Aktorzy z The Walking Dead odwiedzili Polskę. Nam udało się z nimi porozmawiać sam na sam
W poniedziałkowy wieczór udaliśmy się na spotkanie fanów z obsadą The Walking Dead. Następnego dnia z samego rana pojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymali się aktorzy, żeby porozmawiać z nimi chwilę za zamkniętymi drzwiami.
Panel dyskusyjny, w którym wzięli udział Ross Marquand (Aaron), Seth Gilliam (Gabriel) i Alanna Masterson (Tara), był kopalnią ciekawostek na temat serialu. Pozostawił jednak pewien niedosyt. Na szczęście już następnego poranka miałem okazję spotkać się z trójką goszczących w Polsce aktorów i spędzić z każdym z nich kilka chwil przy rozmowie. Udałem się w tym celu do hotelu, w którym się zatrzymali.
Na pierwszy ogień poszedł serialowy Aaron, czyli Ross Marquand. Ależ sobie pluję w brodę, że byłem tak zaaferowany spotkaniem, że nie zrobiłem sobie z nim pamiątkowego zdjęcia!
Cała trójka aktorów po raz pierwszy odwiedziła Polskę, więc zacząłem rozmowę z Rossem Marquandem od pytania o to, jak podoba mu się u nas w kraju. Dowiedziałem się, że warszawskie wydarzenie było bardzo duże w kontekście podobnych eventów w innych krajach.
Zaskoczeniem dla obsady obecnej w Polsce było to, że opinia o polskich fanach, jaką słyszeli wcześniej, się sprawdziła: jesteśmy w oczach twórców nie tylko szczęśliwi mogąc spotkać ulubionego aktora, ale też... wyjątkowo uprzejmi.
Spytałem też o to, jak to jest wejść do serialu po tylu sezonach - jak widzowie mają się zżyć z nowymi postaciami?
Marquand przyznał przy tym, że zwykle widz ma kilku ulubionych bohaterów, a czasem tylko jednego. Bywał zdziwiony, że to Aaron jest ulubieńcem części fanów; żył w przekonaniu, że zawsze będą nimi Rick i Daryl. Nazywa też The Walking Dead swoją "wymarzoną pracą". Dzień wcześniej podczas panelu dyskusyjnego zresztą przyznał, że rola Aarona uratowała jego karierę.
Ross Marquand sam był od początku wielkim fanem serialu i oglądał go od pierwszego odcinka i miał nawet swoją ulubioną postać.
Mój rozmówca zauważył też, że ironiczne w tym wszystkim jest to, że Rick dopiero po kilku sezonach zrozumiał to, co Shane wiedział od samego początku.
Co dalej z Aaronem w The Walking Dead?
Wspomniałem podczas rozmowy o tym, że Aaron wydaje mi się osobą, która nie będzie w stanie dłużej znosić upokorzeń ze względu na to, ile razy został już stłamszony i pobity.
Jak aktor odgrywający mieszkańca Aleksandrii podchodzi do tego, że to Rick został przywódcą?
Zauważył, że teraz to Aaron jest tak jakby przywódcą mieszkańców Aleksandrii. Dopóki wspiera Ricka, to nie będzie już opozycji w miasteczku. Wedle jego odtwórcy Aaron teraz wierzy, że Rick to dobry człowiek i dobry lider. Nawet jeśli nie wszystkie jego plany wypaliły, to będzie w stanie poprowadzić grupę ku zwycięstwu z Neganem i Zbawcami. A dlaczego w ogóle Negan i Zbawcy muszą zostać pokonani?
Aktorzy są świadomi tego, że w każdej chwili mogą odejść i są z tym pogodzeni.
Poruszałem ten temat podczas rozmów z całą trójką. W mało którym serialu obsada musi być gotowa na to, że w każdej chwili ich postać zostanie wykreślona z dalszego scenariusza.
Drugim moim rozmówcą był Seth Gilliam. Na żywo w czapce i z bródką aktor w ogóle nie przypomina postaci, którą gra - aż zrobiłem mu fotografię koło plakatu, na którym widać Gabriela.
Rozmowę zacząłem od powiedzenia wprost, że postać Gabriela mnie irytuje. Nie chodzi tu o grę aktorska, a o to co zakłada scenariusz. Seth Gilliam przyznał, że postaci wzbudzają różne emocje, bo jeśli wszyscy byliby bohaterscy, to The Walking Dead nie przetrwałoby dłużej niż jeden sezon.
Gilliam przypomniał przy tym maksymę, że "nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy".
Zauważyłem też, że Gabriel i Seth to zupełnie dwie różne osoby w większym stopniu, niż to zwykle się spotyka w świecie telewizji. Postać z serialu jest cicha, wycofana, a aktor jest bardzo ekspresyjny, charyzmatyczny. Spytałem o to, jak on prywatnie zachowałby się w przypadku apokalipsy zombie.
