REKLAMA

Ograne składniki nie stworzą wybitnego serialu. Co najwyżej adaptację książki Kinga dla jego fanów

Serial The Mist, na podstawie prozy Stephena Kinga, to opowieść o małym miasteczku ze wszystkimi stereotypowymi problemami i nadnaturalnym zagrożeniem w tle.

The Mist serial
REKLAMA
REKLAMA

Historia zapowiada się nieciekawie, operuje na znanej i chętnie eksploatowanej formule. Mamy małe miasteczko, nad którym zaczyna wisieć poważne, nieznane zagrożenie. Pojawia się lekko szalony "prorok", który ostrzega miasto przed zagładą. Początkowo, oczywiście, nikt mu nie wierzy, ale widz wie, że zagrożenie jest prawdziwe. Widziałem ten schemat już tak wiele razy, że zastanawiam się, czy tego i podobnych scenariuszy nie piszą, od kilkudziesięciu lat, jakieś generatory fabuł.

Ten przewidywalny tok wydarzeń potęguje jeszcze sposób i tempo prezentacji innych elementów serialu.

Zbydlęceni i pewni siebie gracze ze szkolnej drużyny, nieakceptowany przez ojca homoseksualista, porywczy szeryf i jego przygłupi zastępca, kobieta skrywająca tajemnicę, para uduchowionych staruszków uczących się korzystać z Internetu i konflikt pomiędzy nastolatką a jej rodzicami.

Na dodatek, jeden z głównych bohaterów, prawdopodobnie, jest pisarzem. Mamy tu prawie wszystko, bez czego nie mogłaby się obyć fabuła "kingowskiego" horroru. Może to prawda, że serial został stworzony dla fanów tego wyjątkowo płodnego pisarza?

Wszystko to sprawia, że już po kwadransie czujemy się w The Mist jak w domu. I nie jest to uczucie, którego bym oczekiwał.

Na szczęście, główny wątek i realizujący go bohaterowie, to bardzo mocny punkt w małomiasteczkowym pejzażu. Alyssa Sutherland (znana fanom z serialu Wikingowie) spisuje się świetnie jako nauczycielka wychowania seksualnego, matka, żona, ale przede wszystkim silna kobieta, którą ściga (okryta jeszcze tajemnicą) przeszłość. Jak na razie jest ona największą zaletą The Mist. Uczciwie poprowadzonym wątkiem jest sprawa gwałtu, którego dopuścił się (prawdopodobnie) jeden z bohaterów. Mocno zaznaczone są akcenty związane z winą i karą, a także z wiktymizacją ofiary. To bardzo przyzwoity wątek i muszę przyznać, że oskarżenia  rzucane w kierunku zgwałconej dziewczyny, wywołały we mnie prawdziwe emocje. Obawiam się tylko, że twórcy potraktują tą historię powierzchownie i rozpłynie się ona w natłoku tajemniczej fabuły.

Dobrze wróży dynamika relacji między postaciami i przyzwoicie rozpisane dialogi.

Na uwagę i naganę zasługują efekty specjalne, które bardziej kojarzą się z niskobudżetową produkcją fantasy, niż z przyzwoitym filmem grozy. Tytułowa mgła wygląda dobrze, ale już oderwane kończyny, złowrogie owady i ruch postaci wśród kłębów dymu - które mają imitować mgłę - są dramatycznie sztuczne.

Nie chciałbym pogrzebać produkcji po pierwszym odcinku, bo wiele wskazuje, że może być lepiej.

REKLAMA

Problem polega na tym, że na aurze tajemniczości i ciekawym (a także zaangażowanym społecznie) wątku przewodnim nie da się zbudować serialu, który wyróżniałby się na tle innych produkcji. Bo chociaż sama historia wygląda na ciekawą, to zapowiada się ona dość banalnie.

Wniosek jest taki, że ze zmieszania ze sobą wyświechtanych składników, nie powstanie wybitny serial. Co najwyżej kolejna, nudna ekranizacja książki Stephena Kinga.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA