Tubalny głos mówiący „Previously on AMC's The Walking Dead…” przywitałem z uśmiechem od ucha do ucha. Jeden z najpopularniejszych seriali powrócił, jdnak zupełnie odmieniony. Widać, że „The Walking Dead” ewoluuje w jasno określonym, bardzo interesującym kierunku.
„The Walking Dead” zaskoczyło mnie jakością wykonania. Będąc całkowicie znudzony trzecim i czwartym sezonem serialu teraz nie mogę oderwać się od ekranu. Gdy producenci zaserwowali nam śmierć lubianej przez wielu Beth, nie mogłem się doczekać, aż zimowa przerwa w nadawaniu zostanie zakończona. Przed rozpoczęciem świąt dostaliśmy potężnego cliffhangera i spodziewałem się, że dziewiąty odcinek piątego sezonu będzie pewnym uspokojeniem narracji. Po raz kolejny bardzo się myliłem.
Bez zdradzania szczegółów – jest śmierć, jest przetasowanie w grupie Ricka, jest nieco inna konwencja samego serialu.
Byłem bardzo zdziwiony klimatycznym rozpoczęciem, siłą wyrwanym z dobrego thrillera psychologicznego. Rzadko spotykana w serialu muzyka, do tego mało mówiące, niemal symboliczne kadry – „The Walking Dead” powróciło na antenę w zupełnie innym stylu, niż można się było tego spodziewać. Nie napiszę, że dojrzał sam serial, ale na pewno dojrzała forma narracji oraz prezentacji. Po czterech udanych komercyjnie sezonach producenci zaczynają eksperymentować z formą i wychodzi im to bardzo dobrze.
Jeżeli podobnie jak ja myśleliście, że Beth to jedyna personalna zmiana w grupie ocalałych, na pewno będziecie zaskoczeni. Twórcy po raz kolejny mieszają w szykach ekipy Ricka, z kolei same transfery wydają się być strzałem w dziesiątkę. Drużynę opuściła postać monotonna, bez werwy, wręcz irytująca niezaradnością i niezdecydowaniem. Noah to z kolei nabytek żywiołowy, ciekawy, mający spory potencjał oraz – co najważniejsze – znacznie odmładzający drużynę Ricka. Ta na przestrzeni niemal pięciu kompletnych sezonów zdążyła się zestarzeć, czego wygląd głównego bohatera jest najlepszym potwierdzeniem.
W nowym „The Walking Dead” najbardziej spodobał mi się jednak sam świat. Producenci zmienili go nie do poznania. Apokalipsa się skończyła. Czas na post-apo i „Fallouta”.
Pod względem otoczenia pierwszy i piąty odcinek serialu dzieli ogromna przepaść. Początkowe epizody „The Walking Dead” były walką zachodniej cywilizacji oraz ludzkiej rasy z zombie. W piątym sezonie widać, że ową walkę przegraliśmy. Ziemia zmienia się pod nieme dyktando żywych trupów. Najogólniej rzecz ujmując nic już nie jest takie samo. Zombie to gatunek dominujący, z kolei ludzie już dawno przestali żyć w zgodzie z zasadami, prawami i moralnością. Na tym tle grupa Ricka to wciąż wyjątek od reguły, chociaż największymi potworami w serialu bez wątpienia pozostają ludzie, nie rozkładające się zwłoki.
Przyjrzyjcie się otoczeniu, zwróćcie uwagę na smaczki. Mury porośnięte dzikimi pnączami. Spalone domy, które od lat nie widziały żywego ducha. Chaszcze i bujne krzewy, które dawniej były pięknie przystrzyżonymi trawnikami. Chociaż w „The Walking Dead” pojawiają się pomniki upadłej cywilizacji, są to już jedynie elementy minionej ery, nie miejsca nadające się do zamieszkania czy odrestaurowania. Wszystko co mieli bohaterzy serialu przepadło bezpowrotnie. Tułaczka przez Stany Zjednoczone wygląda jak wizyta w świecie gry „Fallout” i właśnie to jest kapitalne.
Widać, że producenci mają pomysł na świat „The Walking Dead”. Z sezonu na sezon Ziemia staje się coraz bardziej obca i niebezpieczna.
Jestem przekonany, że w następnych odcinkach ten efekt będzie się jedynie potęgował. Coraz bardziej bestialscy ludzie, dzikie stada zwierząt na ulicach, natura przejmująca kontrolę nad ludzkimi metropoliami – liczę, że zobaczę to wszystko. Żywe trupy już dawno przestały być główną atrakcją „The Walking Dead” i niezmiernie mnie cieszy, że twórcy starają się pokazać zupełnie inne zagrożenia i zupełnie inne otoczenie.
Bardziej odrealniony, post-apokaliptyczny świat „The Walking Dead” będzie świetną przeciwwagą dla nadchodzącego „Fear the Walking Dead”, również od AMC. Drugi serial w świecie zombie opowie o początkach przerażającej epidemii. Akcje obu produkcji dzieli więc kilka lat. Z naszej perspektywy niewiele. Gdy jednak porządek rzeczy burzy apokalipsa, tyle wystarczy, aby Ziemia zmieniła się nie do poznania. Dobitnie przy tym pokazując, że ludzie są tutaj jedynie gośćmi i bez nich matka natura poradzi sobie wyśmienicie.