REKLAMA

Tryumf polskiego hip-hopu na YouTube

Polski hip-hop w mediach mainstreamowych pojawia się sporadycznie i zawsze w formie ciekawostki. Można przez to odnieść wrażenie, że jest to gatunek, który istnieje tylko w podziemiu i jedynie od czasu do czasu wypłynie stamtąd coś ciekawego. Tymczasem jest odwrotnie – hip-hop w naszym kraju to jeden z najpopularniejszych nurtów muzycznych. Jak wobec tego raperzy radzą sobie z promocją? Korzystają z Internetu, który świetnie czują i doskonale rozumieją tkwiący w nim potencjał.

Tryumf polskiego hip-hopu na YouTube
REKLAMA

Internet dla polskiego rapu nie jest dodatkowym kanałem przekazywania informacji. Jest jedynym takim kanałem. Telewizja i gazety dużo trąbiły o aferze w Zielonej Górze, w której Peja namawiał do linczu czy o premierze „Jesteś Bogiem” - filmu o Paktofonice, ale o samej muzyce mówi się niewiele, albo wcale. Minimalnie wyłamuje się tutaj radio – w Roxy swoją audycję prowadzi Sokół, a w Czwórce prezentowane bywają utwory hip-hopowe.

REKLAMA

Do mainstreamu przebił się ostatnio Donatan ze swoimi słowiańskimi projektami („Równonoc”, „My Słowianie”), ale trudno chyba nazwać sukcesem medialnym hip-hopwej kultury jego trzyminutowe wypowiedzi o urodzie polskich kobiet w Dzień Dobry TVN, albo zaproszenie do Kuby Wojewódzkiego. Wojewódzki na swoją kanapę zapraszał też raperów – Peje, Liroya, Pezeta, Rahima i Fokusa. Showman prowadził rozmowy z nimi w sposób, który raczej nie zadowolił słuchaczy rapu, na poziomie wywiadów z czasów, gdy ten gatunek muzyczny dopiero rozwijał się w Polsce i dziennikarze pytali, czemu chłopcy chodzą w szerokich gaciach i tak machają rękami. Ot, folklor.

Hip-hop kojarzony jest w mediach z przemocą, alkoholem i narkotykami, szarymi blokowiskami i wulgarnością. Obraz ten jest tak głęboko zakorzeniony, że nie nijak nie wpływają na niego kolejne płyty kompletnie się z niego wyłamujące, artystów takich jak Eldo, Bisz, Zeus, Tede czy Mesa. Skoro więc media od hip-hopu się odwróciły, raperzy i producenci musieli poradzić sobie sami. I poradzili. W dodatku lepiej niż można by przypuszczać.

Spośród stu najpopularniejszych polskich kanałach na YouTube, 23 to kanały muzyczne. Z tych 23, 19 należy do hip-hopowych wytwórni. PROSTOtv ma 789 tysięcy subskrybentów, UrbanRecTV - 761 tys., Step Records - 723 tys. Przekłada się to na liczbę wyświetleń kolejno: 438 mln, 206 mln, 220 mln. Żaden inny polski kanał muzyczny nie zbliża się nawet do tych wyników. Universal Music Polska zgromadziło raptem 17 tysięcy subskrypcji.

Co można znaleźć na hip-hopowych kanałach? Oczywiście – przede wszystkim muzykę i teledyski, ale także zapowiedzi bądź relacje z koncertów, wywiady z artystami, a nawet programy tematyczne i vlogi. W tym ostatnim przodował kiedyś Peja, który wspólnie z innymi członkami Slums Attack, nagrywał cieszące się bardzo dużą popularnością wideoblogi. Swego czasu był bodaj najpopularniejszym autorem tego typu twórczości w Polsce – choć tu warto zaznaczyć, że nie była to wówczas powszechna w naszym kraju forma. Sam Rychu przypuszczalnie nie był początkowo świadomy, że to, co robi, określa się mianem vloga. Podobną działalność prowadzi teraz m.in. Wuwunio.

Jednak prawdziwym ewenementem – być może wręcz na skalę światową – jest hip-hopowy talent show, żywyrap!, emitowany wyłącznie przez Internet. Istota tego programu generalnie nie różni się od X-Factor czy Idola, zawężona jest jedynie stylistyka, w jakiej poruszać muszą się wykonawcy. Żywyrap! cieszy się niezwykłym powodzeniem – poszczególne odcinki obejrzane zostały nawet przez kilkaset tysięcy osób. Niedawno końca dobiegły nagrania do drugiej edycji programu, w sieci dostępne są na razie materiały z pierwszego ćwierćfinału.

Popularność hip-hopu, promowanego praktycznie wyłącznie przez Internet, ma wymierne przełożenie na wyniki sprzedaży płyt. Na Oficjalnej Liście Sprzedaży nigdy nie brakuje rapowych albumów, często zajmujących tam najwyższe pozycje i utrzymujących się tam bardzo długo.

Raperzy zdają sobie sprawę, że nie ma dla nich miejsca w mediach. Mają świadomość, że łaska dziennikarzy na pstrym koniu jeździ i nawet, gdy jakieś wydarzenie sprawi, że o hip-hopie będzie głośniej niż zwykle, to stan ten potrwa krótko. Starczy, by temat ucichł, a wszystko wróci do normalnego stanu rzeczy. Niektórzy, z oczywistych względów, ubolewają nad tym faktem. Inni twierdzą, że hip-hop nie potrzebuje już mediów i choć dodatkowa promocja, na przykład w telewizji, by mu nie zaszkodziła, to i bez niej doskonale sobie poradzi. Są i tacy, którzy nie za nic nie chcieliby, aby dziennikarze zaczęli się interesować tym gatunkiem muzycznym. Mają w pamięci pierwszy medialny boom, który przyczynił się do do narodzin czegoś, co złośliwi określają mianem „hip-hopolo”, obawiają się zatracenia tego, co zapewnia tej muzyce taką siłę i popularność – autentyczności.

REKLAMA

To znamienne, że do telewizyjnego studia zaprasza się Piotra Kukulskiego, który postanowił się pobawić w rapowanie, a nie na przykład Bisza, którego debiutancki „Chodnikowy Wilk” był jednym z lepszych albumów 2012 roku. Zachwyty jury „Must be the Music” wzbudziły występy „Najlepszego Przekazu W Mieście”, od którego pod absolutnie każdym względem lepszy jest pierwszy lepszy raper z podziemia. Polskiemu hip-hopowi nie jest z mediami po drodze. Dobrze więc, że odnalazł miejsce, w którym może pokazywać się takim, jakim jest, bez niepotrzebnego blichtru i wciskania się w za ciasny i źle dobrany garnitur.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA