„The Rain” dawno stracił resztki sensu i pomysłu na siebie. Recenzujemy finałowy sezon serialu
Serial „The Rain” swego czasu był najgłośniejszą europejską produkcją Netfliksa, obok „Dark” i „Domu z papieru”. Zainteresowanie tytułem z czasem zdecydowanie osłabło, dlatego finałowa seria sześciu odcinków wpadła do serwisu niemal bez echa. Ale wbrew pozorom nie ma się czemu dziwić, bo 3. sezon „The Rain” roi się od kolosalnych problemów.
OCENA
Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o mediach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.
Uwaga na spoilery!
Zresztą „The Rain” od początku musiał liczyć się z mieszanymi opiniami odbiorców i krytyków. W stosunku do obu wspomnianych tytułów dosyć szybko wytworzył się pewien konsensus. „Dark” od początku do końca mógł liczyć na zachwyty (choć krytyczne głosy też się pojawiały, zwłaszcza przy ostatnim sezonie), a z kolei po 1. serii „Domu z papieru” wszyscy zrozumieli, że mamy do czynienia z typowym serialowym tasiemcem. I w taki sposób zaczęli go traktować.
Zgody co do jakości „The Rain” nie było nigdy. Osobiście jestem w stanie to jak najbardziej zrozumieć. Przyznam szczerze, że nie obejrzałem duńskiego serialu w momencie jego oryginalnej premiery. Zamiast tego wchłonąłem postapokaliptyczną opowieść o śmiertelnym wirusie ukrytym w deszczu w trakcie kilkudniowego maratonu. I muszę powiedzieć, że systematyczny spadek jakości z sezonu na sezon był dzięki temu widoczny jak na dłoni.
„The Rain” zaczął się jako dosyć standardowa opowieść o życiu po apokalipsie. Ale miał naprawdę wiele mocnych stron.
Zdecydowanie najciekawszym elementem produkcji była grupa różnorodnych i niebanalnych bohaterów. Jak tylko scenarzyści ruszyli z kopyta i poszerzyli liczbę postaci, serial od razu nabrał rumieńców. Właściwie każdy z ocalałych nastolatków miał coś do roboty i potrafił pokazać się tak z dobrej, jak i złej strony. „The Rain” bardzo sprawnie balansował też na granicy między produkcją ambitną a robioną przy bardzo niskim budżecie.
W całej historii nie brakowało dziur fabularnych, a działanie wirusa miało bardzo niewiele wspólnego z nauką, ale jak najbardziej dało się tamten sezon oglądać. Nawet pomimo faktu, że zakończenie wprowadzające do układanki złą korporację Apollon, pragnącą zrobić z wirusa broń masowego rażenia, było okropnie cliche. Kolejne sezony z tego powodu zapowiadały się dosyć średnio. I dlatego być może paradoksalnie zabrzmią moje następne słowa: „The Rain” całkowicie zrezygnowało w 3. sezonie z tego wątku, a mimo to opowiada zdecydowanie najgorszą historię.
Problem leży w tym, że duński serial obecnie nie ma już absolutnie nic wspólnego z tym, czym był na początku.
Najlepiej o tym świadczy sama kwestia tytułu. Wspomniany wcześniej deszcz przestał mieć jakiekolwiek znaczenie dla fabuły w połowie 1. sezonu. Od tego czasu bodajże tylko jeden odcinek przez chwilę odbywał się w trakcie burzy. To oczywiście tylko pojedynczy punkt na liście elementów, które scenarzyści w pewnym momencie porzucili. „The Rain” przestał być postapokaliptyczną opowieścią, bohaterowie zostali zamknięci na całe sezony w ciasnych pomieszczeniach (większość z nich nie miała zresztą co ze sobą zrobić), a jakakolwiek moralna dwuznaczność kompletnie zniknęła.
W finałowym sezonie „The Rain” kontynuuje obecne w poprzedniej serii trendy i całkowicie wchodzi w świat fantastyki. I to tej najgorszego rodzaju. Każdy twórca fantasy wie, że podstawowym obowiązkiem autora jest pokazanie, w jaki sposób wykreowany nierealny świat funkcjonuje. Tutaj nikt nie podjął takiego trudu. Mogę was zapewnić, że na koniec serialu nadal nie będziecie mieć najmniejszego pojęcia jak działał wirus, co tak naprawdę stało się z Rasmusem i skąd pojawiła się tajemnicza broń, której Simone będzie chciała użyć przeciwko bratu.
Fabuła „The Rain” w 3. sezonie koncentruje się na sprzecznych wizjach przyszłości i rywalizacji między Rasmusem i Simone.
Zarażony wirusem chłopak rozpocznie współpracę z Apollonem i zacznie zarażać inne osoby, rzekomo w celu uratowania całej populacji. Jego siostra sprzeciwi się takiej strategii, za co będzie jej groziła śmierć. Ostatecznie Simone ucieka spod władzy korporacji, ale zostaje uznana za zmarłą. W tajemnicy będzie musiała spróbować dojść do siebie i znaleźć sposób na uratowanie świata.
Jeżeli wydaje wam się, że powyższy opis jest nazbyt skrótowy, to muszę was rozczarować. Nie wynika on bowiem wcale z chęci uniknięcia spoilerów. W 3. sezonie „The Rain” po prostu niewiele więcej się dzieje. Oprócz głównego wątku w sześciu odcinkach zmieściły się właściwie tylko trzy mniejsze historie poboczne, z których jedna zajmuje kilka minut, druga jest dosyć oczywista (ale przynajmniej stanowi kontynuację losów pewnej pary bohaterów), a trzecia to chyba najbardziej wymuszona i nikomu niepotrzebna drugoplanowa opowieść, jaką widziałem w ostatnich kilku latach.
Wspomniany plus w postaci kontynuowania przynajmniej jednego z wątków zainicjowanych w 2. sezonie rzuca się w oczy tym mocniej, że praktycznie żadna z najważniejszych postaci „The Rain” nie przypomina siebie z przeszłości. Rasmus przez cały sezon już właściwie tylko krzyczy, Sarah co chwilę zmienia swój charakter i punkt wiedzenia, a Simone uczy się na nowo lekcji, które już poznała. Ale i tak żaden bohater nie został tak bardzo sprowadzony na manowce jak Martin. Właśnie dla tego typu sytuacji ukuto na Zachodzie termin character assasination. Ex-żołnierz w najnowszych odcinkach przypomina parodię dawnego siebie, który podejmuje wszystkie swoje decyzje, jakby był zupełnie innym człowiekiem.
Wyraźnie widać, że twórcy „The Rain” nie mieli pomysłu na ten serial, który wykraczałby poza początkową koncepcję.
Netflix dał im aż 3. sezony, bo produkcja cieszyła się popularnością. Nie dlatego, że historia z „The Rain” zmierzała do jakiegoś niesamowitego zakończenia. Widać to jak na dłoni. Z braku pomysłu i jakiejkolwiek spójnej wizji, scenarzyści duńskiej serii poszli w całkowicie bezsensowną, pozbawioną wewnętrznej logiki i przerażająco nudną historię z supermocami.
Im więcej w tym serialu było efektów specjalnych, tym mniej pomysłu na siebie. A ponieważ budżet „The Rain” od początku nie był zbyt wysoki, to na większej liczbie VFX-ów ucierpiały inne elementy produkcji. Cierpieć będą zresztą też widzowie oglądający finałowe odcinki i dlatego nie sądzę, by ktokolwiek miał zapłakać w niedalekiej przyszłości za duńskim Netflix Original.
*Autorem zdjęcia tytułowego jest Per Arnesen.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News