REKLAMA

Trzeci sezon "House of Cards" rozczarowuje po całości

Nudny, przewidywalny i bezsensownie zakończony trzeci sezon znakomitego dotychczas serialu "House of Cards" sprawia wrażenie kompletnie niepotrzebnego. Jest niczym więcej jak rozwleczonym wstępem do tego, co dopiero powinno się wydarzyć.

Trzeci sezon House of Cards rozczarowuje po całości -recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Wczoraj trochę sobie narzekałem na powoli rozwijającą się w początkowych odcinkach akcję nowej serii "House of Cards", na to, że nie wciąga jak powinna i że za dużo w niej zbędnych wypełniaczy, a za mało konkretów. Nie ukrywam, liczyłem, że druga połowa trzeciego sezonu okaże się lepsza, bardziej emocjonująca i dramatyczna. Płonne były to nadzieje, bowiem nawet jeżeli ostatnie epizody faktycznie są lepsze od tych pierwszych, to niestety tylko trochę.

house of cards

Nim zacznę swoją litanię żalów i narzekań chcę podkreślić jedną rzecz. "House of Cards" to cały czas bardzo dobry serial.

Daleki jestem od określenia go idealnym, od ręki mogę wymienić kilka produkcji tylko z 2014 roku, które są od niego lepsze, ale zdecydowanie jest on godzien uwagi. I trzeci, najsłabszy sezon, tego nie zmienia - mimo wszystko to wciąż kawał porządnego rzemiosła.

Nowa odsłona "House of Cards" ma dwie zalety, z czego jedna jest dość dyskusyjna. Po pierwsze, na plus niewątpliwie należy serialowi zapisać wątek rosyjski oraz bardzo dobrze skonstruowaną postać prezydenta Federacji Rosyjskiej, Petrova. Po drugie, wbrew temu, czego spodziewali się niema wszyscy, trzeci sezon najprawdopodobniej nie będzie ostatnim.

Po takim zakończeniu, jakie zostało nam zaserwowane, powstanie przynajmniej jeszcze jednej, o ile nie dwóch serii, wydaje się pewne.

House_of_Cards_Sezon 3

I niby to dobrze, bo dłużej będziemy mogli cieszyć się tą produkcją, ale z drugiej - jak widać właśnie po sezonie numer trzy - szkodzi to serialowi, który ze zwartego i ekscytującego dzieła sztuki telewizyjnej staje się rozwleczonym tasiemcem.

Tasiemcem pełnym nie budzących ciekawość wątków, rozwijanych bez pomysłu i bez sensu. Tasiemcem, który oddziera bohaterów z tego, za co ich polubiliśmy, zamiast tego próbując ukierunkować zainteresowanie widza na bohaterów drugoplanowych. Frank, o którym w poprzednich sezonach można było powiedzieć, że jego "motywacja jest ohydna, ale logika bezbłędna" wyrasta na jakiegoś szalonego quasi-dyktatora, a Claire sprawia wrażenie kompletnie niezdecydowanej i zagubionej.

house of cards s3

Bez trudu można powiedzieć o czym były dwa pierwsze sezony - o bezwzględnej grze o władze. A trzeci? Nie wiem, o Dougu walczącym ze swoimi demonami? Mam wrażenie, którego nie potrafię się pozbyć, że to właśnie miotającego się po ekranie Stampera jest tu najwięcej.

Dialogi? Zbyt często słabe i banalne. Niejasna staje się motywacja kierująca poczynaniami większości postaci. Niektóre wątki - jak choćby ten z Pussy Riot albo akt wandalizmu dokonany przez Franka w kościele - są absurdalne.

Wreszcie zakończenie... w ten sposób może mógłby zakończyć się jeden z ostatnich odcinków, ale na pewno nie serial. Pozostawia po sobie rozczarowanie i kompletny brak satysfakcji.

REKLAMA

Podobnie zresztą jak cały trzeci sezon "House of Cards", który ma swoje niezłe momenty, ale w ogólnym rozrachunku, na tle poprzednich, wypada zwyczajnie blado. Nie wciąga, nie trzyma w napięciu, nie emocjonuje. Cała nadzieja w tym, że ten niesmak zostanie zatarty w sezonie czwartym. Bo jeśli nie, to wolałbym, żeby serial zakończył się po dwóch pierwszych, w chwili tryumfu Francisa Underwooda. Wówczas pozostałby świetną, soczystą produkcją. Trzecia seria dołożyła do tej beczki miodu solidną łyżkę dziegciu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA