„The Old Guard” Netfliksa jest całkiem wierną adaptacją komiksu Grega Rucki. Nie brakuje jednak kilku różnic
Na Netfliksie wylądował dzisiaj film akcji – „The Old Guard”. W główną rolę wojowniczki wcieliła się Charlize Theron. Fabuła produkcji została oparta o serię komiksów. Czym różni się film od swojego pierwowzoru?
Tuż przed ukazaniem się sequela miniserii z 2017 roku (premiera we wrześniu 2020 roku), Greg Rucka otrzymał od Netfliksa szansę, aby ponownie opowiedzieć historię znaną z plansz „The Old Guard, Book One: Opening Fire”. W pełnometrażowym filmie streamingowego giganta „The Old Guard”, tak jak w komiksach, odpowiada on za scenariusz. Postanowił jednak wprowadzić kilka nieznacznych zmian względem pierwowzoru, aby i fabuła i narracja wpisywały się w trendy panujące aktualnie w kinie.
„The Old Guard” to opowieść o grupie nieśmiertelnych najemników. Niechętnie przyjmują oni zlecenie od byłego agenta CIA, Copleya, i zamierzają odbić zakładników z rąk terrorystów. Jak się jednak okazuje, zostali wystawieni. Teraz zamienili się z łowców w zwierzyny i trafili na celownik Merricka – prezesa złej firmy farmaceutycznej, który chce poznać sekret ich długowieczności. Zarówno w komiksie, jak i filmie znajdziemy elementy znane z kina szpiegowskiego podbijane, pędzącą na łeb na szyję, akcją. Fabuła rozgrywa się w różnych zakątkach świata i bohaterowie wszędzie popisują się swoimi niezwykłymi mocami, jednocześnie prowadząc dysputy o ich wadach.
Bohaterowie „The Old Guard”
W komiksie Rucka największy nacisk kładzie na przedstawienie nam przewodzącej najemnikami Andy, a właściwie Andromache of Scythia. Dowiemy się, że ma ona grubo ponad sześć tysięcy lat. Zobaczymy retrospekcje obejmujące cały ten czas, poczynając od starożytności. Przez milenia przemierza naszą planetę, szukając sensu swojego życia. Jest zmęczona długowiecznością i zanim trafiła na Yususa, Bookera i Nikcy'ego straciła każdego, na kim jej zależało. Próbuje wypełnić pustkę jednonocnymi romansami i walcząc o to, w co wierzy. Nie rozumie współczesnej technologii, ale w zabijaniu nie ma sobie równych.
W filmie protagonistka jest o wiele bardziej tajemnicza. Nie dowiemy się, ile ma lat, a retrospekcje z przeszłości obejmują jedynie kilka stuleci. Z tego względu jej wiek jest gorzej uwydatniony. Podobno kiedyś była czczona jako bogini, ale musimy uwierzyć jej na słowo. Zmęczenie długowiecznością jest więc mniej odczuwalne i namacalne. Podobnie sposób radzenia sobie z pustką jest zaledwie zasugerowany. W przeciwieństwie do swojego pierwowzoru nie ma problemu z posługiwaniem się technologią. Jednakże w tym wypadku twórcy bardziej niż na niej samej, skupiają się na jej relacji z Nile, która niedawno zorientowała się, że jest nieśmiertelna. Więcej miejsca poświęcają też na rozbudowanie portretów psychologicznych pozostałych członków grupy i antagonistów.
W komiksie świat przedstawiony jest zerojedynkowy. Zarówno Copley, jak i Merrick są w filmie bardziej zniuansowani. Zyskują na trójwymiarowości, bo ich działania nie są dyktowane jedynie zasadami konwencji i widzimisię scenarzysty. Tym samym dziwi fakt, że w produkcji Netfliksa prezes firmy farmaceutycznej staje się bardziej groteskowy. Można to jednak zrzucić na barki grającego go Harry'ego Mellinga, który chętnie szaleje przed kamerą, uciekając w karykaturę szefów korporacji tak często doprowadzających nasz świat ku samozagładzie w cyberpunku.
Śmierć dopadnie każdego
Prócz pogłębienia portretów psychologicznych postaci w filmie, Rucka postanowił zmienić również nieco sposób narracji. Czyni Andy bowiem śmiertelną. W pewnym momencie traci ona swoją moc. W oryginale często usłyszymy, że na każdego kiedyś przyjdzie czas, ale do ostatniej planszy nie dotyczy to głównych bohaterów. Na ekranie natomiast zobaczymy jak ranna i osłabiona Andromache rusza na pomoc swoim porwanym kolegom. Czyni to trójaktową kompozycję opowieści bardziej widoczną niż w pierwowzorze, gdzie wszyscy najemnicy bez przerwy mogą cieszyć się niezniszczalnością i z uśmiechem na ustach stawiać czoła kolejnym hordom przeciwników.
Wszystkie wspomniane zmiany względem oryginału zwiększają realizm opowieści. Co za tym idzie zwroty akcji stają się bardziej wiarygodne, a twórcom udaje się zasypać kilka dziur logicznych obecnych w komiksie. Działa to na korzyść filmu, jednakże Rucka popełnia też pewien grzech, przez co produkcja okazuje się chaotyczna.
Furtka do kontynuacji
Scenarzysta wprowadza do filmu nieznane z oryginału postacie. Kiedy Andy, jej ekipa i antagoniści stają się bardziej wielowymiarowi, nowi bohaterowie okazują się płascy i zupełnie niepotrzebni. Przynajmniej w kontekście pierwszej części. Z produkcji dowiemy się bowiem, że przyjaciółka Andromechy przed wiekami została zamknięta w skrzyni i zrzucona na dno oceanu. Epizod z przeszłości protagonistki nie ma na celu jedynie pogłębienia jej portretu psychologicznego, a otworzenie furtki do kontynuacji.
Komiks jest zamkniętą całością. Z tego powodu ciekawie będzie sprawdzić, co Rucka zaserwuje nam w jego sequelu. W produkcji natomiast twórcy nieraz do nas krzyczą, że mamy do czynienia jedynie z prologiem. Że „The Old Guard” to część większej całości. Oto narodziła się nowa filmowa franczyza superbohaterska. W przeciwieństwie do oryginału, nie działa jednak tak dobrze jako samoistna jednostka.