Wszystko co najlepsze wydarzyło się w drugim sezonie True Blood (tym z Menadą), od tamtego czasu serial stacza się po równi pochyłej, a obecnie oglądanie go to już zwykła męczarnia. "Ukryta prawda" z akcją osadzoną w Luizjanie. Celowo przesadzam? Nie tym razem.
Nie czytałem książek, ale zawsze zakładałem, że seriale bazujące na literaturze powinny mieć przynajmniej jeden atut startowy - namiastkę spójności. Nie tym razem, Czysta Krew z pierwszych sezonów i Czysta Krew, którą obserwujemy od kilku lat, to zwyczajnie dwie różne produkcje. Nawet pierwotne motywy ideologiczne czy romantyczne gdzieś pogubiły się po drodze i została taka fantastyczno-emocjonalna papka.
Już nie wiadomo kto tam kogo tak naprawdę kocha, wampiry już nie czują się wyobcowane, a bohaterowie jakiegoś amerykańskiego zadupia nie borykają się ze swoimi farmerskimi problemami z odrobiną przyjemnej magii w tle. Do wampirów i potworów rodem z greckiej mitologii na dobre dołączyły już wszystkie potwory świata, wilkołaki, zmiennokształtni, wróżki, elektorat Obamy, a teraz wygląda także na to, że coś na kształt bogini.
Pozbawieni wartości i ideałów pozmieniali się w rycerzy w lśniącej zbroi, wyemancypowane barmanki pozmieniały się w emocjonalne dwunastolatki, a zawsze ułożeni i porządni są coraz bardziej krwiożerczy.
Kilka tygodni temu nazwałem Spartacusa kiczowatym, mając na myśli bardziej całą konwencję niż jakość produkcji. W przypadku True Blood, mniej więcej od trzeciego sezonu (i robi się coraz gorzej), śmiało można mówić o kiczu jako zwyczajnym braku jakości. Historie są nudne, dialogi miałkie, bohaterowie choć mają te same nazwiska, zupełnie nie przypominają siebie samych. Tylko Sookie i Jason pozostali niezmiennie głupi i irytujący, ale to chyba najgorszy możliwy rodzaj konsekwencji autorów.
Całość nie ma już żadnych ambicji w kategorii dramat, w kategorii serial akcji. Czar Luizjany pryska niemal całkowicie wraz z początkiem szóstego sezonu, gdzie dominują wybuchy i efekty rodem z filmów klasy C. To tych, których perwersyjnym fanem jest kolega Łukasz Stelmach. Sam jestem ciekaw co myśli o True Blood w obecnej postaci, być może ta karykatura samego siebie, trafi w jego specyficzne gusta.
Czy będę dalej oglądał True Blood? To jest ciekawe pytanie. Wystarczy jednak spojrzeć w ramówkę seriali, by stwierdzić, że przynajmniej do premiery Dextera i Suits, to jedna z najbardziej "znanych" marek. Jej poziom jest obecnie jednak piorunująco niski. Ciężko jest tak od ręki porzucać seriale, których akcję śledzimy od lat. Sugeruję jednak w trakcie seansu mieć pełną świadomość tego, że swojej estetyce serialowej robimy krzywdę.
Na dawnym poziomie, a nawet kilka klas wyżej, pozostała tyko czołówka.