REKLAMA

"Mniej inspiruję się w pracy motywami polskimi, a bardziej kinem akcji lat 80." - rozmawiamy z Tomaszem Bagińskim

Odkąd gruchnęła informacja, że Netflix zekranizuje Wiedźmina, Tomasz Bagiński stał się jedną z niewielu osób, które znają szczegóły przebiegu prac nad nachodzącym serialem. Z reżyserem, producentem i twórcą animacji rozmawiamy o inspiracjach, narracji i przenoszeniu prozy Andrzeja Sapkowskiego na mały ekran. 

tomasz bagiński
REKLAMA
REKLAMA

Tomasz Bagiński w wywiadzie dla Spider's Web Rozrywka:

Konrad Chwast: W jednym z wywiadów mówił pan, że biznes dzisiaj robi się na opowieściach. Zastanawiam się, czy dobra historia jest się w stanie przebić do świadomości, jeśli nie stoi za nią potężna finansowa, korporacyjna machina.

Tomasz Bagiński: Pewnie musielibyśmy się zastanowić, co rozumiemy przez historię. Moja wypowiedź dotyczyła trochę szerszego rozumienia opowieści niż rozrywki. Raczej tego, co oglądamy na przykład w wykonaniu Elona Muska. Jego firma przynosi od kilkunastu lat straty, ale dzięki opowieści, którą Elon jest w stanie wykreować, na tyle dużo ludzi mu wierzy, żeby ta firma wciąż rosła. Nie chcę krytykować tego podejścia, ani specjalnie go popierać, ale tak właśnie to wygląda. Zwróćmy uwagę, że znaczący zysk Apple'a to jest przede wszystkim marka, a nie koszt produkcji. I tu jest znowu pewna opowieść wykreowana przez Jobsa, która za tą marką stoi, i ona każe nam wierzyć, że jest w jakiś sposób lepsza, ciekawsza.

W kontekście wydarzeń politycznych wiele mówiło się w ostatnich miesiącach, że istnieje potrzeba zbudowania spójnej opowieści, aby móc zabezpieczać polską narrację. Czy my Polacy jesteśmy w stanie stworzyć taką pozytywną narrację o nas samych, ale też odpowiednio zniuansowaną?

Im szersza narracja, tym mniej ona może być ona zniuansowana. Szczególnie jeśli dotyczy takich tworów jak państwa. I oczywiście w na polu polityki też to funkcjonuje. I zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w Polsce, i zwycięstwo Trumpa w Stanach Zjednoczonych to też są sukcesy pewnej narracji, pewnej opowieści, która jest prowadzona konsekwentnie i bardzo jasno. Widać wyraźnie, jak w Polsce Prawo i Sprawiedliwość przegoniło w tej kwestii opozycję. Ewidentnie partia ta ma jakiś rodzaj wizji i planu, który jest realizowany na poziomie opowieści.

A jeśli chodzi o szersze podejście, czyli podejście państwa, to wierzę, że takie rzeczy są możliwe. Narracje jednoczące, jeżeli są dobrze przeprowadzone i nie zamieniają się w ekstremizmy, są bardzo potrzebne. Pytanie oczywiście brzmi, kto je będzie realizował i w jaki sposób. Czy w naszych warunkach da się to zrobić? To jest już oddzielna historia, ale wydaje mi się, że mamy na tyle dużo cech wspólnych, żeby takie narracje umieć przeprowadzać. Są przecież przykłady z historii, że to się udawało.

Jeśli już mówimy o tych cechach wspólnych, to na wielu etapach pana drogi artystycznej i biznesowej, pojawiło się sporo projektów, które w jakiś sposób nawiązują do polskiej kultury i tradycji. Skąd u pana wzięło się to, żeby opowiadać mocno polskie historie?

Jest wiele czynników, które o tym decydowały. Jednym z nich jest to, że zdecydowałem się zostać w Polsce, kiedy moja kariera się zaczęła rozwijać i zacząłem mieć sporo propozycji wyjazdów. Zastanawiałem się mocno, gdzie dalej się rozwijać. Jeśli już zdecydowałem się zostać tutaj, to powinienem wykorzystać te narzędzia kulturowe, które ojczyzna mi daje, że tak powiem górnolotnie. Warto się odbijać od tej kultury, warto ją komentować w kontekście kultury światowej. To daje mi, jako twórcy, pewną wartość i wyróżnik.

Druga kwestia jest dość przyziemna. Kiedy moje nazwisko stało się troszeczkę bardziej znane i rozpoznawalne, to takie projekty zaczęły pojawiać się u mnie na stole.

wiedźmin the witcher netflix mapa class="wp-image-120436"

Ale ja tu widzę pewną konsekwencję w działaniu. Kiedy spojrzy się na Wiedźmina, z którego przeniesieniem na ekran jest pan związany, to tam też pojawia się kwestia twórczego przekształcania motywów słowiańskich, polskiej kultury. Zastanawiam się, czy to był naturalny kierunek, że zajął się pan Wiedźminem?