Gilliam stwierdził jednak, że w takim scenariuszu raczej byłby podobny do Gabriela. Nie sposób przewidzieć, jak ludzie zachowają się podczas apokalipsy i on raczej nie byłby jednym z heroicznych bohaterów, a raczej stałby - "niestety" - po stronie tych dbających o siebie.
Spytałem też o wrażenia z pobytu w Polsce.
Aktor potwierdził opinię kolegi po fachu dotyczącą wydarzenia; był bardzo mile zaskoczony ciepłym przyjęciem. Nie miał jednak jeszcze czasu zobaczyć kraju, ale zaplanowano im trzy godziny wolnego czasu w Warszawie, które planuje wykorzystać na spacer.
Podobnie jak w przypadku Rossa Marquanda zapytałem o to, czy był fanem The Walking Dead zanim dołączył do obsady.
Odtwórca ojca Gabriela przyznał jednak, że po dostaniu roli w serialu obejrzał 15 minut pilota, by poczuć klimat tej produkcji i niezmiernie się wciągnął dzięki "fenomenalnej grze aktorskiej Andrew Lincolna". Seth cztery sezony The Walking Dead pochłonął w jeden weekend i kończył oglądać w Atlancie na planie. Praca z osobami, które dzień wcześniej znał tylko z ekranu, była dla niego czymś niesamowitym.
Pod koniec rozmowy spytałem też aktora, jak bardzo byłby rozczarowany, jeśli jego bohater by zginął w jednym z kolejnych odcinków.
Na koniec spytałem zaś o to, kogo z obsady nie chciałby widzieć po stronie umarlaków. Jako pierwszego i bez zastanowienia Gilliam wymienił Ricka, bo, jak dodał, jest fanem pracy Andrew Lincolna. Oprócz niego, już pod dłuższym zastanowieniu się, chciałby obserwować dalej Carla. Po co? By zobaczyć, czy z naiwnego chłopca przeistoczy się w "kompletnego psychopatę".
Ostatnią rozmowę przeprowadziłem z Alanną Masterson, czyli serialową Tarą. Tutaj na szczęście nie zapomniałem już o obowiązkowym selfie!
W rozmowie potwierdziła to, co słyszałem od pozostałej dwójki: polscy fani są świetni, a ponieważ aktorka "lubi widzieć szczęśliwych ludzi" to była bardzo zadowolona z wydarzenia - fani z naszego kraju wydali jej się właśnie tacy. Naszego kraju jeszcze nie mieli jak zobaczyć, bo cały czas spędzili w hotelu ("Ta część była super!"), a dopiero następnego dnia planują zwiedzanie.
Podobnie jak w przypadku pozostałych rozmówców poruszyłem temat tego, od kiedy sama zaczęła oglądać The Walking Dead.
Jak się dowiedziała, że spotka się z nimi na planie, to było to dla niej ekscytujące doświadczenie - ale aktorka sprowadza się też sama stale na ziemię. Jak zauważa, ludzie potrafią zapomnieć, skąd pochodzą. Sama wcześniej występowała w serialu i filmie, które nie okazała się hitami, a teraz ma szansę brać udział w czymś odnoszącym sukcesy.
Spytałem oczywiście o jej podejście do rozwoju bohaterki, którą odgrywa.
Spytałem też o opinię dotyczącą konfliktu z Neganem. Czy jako aktorka uważa, że powinien on umrzeć?
W kontekście Negana poruszyłem temat śmierci dwóch postaci na początku siódmego sezonu. Jak zauważyła była o tyle spokojna, że nie problem jej nie dotyczył (aktorka była w tym czasie w ciąży). To nie mogła być ona, ale wiedziała, kto dokładnie zniknie z obsady. Musiała siedzieć na tej tajemnicy przez jakiś czas.
Tę śmierć zwiastowały zresztą komiksy, które przestała czytać w tym samym czasie, co Ross Marquand.
Alanna przyznaje, że woli czytać kolejne scenariusze i być zaskakiwana nawet wtedy, gdy twórcy The Walking Dead zdecydują się zaczerpnąć motywy z komiksowego pierwowzoru. Zdaje sobie też sprawę, że w każdej chwili może zniknąć z obsady, ale podobnie jak dwaj aktorzy, z którymi rozmawiałem wcześniej, jest zadowolona z rozwoju swojej postaci.
Na koniec spytałem o to, jak duży wpływ jako aktorka ma na swoją postać.
Ciekawiło mnie, które elementy i cechy charakteru zostały jej podane przez twórców serialu i zapisane przez scenarzystów, a co jest jej własną inwencją.