„Turbulencje” to science fiction z dużą dawką melodramatu. Pierwsze wrażenia z seansu nowego serialu
„Turbulencje” to następny po „Przybyszach” serial science fiction udostępniony przez HBO GO w krótkim odstępie czasu. Produkcja opowiada o tajemniczym zniknięciu samolotu i ponadnaturalnych zdolnościach jego pasażerów. Jak wypadło otwarcie serialu i czy warto obejrzeć go więcej?
OCENA
W ostatnich kilku tygodniach można zauważyć prawdziwy wysyp seriali science fiction. Produkcje łączące w sobie niewyjaśnione zjawiska, technologiczny rozwój i pytania o sens istnienia wyrastają od pewnego czasu na platformach streamingowych w niewiarygodnym tempie. I choć zdecydowanie nie wszystkie produkcje stają na wysokości zadania, to pośród masy przeciętnych dzieł można znaleźć kilka perełek.
Jedną z nich był rosyjski serial „Lepsi niż my” Netfliksa, a inną „Przybysze” autorstwa HBO. Czy następna produkcja dostępna na VOD tej stacji (a pierwotnie nadawana na kanale NBC) ma szansę powtórzyć ich sukces? Pierwsze pięć odcinków „Turbulencji” (oryg. „Manifest”) pokazuje, że jak najbardziej, choć serial zahacza czasem o kicz.
„Turbulencje” - pierwsze wrażenia z seansu nowego serialu HBO GO
Dzieło showrunnera Jeffa Rake'a opowiada historię kilkudziesięciu osób, które zostają uznane za zaginione a potem martwe, gdy ich samolot nie dociera do celu. Dla nich samych podróż z Jamajki do Nowego Jorku trwała jednak planowane kilka godzin, a jedyną dziwną sytuacją były trwające chwilę intensywne turbulencje. Dlatego dla wszystkich zgromadzonych olbrzymim zaskoczeniem jest, że lot 828 ląduje na lotnisku ponad pięć i pół roku po planowanym powrocie.
Wśród pasażerów znajduje się rodzeństwo Michaela i Ben Stone wraz z cierpiącym na białaczkę synem mężczyzny. To właśnie oni będą głównymi bohaterami produkcji i jako pierwsi odkryją, że podczas podróży wydarzyło się coś niezwykłego. Wszystkie osoby obecne na pokładzie zaczynają powiem słyszeć niezwykłe natarczywe głosy i mieć wizje. Dzięki nim Michaela ratuje najpierw małego chłopca, który prawie wbiegł pod autobus, a potem dwie porwane przez mordercę dziewczyny. Bohaterowie „Turbulencji” będą musieli zdecydować, czy mają do czynienia z cudem, niebezpiecznym wyrokiem losu, a może czymś jeszcze bardziej mrocznym.
Próby rozwiązania zagadki zniknięcia samolotu i mocy bohaterów zajmują tylko połowę czasu antenowego. Reszta zostaje poświęcona na pokazanie ich niełatwego powrotu do rzeczywistości.
Trzeba przyznać, że scenarzyści „Turbulencji” rzucają swoje postaci od razu w wir wydarzeń. Akcja serialu pędzi z niewyobrażalną prędkością. W jednej chwili jesteśmy na lotnisku, zaraz potem następują tytułowe turbulencje, a moment potem Michaela spotyka swojego byłego narzeczonego, a Ben próbuje nawiązać kontakt z żoną i córką, które leciały wcześniejszym samolotem.
W tym wszystkim przydałaby się odrobina wytchnienia i refleksji. Trudno wraz z bohaterami przeżywać problemy natury osobistej wynikające z nieprzystosowania do nowej rzeczywistości, jeżeli nie otrzymamy szansy, by ich bliżej poznać. A na to twórcy serialu HBO niestety nie bardzo pozwalają. Trochę za dużo w tym wszystkim też taniego melodramatu i telenowelowej estetyki. Nie zrozumcie mnie źle - bohaterowie „Turbulencji” przeżywają racjonalne kłopoty, które spotkałyby ludzi w takiej sytuacji. Niestety robią to z taką przesadą i hiperbolą emocji, że czasem trudno brać ich na poważnie.
A szkoda, bo w swoich najlepszych momentach nowa seria HBO GO przypomina „Zagubionych” i „Z Archiwum X”.
Podobieństwa zwłaszcza do tej pierwszej produkcji będą zauważalne na pierwszy rzut oka. Niekiedy można wręcz odnieść wrażenie, że „Turbulencje” to „Lost” z wyciętymi scenami rozgrywającymi się na tropikalnej wyspie. I tak samo jak dzieło J.J. Abramsa z 2004 roku serial NBC jest najlepszy, gdy wraca do pierwotnego pytania: „Dlaczego lot 828 zaginął?”. Wtedy wchodzi na całkiem wysoki poziom, ale przeważnie próbuje jednocześnie złapać zbyt wiele srok za ogon.
To częściowo romans, dramat, film obyczajowy, thriller, science fiction i melodramatyczna telenowela. Liczba wątków, postaci i emocji pędzących z prędkością światła sprawia, że widz będzie mieć duże problemy z przywiązaniem się do kilku protagonistów. Z drugiej strony dosyć szeroki wachlarz gatunków i przystępny styl sprawiają, że „Turbulencje” mają większe szanse na stanie się hitem niż niejeden lepszy, ale bardziej niszowy serial.