Tu dotykamy szerszego tematu, bo opowiadania Andrzeja Sapkowskiego powstały 30 lat temu i powstaje pytanie, kto się kim inspiruje: czy ja się inspiruję literaturą Andrzeja Sapkowskiego, czy ja inspiruję innych, adaptując tą literaturę. W pewnym sensie wychowałem się na tych książkach, więc mój związek z nimi jest pewnie głębszy niż takie powierzchowne odczytanie.

Czy ten Wiedźmin jest uzupełnieniem tych zainteresowań słowiańszczyzną?

Nie, to jest głębsze. Ja już nie wiem, czy interesuję się słowiańszczyzną, czy to wyniknęło z tego, że nasiąkłem tą kulturą od dzieciństwa. To jest o tyle ciekawe, że mnie wychowały filmy amerykańskie, raczej interesuję się amerykańską kulturą masową. A to, co robię, to raczej próba przetłumaczenia tego polskiego świata językiem uniwersalnej narracji międzynarodowej. Mniej inspiruję się w pracy motywami polskimi, a bardziej kinem akcji lat 80. I z tego dziwnego miksu powstaje być może coś nowego.

Gdy na Spider's Web piszemy o Wiedźminie od Netfliksa, to często czytelnicy wyrażają obawę, że skoro serial będzie robiła amerykańska firma, to może ona tych słowiańskich niuansów, które są w książce Sapkowskiego, nie wychwycić. Chwilę później zawsze ktoś rzuci "przecież na pokładzie jest Bagiński, więc możemy być spokojni". Ma pan cały czas wgląd w to, co się dzieje przy okazji serialu, jak on powstaje?

Oczywiście, że tak. Jestem jednym z producentów wykonawczych i śledzę to, co się dzieje, mam kontakt z ludźmi, którzy przy nim pracują. Praca przy serialu to jest praca zespołowa, nie mogę powiedzieć, że mój wpływ gwarantuje ten jeden jedyny i właściwy sposób odczytania powieści. Showrunnerem serialu jest Lauren Hissrich, która bardzo poważnie podchodzi do tego tematu i wykonała dokładny research. W jej zespole jest wielu ludzi, którzy siedzą w książkach Sapkowskiego, zgłębiają tę kulturę. Jestem bardzo dobrej myśli, chociaż oczywiście zobaczymy, jak to wyjdzie za półtora roku, czyli wtedy, gdy ten serial trafi na ekrany.

wiedźmin netflix serial scenariusz Lauren S. Hissrich class="wp-image-127549"

Jaka jest ostatecznie rola Andrzeja Sapkowskiego przy produkcji serialu?

Całkowicie formalnie jest konsultantem. We wszystkich dokumentach jest tak nazwany. My, jako zespół, bardzo sobie jego zdanie chwalimy. Mądrością Andrzeja Sapkowskiego jest to, że pozwala nam na adaptacje, ale sam zakłada, że on napisał "tylko" książki, a my mamy za zadanie je przenosić na ekran i mamy w tej kwestii wolność, bo to jest nasze dziecko, nasza odpowiedzialność.

A oprócz tego Andrzej jest fantastycznym człowiekiem, bardzo lubię z nim się spotykać i rozmawiać z o serialu. Zespół też miał okazję poznać Andrzeja i myślę, że jeszcze nie raz, nie dwa w trakcie produkcji się z nim spotkamy.

A jak przekonał pan Sapkowskiego do tej ekranizacji, najpierw filmowej, a potem serialowej?

Mówiłem mu, jak bardzo trudny i długotrwały jest to proces, ilu stopni wymaga... Chciałbym to tak powiedzieć, żeby zbyt wiele nie zdradzić (śmiech). Mówiłem, że szansa na to, że powstanie cokolwiek, jest bardzo, bardzo mała. Kiedy sześć lat temu rozmawialiśmy bardzo poważnie o ekranizacji, przenoszeniu praw i tak dalej, to ta droga była ledwo widoczna.

Znając już trochę ten rynek i mając już za sobą trochę spotkań i wyjazdów, uświadomiłem sobie, że my w Polsce wierzymy, że produkcje od Netfliksa robi się prosto, bo tam są pieniądze. Nie jest to prawda. Bardzo wiele produkcji ginie na etapie developmentu. To, że autor zgodził się na adaptację swojej literatury, choćby była to literatura absolutnie genialna, bardzo popularna i znana, wcale nie gwarantuje, że film czy serial powstanie. Żeby w ogóle mieć szansę, to trzeba tę roślinkę adaptacji podlewać bardzo mocno od samego początku. Może ta uczciwość i jasne postawienie sprawy, zadziałało, ale o to trzeba by spytać Andrzeja.

