Osiem największych wad ósmego epizodu Gwiezdnych wojen - Ostatni Jedi pod krytyczną lupą
Przebudzenie Mocy to w moim prywatnym rankingu drugi najgorszy film na licencji Gwiezdnych wojen. No, trzeci, jeżeli liczymy tamtego świątecznego potworka z Ewokami. Kosmiczny debiut Disneya nie zrobił na mnie wrażenia, toteż nie miałem żadnych oczekiwań wobec Ostatniego Jedi. Idąc do kina z takim nastawieniem, zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Ósmy epizod jest bardzo dobry, ale…
… no właśnie, zawsze musi być jakieś ale. Ostatni Jedi posiada kilka kardynalnych błędów i sporo wad, które silnie ciągną ten tytuł silnie ku dołowi. Jako, że większość redakcji Spider’s Web jest z ósmego epizodu raczej zadowolona (ja w zasadzie również), postanowiłem stanąć po drugiej stronie barykady. Skupić się na tym, co w Star Wars: Episode VIII - The Last Jedi najgorsze. Jestem ciekaw, czy zgadzacie się z moją oceną i czy również postrzegacie poniższe punkty w kategorii wad.
UWAGA - tekst zawiera spoilery z filmu Gwiezdne wojny: Epizod VIII - Ostatni Jedi.
1. Leia w kosmosie niczym księżniczka Disneya
Gdy protonowy pocisk trafia w mostek krążownika Ruchu Oporu, dziura kadłuba wsysa wszystkich członków załogi na zewnątrz. Byłem pod wielkim wrażeniem tej sceny. Całkowicie mnie zaskoczyła. Nie tego się spodziewałem. Przez moment zacząłem wierzyć, że Leia zostanie pokazana jako jedna z wielu ofiar wojny, bez taryfy ulgowej dla znanych bohaterów. To byłoby coś naprawdę mocnego. Niespodziewanego. Szokującego.
Nagle kobieta zaczyna ruszać dłonią. Korzysta z Mocy i przyciąga siebie z powrotem na pokład statku. Leia pędząca w kosmosie wyglądała tak surrealne, że myślałem, iż to jakaś metafora. Reżyser bawiący się w symbolizm. Jej duch lecący w kierunku przyjaciół. Jej poświata Mocy krążącą wokół gwiazd. Nic z tych rzeczy. Ta scena naprawdę się wydarzyła. Bez żadnego treningu, przygotowania i doświadczenia, Leia Organa wykonała sztuczkę, której mogłaby pozazdrościć połowa Zakonu Jedi.
Cieszy mnie, że Leia przeżyła. Nie podobało mi się za to, że reżyser zamienił ją w kosmiczną księżniczkę Disneya, unoszącą się pomiędzy elementami rozerwanego kadłuba niczym wróżka z animowanej baśni. Ta scena całkowicie rozjechała się z moim wyobrażeniem Gwiezdnych wojen oraz tej konkretnej postaci. Jako widz poczułem, jak gdybym tracił grunt pod nogami. Czułem się nieswojo, niczym na obcym terenie.
2. Rose - dziecko wojny i poprawności politycznej
Nikogo nie trzeba przekonywać o tym, że Disney forsuje poprawność kulturową i polityczną. Po tym, jak Przebudzenie Mocy wprowadziło rewelacyjną postać czarnoskórego Finna, przyszła kolej na reprezentatywnego Azjatę. Wątpliwy zaszczyt spotkał Rose - członkinię Ruchu Oporu, której siostra ginie w świetnej scenie otwierającej.
Jak część owoców politycznej i kulturowej poprawności przemysłu filmowego, Rose jest całkowicie zbędna. Ta postać nie wnosi do filmu niczego istotnego. Absolutnie niczego. Jej wątek na planecie Canto Bight równie dobrze mógł zostać wycięty. To sztuka dla sztuki. Rozpasanie scenariusza tylko po to, aby znaleźć w nim miejsce dla przedstawiciela jakiejś mniejszości, religii czy rasy.
Gdybym miał azjatyckie korzenie, byłbym wściekły. Rose została potraktowana tak przedmiotowo, jak to tylko możliwe. Może brakuje mi perspektywy członka mniejszości, ale gdybym miał wybór, to naprawdę wolałbym, żeby w filmie nie pojawiał się żaden przedstawiciel mojej grupy etnicznej, niż żeby pojawiał się w tak nieumiejętny, nieudolny, zupełnie obojętny dla głównego wątku sposób.
3. BB-8 to maszyna do zabijania
Maskotka nowej trylogii Gwiezdnych wojen wypadła rewelacyjnie w Przebudzeniu Mocy. Producentom ósmego epizodu zabrakło jednak umiaru i całkowicie przeszarżowali ze zdolnościami okrągłego łobuza w Ostatnim Jedi. BB-8 stał się weteranem wojennym oraz prawdziwą maszyną do zabijania. Nie przesadzam.
