to już kwestia przyjętej konwencji. Warto się na niej nie zatrzymywać, by dostrzec w „The Duchess” coś więcej, niż wulgarny sitcom o roztargnionej singielce.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA