Kevin Costner i Woody Harrelson usiłują złapać parę legendarnych przestępców. „The Highwaymen” od Netfliksa - recenzja
Gdy film, serial czy książka mierzą się z poważnym i znanym powszechnie tematem, to zawsze pojawi się oczekiwanie, a nawet przymus, aby sposób ujęcia był, jeśli nie świeży, to chociaż odmienny, ciekawy, nieoczywisty. Tego problemu zdaje się nie mieć John Lee Hancock, reżyser dostępnego od dzisiaj na Netfliksie filmu „The Highwaymen”.
OCENA
John Lee Hancock, którego możecie znać m.in. z „McImperium”, w którym portretował założyciela sieci popularnych barów z szybkim jedzeniem, tym razem nakręcił film, który przedstawia cześć historii pary legendarnych kryminalistów. Bonnie i Clyde nie są jednak głównymi bohaterami opowieści.
„The Highwaymen” skupia się na stróżach prawa.
Chociaż to określenie jest trochę na wyrost, bo z prawem ci panowie mają tyle wspólnego, że akurat władza ich potrzebuje. Gubernator Ma Ferguson (w tej roli świetna jak zazwyczaj Kathy Bates) ma niemały problem. Policjanci nie radzą sobie z dwójką przestępców, którzy nie dość, że wyjątkowo bezwzględnie mordują policjantów, to jeszcze zwykli ludzie zdają się ich uwielbiać. Kobieta podejmuje więc kontrowersyjną decyzję, aby zatrudnić ludzi, którzy należeli do zlikwidowanej przez nią formacji. Jeden z jej ludzi kontaktuje się więc z byłym Strażnikiem Teksasu (powstrzymam się od żartu dotyczącego Chucka Norrisa). Frank Hamer (w tej roli Kevin Costner) nie namyśla się długo, bierze ze sobą swojego dawnego partnera Maneya Gaulta (Woody Harrelson) i ruszają na poszukiwanie groźnych przestępców.
Fabuła nie ma tutaj większego znaczenia.
Historia jest bowiem dość znana i łatwa do przewidzenia. Kluczowi jednak są nasi bohaterowie. To panowie w podeszłym wieku, którzy swoje życie zawodowe mają już za sobą. Teraz pogrążeni są w marazmie. Dawno stracili pracę, chęć do działania. Początkowo muszą poradzić sobie z własnymi ograniczeniami. „The Highwaymen” jasno sugeruje nam, że to ludzie z innej epoki, nie tylko wiek jest dla nich przeszkodą, ale również to, że sam świat i praca policji poszły piekielnie do przodu.
Tu pojawiają się pierwsze problemy. Bo chociaż obaj aktorzy są wybitni, widać między nimi chemię i chętnie zobaczyłbym ich razem w serialu, jak przemierzają bezdroża USA w poszukiwaniu bandytów, tak tutaj ich relacja jest potwornie płaska i pusta. Podobnie zresztą jak same charaktery, które chociaż niepozbawione są potencjału, grzęzną gdzieś na poziomie nierówno narysowanych motywacji.
„The Highwaymen” nie opowiada nowej historii.
Jest tu co prawda próba odpowiedzenia na pytanie „jak rodzi się zło” i o granicę między dobrem, złem i czynieniem zła w dobrej sprawie. Szkoda tylko, że pytania postawione są w tak oczywisty sposób, a odpowiedzi są banalne. Nie powiecie mi chyba, że obierając perspektywę ludzi niejako z poprzedniej epoki, którzy muszą zmierzyć się ze złem w najczystszej postaci, nie da się ocenić przemian społecznych i kwestii etycznych. „The Highwaymen” nawet próbuje, bardzo chce, ale jego bohaterowie jedynie prześlizgują się po tych kwestiach.
„The Highwaymen” urzekł mnie kilkoma scenami (zwłaszcza pościg na polu, w pyle i kurzu), ale często widać, że brakuje pomysłu na interesujące kadry czy widoki. Czuć, że za filmem nie stoi potężny budżet, ale momentami bardziej widać w nim brak myśli przewodniej, choćby estetycznej.
Ostatecznie nowy film Netfliksa jest w stanie wybronić się jedynie przy założeniu, że oczekujemy niezobowiązującego kina historycznego, lubimy lata 30., kręci nas naparzanie z pistoletów czy pościgi wśród pustych przestrzeni – ja lubię, więc sam seans nie był wyzwaniem i nawet doceniam, że takie filmy potrafią znaleźć swój dom w serwisach VOD.