REKLAMA

Tom Hanks w nowym wojennym dramacie. „Misja Greyhound” to opowieść na morzu, której akcja pędzi non-stop

Tom Hanks w ostatnim czasie pojawiał się w mediach z dwóch powodów. Pierwszym był koronawirus, którym zaraził się wraz z żoną w Australii. Ale oprócz tego dwukrotny zdobywca Oscara opowiadał wówczas o swoim nowym filmie zatytułowanym „Misja Greyhound”. Jak wypadło wojenne dzieło rozgrywające się w całości na pełnym morzu?

tom hanks film
REKLAMA
REKLAMA

Według pierwotnego planu „Misja Greyhound” miała pokazać się widzom na dużym ekranie wraz z innymi kinowymi premierami czerwca. Wybuch globalnej pandemii znacząco pokrzyżował jednak plany całego przemysłu filmowego, a producenci filmu musieli na szybko szukać wsparcia wśród serwisów VOD. Ostatecznie porozumieli się z Apple TV+ i to właśnie tutaj zadebiutowało fabularne dzieło wyreżyserowane przez Aarona Schneidera („Kolekcjoner”, „Nie z tego świata”) i napisane przez wspomnianego wcześniej Hanksa.

Na samym początku „Misji Greyhound” pojawia się informacja, że treść filmu jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Takie ujęcie sprawy może jednak wywołać nieco mylne wrażenie. Na samym wstępie warto więc wyjaśnić, że produkcja Apple TV+ bazuje na fikcyjnej powieści „The Good Shepard” autorstwa Cesila Scotta Forestera (wkrótce wyjdzie po polsku pod tytułem „Misja Greyhound”). Nie oznacza to jednak, że nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Amerykański pisarz był bowiem znakomitym marynistą i zwykle dobrze opisywał warunki życia i walki na morzu. A toczona na przestrzeni całej II wojny światowej Bitwa o Atlantyk to ważny, choć często pomijany, element walki między aliantami a Państwami Osi.

Akcja filmu Apple TV Plus zaczyna się w 1942 roku. Tom Hanks gra komandora Ernesta Krausego, który dostaje zadanie eskortowania konwoju statków z zapasami.

Dzieje się to niedługo po dołączeniu do wojny przez Stany Zjednoczone. Krause jest doświadczonym kapitanem, ale przez lata odmawiano mu wyższego stopnia. Dopiero globalny konflikt sprawia, że dostaje pod swoje dowództwo statek o klasie niszczyciela i tak istotną misję. Na jego nieszczęście podczas pierwszej podróży przez Atlantyk będzie musiał stawić czoła zmasowanemu atakowi ze strony niemieckich U-bootów.

W powieści Krause jest bardzo mocno wierzącym mężczyzną, który skrycie wątpi w swoje umiejętności dowodzenia tak wielką grupą statków. Na przestrzeni kolejnych dni przeprawy zostaje więc zmuszony do walki nie tylko z nieprzyjacielskimi okrętami podwodnymi, ale też własnymi demonami i sumieniem. Śladowe ilości tych dylematów znajdziemy w filmowej adaptacji książki, ale twórcy „Misji Greyhound” najwyraźniej uznali, że nie ma czasu na rozwijanie charakterów swoich postaci. Bo przecież trzeba pokazywać bitwy morskie!

Dlatego nowy film Apple'a jednoznacznie stawia na akcję, która rusza z kopyta po zaledwie kilku minutach i nie zatrzymuje się praktycznie aż do ostatnich sekund. Trzeba przy tym oddać Aaronowi Schneidorowi, że jest to filmowa akcja z najwyższej półki. Morskie potyczki między U-bootami a niszczycielami dowodzonymi przez Krausego zostają świetne wyreżyserowane i budzą naprawdę olbrzymie emocje.

Wyraźnie widać, że Amerykanin ma za lata pracy jako autor zdjęć filmowych, bo „Misja Greyhound” jest pięknie nakręconym filmem akcji.

tom hanks film

Największy problem produkcji napisanej przez Hanksa szybko staje się jednak absolutnie oczywisty. To film wizualnie wciągający, a naturalizm dialogów krążących między poszczególnymi członkami załogi sprawia, że widz może się poczuć niemal jakby był tam z nimi na mostku. Niestety, jednocześnie „Misja Greyhound” jest tak naprawdę filmem o niczym. Nie opowiada żadnej historii, a raczej jej drobny zarys, który można sprowadzić do banałów o bohaterstwie, poświęceniu i patriotyzmie.

Tom Hanks jest na tyle sprawnym aktorem, że nawet na bazie tak skromnej charakteryzacji jest w stanie zbudować sympatycznego bohatera. Ale po obejrzeniu „Misji Greyhound” z widzem tak naprawdę nic nie pozostanie. Dopóki trwa walka na morzu, a konwojowi zagrażają U-booty to czujemy się wciągnięci do tego świata. Potem następuje jednak króciutkie i nieco patetyczne zakończenie, a my natychmiast zapominamy o obejrzanym filmie. Wizualne piękno walki na morzu na pewno można było lepiej połączyć z wojennym dramatem. Dlatego jeśli szukacie głębokiej opowieści o ludzkiej duszy, to raczej wybierzcie inne dzieło. W przeciwnym wypadku produkcja Apple'a i Sony zapewni wam półtorej godziny porządnej rozrywki.

REKLAMA

Film „Misja Greyhound” znajdziecie na platformie Apple TV+.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA