REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Kryzys mężczyzny w średnim wieku i kryzys męskości w ogóle. Oceniamy „Tommaso” - najnowszy film Abla Ferrary

W „Tommaso” kryzys wieku średniego zostaje zrównany z kryzysem współczesnej męskości. Główny bohater musi zmierzyć się z demonami reżysera, zmieniającym się społeczeństwem, a przede wszystkim własną psychiką.

13.02.2020
17:27
Recenzja Tommaso. Abel Ferrara w dobrej formie opowiada o męskości
REKLAMA
REKLAMA

Tytułowego Tommaso poznajemy jako zdolnego ucznia języka włoskiego, przykładnego męża i ojca. Gotuje dla rodziny, opiekuje się córką i dba o swoją żonę. Kiedy zaczyna podejrzewać partnerkę o zdradę, jego ułożony świat rozpada się na drobne kawałki. Ucieka w swoje obsesje i pracę twórczą, aby poradzić sobie z problemami. Jednocześnie jednak coraz bardziej traci kontrolę nad własnym życiem i emocjami. Do wybuchów doprowadzają go drobne incydenty, które reżyser mnoży w miarę rozwoju akcji.

Abel Ferrara nie ma litości dla swojego protagonisty.

Każe mu powoli ulegać autodestrukcji, a nam pozwala zatopić się w jego psychice i odkrywa przed nami kolejne jej odmęty. Przeprowadza nas przez labirynt drążących go emocji, chcąc pokazać, w jaki sposób jego zachowania i styl życia wyniszczają go od środka. Ta skromna, opowiedziana za pomocą ascetycznych środków wyrazu opowieść o przeżywającym kryzys, podstarzałym artyście przyjmuje formę intymnego dziennika mężczyzny w zagrożeniu.

Nietrudno ulec wrażeniu, że główny bohater to tak naprawdę reżyser. Odczytywanie „Tommaso” w kluczu autobiograficznym zostaje narzucone już poprzez obsadę. W końcu w młodą żonę bohatera wciela się partnerka Ferrary Cristina Chiriac, a w małą Dee Dee jego córka, Anna. W ten sposób film zostaje nasączony osobistymi lękami i obawami twórcy, który zdaje się właśnie rozliczać z przeszłością, aby przeanalizować swoją teraźniejszość. Winę za swoje problemy zrzuca na toksyczne zachowania, do których się uciekał.

Ferrara przyrównuje toksyczną męskość do swego rodzaju pozy, odgrywania pewnej roli, jaką samemu się sobie narzuca ku uciesze gawiedzi.

Dlatego Tommaso prowadzi kursy aktorskie, wchodzimy w jego koszmarne sny, w których jest osądzany, czy oglądamy wstawki z ukraińskiej wersji „Mam talent”. Próbuje on żyć zgodnie z obowiązującymi wzorcami zachowań, ale w rzeczywistości jest przerażony. Boi się utracić najbliższych, o czym mówi wprost na mitingach byłych narkomanów. Jest czysty już od sześciu lat. W przeszłości sięgnął jednak dna i nie chce wracać do tych mrocznych czasów.

Jednocześnie więc toksyczne zachowania są tutaj niczym uzależnienie, z którego nie sposób się wyrwać. Paranoiczne urojenia wzbierają na sile, a bohater utyka w spirali narastającego gniewu i nieustającej walki o przetrwanie we współczesnym świecie. Próbuje kontrolować wybuchy agresji medytacją i ćwiczeniami oddechowymi, ale wychodzi mu to z różnym skutkiem. Duszące go emocje wybuchają raz po raz. Są jego krzyżem i musi je nieść do samego końca. Cierpi z ich powodu, ale nie potrafi o nich na spokojnie porozmawiać. Zamiast tego krzyczy i wariuje, co oddala go od najbliższych.

Willem Dafoe pozwala, aby wszystko to wybrzmiało na ekranie. Tworzy hipnotyzujący portret czułego barbarzyńcy. Nieraz ucieka w przesadną, agresywną gestykulację i mimikę, aby zaraz powrócić do wizerunku opanowanego i troskliwego mężczyzny, tonując swoje ruchy. Bez przerwy oscyluje między tymi dwoma zachowaniami. Jedne karykaturalnie ośmiesza, a drugie traktuje z należytą powagą. Potrafi zarazem przerazić, zażenować, rozbawić, jak i zmusić do zadumy, wzbudzając współczucie i empatię. W jego grze aż iskrzy od wewnętrznej walki i emocji.

Tommaso/fot.: Nowe Horyzonty
Tommaso/fot.: Nowe Horyzonty

Dafoe ani na chwilę nie wypada z formy, a to na nim skupia się narracja filmu.

Na jego barkach spoczywa utrzymanie naszej uwagi. I nawet jeśli strona formalna bądź scenariusz nieraz zawodzą, dzięki niemu nie sposób oderwać wzroku od ekranu. Okazuje się pojemnym naczyniem, w które reżyser wlewa kolejne komentarze dotyczące kondycji współczesnego mężczyzny. Implicytnie główny bohater staje się więc nie tylko alter ego Ferrary, ale również uniwersalną figurą przedstawiciela „płci brzydszej” uciekającego się do wyniszczających go zachowań z powodu zachodzących w społeczeństwie zmian.

REKLAMA

Wszystkie podejmowane w opowieści tematy regularnie gościły już we wcześniejszych przykładach twórczości reżysera. Nigdy nie był on jednoznaczny w ocenie agresywnych zachowań. Jego protagoniści uciekali się do brutalności, a on wyolbrzymiał drążącą ich pustkę. Tym samym wydaje się, jakby film był podsumowaniem jego kariery. Szczerą spowiedzią włoskiego macho, który po raz kolejny przyznaje się do swojej słabości. Bo chociaż od dłuższego czasu Abel Ferrara nie epatuje przemocą jak kiedyś i nie zobaczymy tu zalanego łzami naćpanego Harveya Keitela z penisem na wierzchu, wciąż potrafi trafić w czułe miejsca psychiki widzów. Nigdy nie stracił buntowniczego pazura. A „Tommaso” jest tego najlepszym dowodem.

Listę kin, w których można obejrzeć „Tommaso” znajdziecie tutaj.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA