„Titans” to duchowy spadkobierca „Gotham”. Widziałem już 1. odcinek serialu DC, który zobaczysz dziś na Netfliksie
„Titans” to nowy serial o superbohaterach DC, który można już obejrzeć w Polsce dzięki serwisowi Netflix. Sprawdzamy, o co chodziło Robinowi, który już w zwiastunie chciał je*ać Batmana.
OCENA
Wydawnictwo komiksowe DC postanowiło stworzyć nową platformę dla fanów Supermana, Batmana i całej reszty swoich barwnych postaci. Częścią nowopowstałego DC Universe jest serwis wideo na żądanie. Niestety, tak jak się obawiałem po ogłoszeniu istnienia tej usługi, nie jest on dostępny w Polsce.
Na szczęście tam, gdzie DC nie może, tam Netfliksa pośle.
„Tytani” zgodnie z zapowiedziami trafili właśnie do biblioteki największego serwisu VOD świata, a serial mogą oglądać klienci z Polski. Miałem okazję zapoznać się już z pierwszym odcinkiem i wyrażam na ten moment ostrożny optymizm. „Titans” zapowiada się na godnego następcę „Gotham”, którego ostatni sezon właśnie jest emitowany.
Kupuję taką otoczkę. Marvel w świecie kina jest familijny, a tylko netfliksowe seriale o nowojorskich herosach są nieco bardziej brutalne. W filmowym uniwersum DC z kolei chce być poważne i mroczne, ale w serialach serwuje nam całe spektrum różnych stylów w zależności od tytułu.
„Titans”, podobnie jak „Gotham”, bawi się konwencją.
Nie jest to serial nakręcony na serio, raczej balansuje na granicy autoparodii. Gdzieś w tle przewija się wątek ratowania młodej dziewczyny, która ma w sobie diabła, a także pracy w policji i ucieczki z siedziby słowiańskich gangsterów. Dialogów jest chyba więcej niż mordobicia, ale to tylko zasłona dymna.
To o tyle ciekawe, że serial o mieście Batmana w czasach, gdy Bruce Wayne był jeszcze dzieckiem, kręci Fox - „Titans” robią zaś ludzie zaangażowani wcześniej w seriale DC stacji CW. Nowej produkcji bliżej jednak do „Gotham” niż do Arrowverse. „Tytani” to przede wszystkim nieskrępowana rozrywka.
Wszystko jest tu przerysowane i karykaturalne. Czy to Robin mówiący „je*bać Batmana”, czy to tryskająca w mrocznej alejce krew, czy to manifestacja nadprzyrodzonych mocy - nie ma tu miejsca na półśrodki. To taki komiks w wersji ruchomej. Albo kreskówka z prawdziwymi aktorami.
Kim w ogóle są tytułowi Tytani?
Co ciekawe, serial nie daje na to żadnej odpowiedzi. Z materiału źródłowego wiemy, że była to młodych superbohaterów, która działała niezależnie od Ligi sprawiedliwości. Jej skład zmieniał się wraz z upływem lat, ale zwykle w centrum znajdował się podopieczny Bruce’a Wayne’a.
Nie inaczej jest i w tym serialu. Centralną postacią jest Dick Grayson, czyli jeden z Robinów (to ten, którego Wayne adoptował po tym, jak jego rodzice-akrobaci zginęli w wypadku). Gdy rozpoczyna się akcja, jest Robinem już 15. rok z rzędu, pracuje w policji i nie chce mieć z Batmanem nic wspólnego.
Spotyka na swojej drodze Rachel - młodą dziewczynę, która nosi w sobie demona i miewa wizje chłopca z cyrku. Do tego dochodzą niepamiętająca swojej przeszłości Starfire, która rusza tropem Rachel, a w późniejszych odcinkach Beast Boy.
Pilot serialu „Titans” podkreśla na każdym kroku, że to typowa produkcja młodzieżowa.
Oczywiście typowa, jeśli pominąć superbohaterską i nadnaturalną otoczkę. Głównym motywem, który serial będzie eksplorował, wydaje się kwestia akceptacji nastolatków (prawdziwych lub mentalnych) przez społeczeństwo, rówieśników. Zmierzymy się z ich problemami, poznamy ich marzenia. Standard.
Jednocześnie mamy tutaj do czynienia z tzw. origin story, ale nie każdego herosa z osobna, a całej grupy bohaterów. Serial będzie pokazywał jednak nie tylko ich wspólne przygody, ale też zaserwuje widzom flashbacki, podczas których opowie nieco o ich przyszłości.
Wygląda też na to, że będzie o czym opowiadać.
Chętnie się dowiem, dlaczego Dick żywi urazę do swojego przybranego ojca i mentora oraz… kim są antagoniści? Jak na razie widzowie pod tym względem wiedzą dokładnie tyle, co tytułowi Tytani - kompletnie nic.
Cieszę się też, że tym razem twórcy serialu nie robią go dla wszystkich, a przede wszystkim dla fanów, którzy znają te postaci i ten świat. Biorąc pod uwagę, na jaką platformę trafił w pierwszej kolejności, jest to zrozumiałe. Mam tylko nadzieję, że „Titans” nie załamie się pod własnym ciężarem. Serial balansuje na granicy autoparodii, więc wystarczy tylko kilka nietrafionych suchych żartów, by tę granicę przekroczyć.