Droid nie tylko pomaga głównym bohaterom, naprawiając coś od czasu do czasu lub odwracając uwagę wroga. W Ostatnim Jedi BB-8 samodzielnie pokonuje i unieszkodliwia trzech strażników więziennych, a do tego przejmuje kontrolę nad maszyną kroczącą AT-ST (lub jej nowszym odpowiednikiem). BB-8 sieje zniszczenie w hangarze Najwyższego Porządku, rozprawiając się z szeregiem szturmowców. Droid ma na swoim koncie największą liczbą pokonanych przeciwników w całym Ostatnim Jedi, wyłączając bitwy powietrzne. Policzyłem to.
Mechanicznego bohatera zamienia się w karykaturę budującą dystans między widzem oraz obrazem. Dokładnie ten sam błąd popełniono podczas kręcenia Ataku Klonów i Zemsty Sithów. Oddając zbyt wielką moc kultowemu R2D2, George Lucas sprawił, że ten znacząco stracił na uroku. W Ostatnim Jedi zachodzi dokładnie ten sam proces.
4. Generał Hux jak Hrabia Olaf
Zbyt ekspresywny, grający niczym na deskach teatru generał Hux zupełnie nie pasuje do reszty obsady. Ma się wrażenie, jak gdyby postać przywędrowała na plan Gwiezdnych wojen z innej produkcji. Z filmu dla dzieci, w którym gra postać złego czarownika nieustannie krzywiącego się do ekranu. Albo Hrabiego Olafa grożącego biednym sierotom.
To skrajne przerysowanie nie jest przypadkowe. Hux to bohater/ofiara największej liczby żartów sytuacyjnych w całym filmie. Nie mam nic przeciwko komediowej postaci po stronie Najwyższego Porządku. Wręcz przeciwnie. Jednak niekoniecznie powinien być to głównodowodzący wszystkich wojsk. Trochę to nie przystoi wobec piastowanej funkcji. Nie przypominam sobie, aby Tarkin czy generał Grevious pajacowali w podobny sposób.
5. Zbyt wiele zakończeń
Ostatni Jedi jest zaskakująco rozciągnięty. Jak gdyby Disney tak mocno przyzwyczaił się do dodatkowych scen po napisach w Avengersach, że odruchowo musiał je wcisnąć również do Gwiezdnych wojen. To jednak kultowa seria o stałym układzie, toteż nie wypadało zmieniać kompozycji. Dlatego scena po napisach wylądowała przed napisami, co burzy ciągłość i rytm ostatniej fazy filmu.
Albo wspólne ujęcie bohaterów na pokładzie uciekającego Sokoła Millenium, albo fragment z małym chłopcem patrzącym w gwiazdy. Rybki lub akwarium. Nie można mieć wszystkiego. Takie rozciąganie końca było zupełnie zbędne. Do tego przesłanie z uciśnionymi dziećmi, które kiedyś powstaną, aby walczyć wobec ciemiężycielom z Najwyższego Porządku wydało się niezwykle banalne. Starte. Zużyte. Po prostu tanie.
6. Najwyższy Wódz Snoke
Najwyższy Wódz ginie z ręki swojego ucznia. Kylo Ren rozprawia się z mentorem czytającym mu w myślach za pomocą sprytnej sztuczki. To bez dwóch zdań jeden z lepszych momentów całego ósmego epizodu. Bardzo spodobało mi się, że producenci nie czekali z trzymaniem przy życiu podróbki Imperatora do ostatniego epizodu trylogii. Nie podoba mi się za to, że Snoke odchodzi nie pozostawiając po sobie żadnych informacji.
Kim jest Snoke? Jakim cudem stanął na czele resztek floty Imperium? Dlaczego sformował Najwyższy Porządek? Czy dawniej był Jedi? Dlaczego chciał dopaść Skywalkera? Te i inne odpowiedzi zapewne dostanę dopiero w książkach i komiksach. Szkoda. Mam wielki niedosyt.
7. Gdzie ten John Williams?
Ostatni Jedi to kolejny po Przebudzeniu Mocy epizod, w którym muzyka jest jedynie przyjemnym dopełnieniem pięknego obrazu. Jak na Gwiezdne wojny i jak na Johna Williamsa to zdecydowanie za mało. Ścieżki dźwiękowe poprzednich trylogii były tak charakterystyczne, że broniły się jako samodzielne wydania. Takie, które chciało się potem kupić na krążku i przesłuchiwać długimi godzinami.
Kawałek w kantynie, marsz imperialny, utwór podczas walki z Maulem czy pojedynek bohaterów z Zemsty Sithów - to wszystko niesamowite utwory, które mają wartość same w sobie. Trylogia Disneya nie posiada takich motywów przewodnich. Coś tam sobie gra w tle, jest miło i przyjemnie, ale to tyle. Jak oprawa audio do jakiejś gry wideo na licencji Gwiezdnych wojen.
8. Atak prędkością nadświetlną wycelowany w niszczyciela
Manewr wykonany przez kapitalną wiceadmirał Amilyn Holdo niszczy wszelki porządek rzeczy. Jej zagranie stawia pod znakiem zapytania każdą kosmiczną bitwę, każdy epizod Gwiezdnych wojen i wszystkie historie opowiadane w ramach uniwersum Star Wars. Od strony wizualnej była to najbardziej efektowna scena filmu, ale scenarzyści tak przeszarżowali z tym zagraniem, że muszę mu poświęcić zupełnie osobny wpis. Jestem autentycznie wzburzony!