Coś mało miasteczka w tym nowym Twin Peaks - przemęczyliśmy już cztery odcinki 3. sezonu
Po seansie pierwszych czterech odcinków nowego Twin Peaks odetchnąłem z ulgą. Kolejne epizody wrażeń dostarczyły aż za dużo wrażeń jak na jeden raz. David Lynch zafundował widzom jazdę bez trzymanki, a informacje o dalszych losach bohaterów dawkuje bardzo oszczędnie.
OCENA
W tekście znajdzie się kilka spoilerów z pierwszych czterech odcinków 3. serii Twin Peaks, ale nie powinny nikomu zrujnować seansu.
Fani czekali na powrót ekscentrycznego Dale'a Coopera ponad ćwierć wieku. David Lynch zakończył jego historię okropnym cliffhangerem. Biada tym, którzy liczyli na zgrabne wyjaśnienie wszystkich wątpliwości i szybkie podsumowanie tego, co słychać u znanych bohaterów. Spełniło się niestety kilka moich obaw dotyczących kontynuacji tego kultowego dzieła.
Jak dotąd całemu nowemu Twin Peaks, na które składają się cztery odcinki, najbliżej jest do zakończenia drugiej serii.
Drugi sezon serialu silnie postawił na operę mydlaną w pastiszowej formule. Finał z kolei, przepisany niemal od zera przez samego Lyncha, okazał się niepasującym do reszty zlepkiem surrealistycznych scen. Tak jak się obawiałem, trzeci sezon jest właśnie taki, jak dziwaczny epizod wieńczący serial na początku lat 90. Stawia na tajemniczość i absurd, a nie historię.
David Lynch pokazał, że nie boi się eksperymentować z formą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że po tylu latach przerwy i z takim bagażem mógł praktycznie dowolnie poprowadzić fabułę Twin Peaks. Przerost formy nad treścią bardzo rzuca się w oczy.
Mało Twin Peaks w Twin Peaks!
Pierwsze dwa sezony od początku urzekały klimatem malutkiej mieściny, pełnej wyrazistych postaci z ich, w gruncie rzeczy, przyziemnymi problemami. Obserwowaliśmy zwykłych ludzi, wracających do swojej codzienności po brutalnym morderstwie Laury Palmer, które wstrząsnęło lokalną społecznością. W trzecim sezonie Lynch z tym zrywa i pokazuje nam swój fikcyjny świat w większej skali.
Twin Peaks zgubiło ten klaustrofobiczny klimat małego miasteczka. Miasteczka, do którego przyjechał gość z innego świata i zaczął wnikać w jego struktury. W rezultacie śledzimy kilka wątków, których bohaterowie są rozstrzeleni po całych Stanach Zjednoczonych. Szkoda, bo to miasteczko, które pojawiło się w polskim tytule serialu Lyncha sprzed ćwierć wieku, było samo w sobie jednym z bohaterów.
Twin Peaks 3 nie przypadnie raczej do gustu niedzielnym widzom.
Jeśli ktoś liczył na kolejną pozornie zwykłą zagadkę kryminalną z magicznymi motywami majaczącymi się gdzieś w tle, to będzie zawiedziony. Przez cztery godziny praktycznie cały czas obserwowaliśmy albo nowe twarze, mistyczne istoty mówiące z irytującą manierą, albo starych znajomych, którzy najwyraźniej zmówili się, by widzom za dużo nie powiedzieć.
Tak naprawdę trudno przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się dalej akcja serialu. Poświęciłem Twin Peaks dzisiaj 4 godziny, a tak naprawdę... nic konkretnego się nie wydarzyło. Wątki zarysowane w pierwszym epizodzie porzucono i do nich nie powrócono, a wielu bohaterów trafiło do serialu wyłącznie w formie easter-egga.
W tej zabawie w serial inny niż wszystkie zabrakło umiaru.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że Lynch chciał zrealizować swoją własną wizję na swoich warunkach. Jego nowe dzieło jest jednak po prostu ciężkostrawne. Jeśli absurd i dwuznaczność byłyby dawkowane tak jak informacje o dalszych losach bohaterów, to czułbym się zaintrygowany, a moja wyobraźnia zostałaby rozpalona.
Po tym, co widziałem, jestem po prostu zmęczony. Niezmiernie się cieszę, że ten serial będzie emitowany raz w tygodniu, a nie cały jednocześnie i moim zdaniem HBO popełniło błąd, dając dostęp do czterech odcinków naraz... chociaż z drugiej strony, dwa pierwsze - jeśli na nich by zakończyć seans - pod względem treści zostawiają ogromny niedosyt.
Twin Peaks 3 nie może się w dodatku zdecydować, czy chce być nowoczesne, czy może bardziej retro.
Niezmiernie byłem ciekaw, jak Twin Peaks poradzi sobie ze współczesnością i do opowieści o magicznych duchach wplecie świat komputerów i internetu. To ciekawe tym bardziej, że fabularnie nie zamyka się już na samą mieścinę na odludziu, ale zabiera widzów do Nowego Jorku i do kilku innych miast znacznie bliżej cywilizacji.
W praktyce dostaliśmy misz-masz. Świat przedstawiony w serialu momentami wygląda tak, jakby zatrzymał się w latach 90., chociaż po chwili widzimy kamery rejestrujące obraz na kartach pamięci. Bohaterowie używają komórek, ale sekretarka na widok przenośnego telefonu mdleje (w jednej z najgorszych scen trzeciego sezonu Twin Peaks do tej pory).
Nie mogę przeboleć tego, jak Lynch potraktował Lucy i Andy'ego.
Ta para od początku była karykaturalna i dość o nich powiedzieć, że nie byli nigdy najostrzejszymi narzędziami w szopie. W trzeciej serii ich nieporadność przedstawiona została z jeszcze bardziej skrzywionej perspektywy. Oglądając nowe sceny z nimi, byłem wielokrotnie zażenowany, bo cały urok tej pary gdzieś uleciał. Są tylko cieniem samych siebie.
Czuję się też nieco oszukany tym, że znani bohaterowie powrócili na krótko - nierzadko tylko na krótkie cameo. Pojawiło się wiele nowych postaci, ale kilka z nich bardzo szybko zeszło ze sceny. Zapowiada się na to, że nowe Twin Peaks będzie skupiać się niemal wyłącznie na losach Coopera, który został w dodatku wykastrowany ze swoich charakterystycznych cech.
PS Niestety HBO nie byłoby sobą, gdyby nie spaprało kolejnej premiery. Serial trafił do zupełnie nowej zakładki w formule (samo Twin Peaks, bez Miasteczka) i podpisany jako... sezon pierwszy. W dodatku trzeci odcinek musieliśmy w redakcji oglądać na smartfonach i tabletach - w przeglądarce nie da się go załadować.
PS2 Nie mam też zbyt wiele na poparcie tej teorii, ale mam wrażenie, że to kamery będą w tym sezonie nowymi sowami. Jeśli to się potwierdzi, to pamiętajcie, gdzie przeczytaliście o tym pierwszy raz!