Na niedawno zakończonych targach E3 pojawiły się trailery, które wykonało Platige Image. Czym różni się opowiadanie historii – nawet jeśli są to materiały reklamowe - w takich zwiastunach od form, krótkometrażowych, które przyniosły panu pierwszy rozgłos?

Rzeczywiście wyszły od nas – tak mi się wydaje – bardzo fajne filmy na E3. Pamiętajmy, że to jest praca komercyjna, tu wiele do powiedzenia ma firma, która taki film zleca. Czy to mowa o podejściu, czy o rzeczach, które trzeba w tym filmie opowiedzieć. Trailery z gier są potem bardzo pieczołowicie i dokładnie oglądane przez fanów. Wszystko, co się tam dzieje, ma znaczenie i musi mieć odbicie w gameplayu. To jest bardzo serwisowa i usługowa praca, chociaż jestem bardzo zadowolony, bo nie ma w Polsce innego studia, które robi rzeczy na takim poziomie dla takich klientów. Natomiast jeśli chodzi o zestawienie z projektami artystycznymi, to nie do końca da się to porównać, pewne aspekty techniczne są podobne, ale jeżeli chodzi o proces kreacyjny, to jest trochę inna praca. Chociaż jesteśmy jednym z niewielu studiów, które też piszą scenariusze do takich projektów.

Ale pana działalność często stoi w rozkroku między projektami reklamowymi a artystycznymi. I gdzieś tam na przecięciu tych światów powstają takie rzeczy, jak reklamy dla Allegro. Jak się panu udaje łączyć te oba te światy?

Wydaje mi się, że mam na tyle prostą wrażliwość, że rzeczy, które piszę, są na tyle komercyjne, że nadają się jako treści reklamowe, a jednocześnie są od reklam inne. Może znowu bym się odbił od tego, co mnie wychowało, mam na myśli kino nowej przygody lat 80. To na nim wyrosłem i mój gust, może trochę prymitywny, ale rozrywkowy, mi w tym pomaga. Dlatego wydaje mi się, że tam - oprócz tego aspektu artystycznego – zawsze pojawia się jakiś element zabawy i rozrywki. Nie wiem, czy jest jakieś inne wyjaśnienie. Tak mi się poszczęściło, że mam gust, który odpowiada dużej części odbiorców.

Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że będzie pracował pan nad międzynarodowym projektem, ekranizacją anime pt. Rycerze Zodiaku. Kiedy dowiemy się czegoś więcej?

Niestety nie mogę tu za wiele zdradzać. Razem z producentami ujawnimy trochę więcej informacji jesienią. Jestem niesłychanie podekscytowany nową historią i nowym scenariuszem. Mamy coś naprawdę bardzo mocnego.

A dlaczego zdecydował się pan na projekt tak odległy kulturowo?

Chyba właśnie dlatego, że mimo pewnej komercyjnej wrażliwości nie jestem Amerykaninem. Bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język z japońską ekipą, która odpowiada częściowo za prace scenariuszowe. Ponadto istnieją  – co prawda dość odległe - podobieństwa kulturowe między Polską a Japonią. Dlatego mamy w Polsce centrum kultury japońskiej, a Polska jest w Japonii rozpoznawalna, bo istnieją odległe podobieństwa między naszymi krajami i naszą wrażliwością. I chyba dlatego było mi łatwiej tłumaczyć rzeczy związane z oryginalnym anime na język kultury popularnej, międzynarodowy język kina, niż to było możliwe dla amerykańskich reżyserów. Tym projektem zajmowały się inne osoby i to nie wychodziło. Tłumaczenie anime na język kina wymaga pewnego myślenia poza schematami i mam wrażenie, że udało mi się to dać temu projektowi.

Co jest najtrudniejsze w pracy nad projektem tak pełnym różnić kulturowych?

REKLAMA

Najtrudniejsze jest chyba to, co przy każdym projekcie, czyli szukanie kręgosłupa treściowego, osi treści. Zawsze zajmuje dłuższą chwilę i z reguły przykryte jest sporą ilością najróżniejszych elementów. Polega to na szukaniu najważniejszego elementu w danym projekcie, jednej najważniejszej myśli. Z reguły sporo pracy w tym czasie zostaje odrzuconej. Ale jak to się już uzyska, to potem praca jest fajna. Oczywiście dalej jest ciężka, dalej siedzi się całymi godzinami w pokojach bez okien z innymi pisarzami, producentami i tam się te idee kotłują i gotują.

Szczerze mówiąc, na tym polega radość z tego procesu. Kiedy po wielu godzinach nagle coś się urodzi, to jest coś pięknego. A jak już się to realizuje na planie zdjęciowym, to jest chyba ta część najprzyjemniejsza i wyjątkowo wolna.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA