„Boję się, że nie spełnię oczekiwań ofiar” - Tomasz Sekielski opowiada o filmie „Tylko nie mów nikomu”
„Tylko nie mów nikomu” to nowy dokument Tomasza Sekielskiego, w którym pokazano skalę tuszowania pedofilii w Kościele i traumę ofiar molestowania. Znany polski dziennikarz opowiada nam o kulisach robienia filmu, niezależności nowych mediów, a także pragnieniu spełnienia oczekiwań ofiar.
Pedofilia w Kościele katolickim to jeden z najgorętszych tematów ostatnich lat. Po kilku dekadach tuszowania spraw i chronienia sprawców powoli zyskujemy coraz większą wiedzę na temat tego procederu, również w Polsce. Jak pokazuje nowy film dokumentalny Tomasza Sekielskiego, to wszystko tylko czubek góry lodowej. Dziennikarz odpowiedział nam na kilka pytań dotyczących produkcji, którą od 11 maja można oglądać za darmo na platformie YouTube.
Tomasz Sekielski w wywiadzie dla Rozrywka.Blog przy okazji premiery „Tylko nie mów nikomu”:
Tomasz Gardziński: Film „Tylko nie mów nikomu” został po raz pierwszy pokazany szerszej widowni, a już w sobotę nareszcie trafi do widzów. Co czuje pan w tej chwili? Minął stres towarzyszący ostatnim kilku miesiącom?
Tomasz Sekielski: Napięcie jest już mniejsze. Bardzo się stresowałem dzisiejszym pokazem, bo dziennikarze to wymagająca publika. Mamy na co dzień dostęp do tylu różnych informacji, że niełatwo nas zaskoczyć czy skupić naszą uwagę na jednej konkretnej rzeczy. Byłem bardzo przejęty tym jak zostanie odebrany mój film. Ale widząc reakcje widzów i na skutek rozmów po projekcji poczułem dużą ulgę. Myślę, że nam się udało. W środku czułem, że odnieśliśmy sukces, ale zawsze dobrze to również zobaczyć. Wciąż czekam jednak na to jak na „Tylko nie mów nikomu” zareaguje szeroka widownia.
Jakiej dokładnie reakcji się pan spodziewa?
Wciąż mam w sobie lęk, że nie spełnię oczekiwań, jakie w związku z tym filmem mają ofiary molestowania seksualnego. Wielu ludzi uważa, że powinno dojść do rozliczenia tych spraw, a Kościół musi dokonać oczyszczenia. To duże wymagania wobec dokumentu. Dlatego do samego końca będę odczuwać jakieś wewnętrzne rozdygotanie. Cieszę się, że ten pierwszy test został zaliczony, zobaczymy co będzie później.
A nie boi się pan ataków? Hierarchowie kościelni jeszcze nie widzieli produkcji, a już w oficjalnym liście stwierdzili, że brak panu bezstronności.
Fakt, że wyleje się na mnie hejt był od początku wkalkulowany w robienie tego filmu. Pewnie znajdą się tacy, którzy będą mnie oskarżać o atak na Kościół, a nawet atak na wiarę. Co jest oczywiście absurdem, bo o wierze w „Tylko nie mów nikomu” nikt z nas nie mówi. Spodziewam się, że wielu tzw. „obrońców Kościoła” zaatakuje film. Dla nich najlepiej jakby temat pedofilii wśród duchownych w ogóle nie był poruszany. Ja uważam inaczej. Moim zdaniem jak najbardziej leży w interesie Kościoła, żeby pedofile, którzy nigdy nie powinni nosić sutanny zostali ze stanu kapłańskiego wydaleni. To pomogłoby się oczyścić tej instytucji. Ale żyjemy w takiej a nie innej rzeczywistości. Dlatego liczę się z tym, że zostaną mi przypisane jakieś intencje polityczne.
Można chyba jednak oczekiwać też pozytywnych reakcji. Projekt na wczesnym etapie wsparło finansowo wiele prywatnych osób.
I to właśnie ich zdanie jest dla mnie najważniejsze. Film nie powstałby bez finansowego wsparcia osób wpłacających pieniądze za pomocą Patronite.pl. Czekam przede wszystkim na to, jakie komentarze usłyszę od nich. Bo to po części również ich produkcja. A z atakami na moją osobę musiałem się mierzyć nie raz w mojej dziennikarskiej działalności. Podejmowałem różne niewygodne tematy, a wtedy człowiek dostaje po głowie. Jestem do tego przyzwyczajony. Nie wiem tylko, czy mój brat Marek, który pełni rolę producenta „Tylko nie mów nikomu” jest na to gotowy. Dla niego będzie to pierwsze tak publiczne wystąpienie i sam przyznaje, że trochę się boi.
Od jak dawna siedział w panach ten temat? Najwcześniejsze pokazane w filmie nagranie z konfrontacji między ofiarą i jej oprawcą pochodzi z 2013 roku.
Sprawą zainteresowałem się, gdy pierwszy raz poznałem niektóre osoby skrzywdzone w dzieciństwie przez duchownych. Wtedy do polskich mediów wypływały pojedyncze historie księży-pedofilów. Poczułem, że to temat, który zasługuje nie tylko na krótki dziennikarski materiał, ale duży film dokumentalny. Miałem wtedy różne zobowiązania zawodowe, dlatego nie mogłem się nim zająć na poważnie. Dopiero w 2017 roku, gdy zostałem niezależnym producentem, prace nad „Tylko nie mów nikomu” ruszyły na poważnie.
Jakiś czas później okazało się, że mamy problem z finansowaniem. Jakoś nie było chętnych na wejście sponsorskie w tak drażliwy temat (śmiech). Wtedy wpadłem na pomysł, żeby spróbować znaleźć wsparcie przez Internet. Chłopaki z Patronite przyjęli nasz projekt z zainteresowaniem, choć mam wrażenie, że patrzyli na nas trochę jak na ufoludków. Jakiś znany koleś z telewizji chciał zrobić duży film dokumentalny! Ale dali nam kilka rad i okazało się, że można było zdobyć finansowanie na takie dzieło. Kwoty o różnej wartości wpłaciło ok. 2,5 tys. osób.
Taki sposób zdobycia pieniędzy miał chyba inne pozytywne strony?
Przede wszystkim byliśmy dzięki temu całkowicie niezależni. Nikt nie mógł wywrzeć na nas presji i zagrozić, że przestanie wspierać takie czy inne medium z powodu naszego filmu. Nie mieliśmy dotacji z PISF-u czy Ministerstwa Kultury, którą władza mogłaby wycofać. Moim zdaniem to pokazuje niezwykłą siłę mediów społecznościowych. Współcześnie często na nie narzekamy, ale jeżeli wykorzystać Internet umiejętnie i w dobrym celu, jest bardzo przydatnym narzędziem dla twórców. Trzeba jednak umieć przekonać ludzi do swojego pomysłu i zawsze traktować ich po partnersku. Dzięki temu część osób już zadeklarowała wsparcie dla naszego kolejnego filmu o aferze w SKOK-ach.
Pragnienie jak największej wolności i swobody stało też za decyzją, by całość filmu pokazać za darmo na YouTubie?
Przy okazji pierwszej prośby o wsparcie finansowe od razu zapowiedziałem widzom, że film będzie dostępny za darmo. Wtedy chyba jeszcze nie mówiliśmy o YouTubie, ale tak czy inaczej po prostu dotrzymujemy słowa. Nie zrobiliśmy tego dokumentu, żeby go potem komercjalizować i sprzedawać. Nie będzie żadnych reklam i nie będzie można go pobierać. Zresztą YouTube i tak zdjąłby wszelkie reklamy, bo zgodnie z ich polityką tego typu materiały są wykluczane z pakietu reklamowego. Oddajemy nasz film ludziom, żeby każdy mógł go obejrzeć.
Dla każdego z bohaterów „Tylko nie mów nikomu” wzięcie udziału w projekcie oznaczało zmierzenie się z traumą przed lat. W filmie widać jak wiele ich to kosztowało. Były osoby, które po pewnym czasie zdecydowały się zrezygnować?
Tak, były i oczywiście nie mam do nich żadnych pretensji. Jeżeli tylko widziałem, że jakaś osoba mimo zgłoszenia chęci wzięcia udziału w nagraniu ciągle się waha, to zostawiałem jej możliwość wycofania się w ostatniej chwili. Każdemu z nich mówiłem, że to ma być przede wszystkim ich decyzja. Nasi bohaterowie byli poddawani dużej presji środowiska, najbliższych i rodziny, więc to nie było dla nich łatwe. Mamy ogromną liczbę zgłoszeń i ze wszystkimi tymi ludźmi nawiązaliśmy kontakt. Z góry wiedzieliśmy, że część historii się w filmie nie zmieści. Niektóre z nich nadal trwają i nie znalazły jeszcze swojego zakończenia. Pewne rzeczy muszą się tam jeszcze wydarzyć, żebyśmy mogli pokazać pełnię prawdy w filmie.
Czy to oznacza, że możemy się spodziewać kontynuacji „Tylko nie mów nikomu” w jakiejś formie?
Jeszcze miesiąc temu powiedziałbym, że nie. Potrzebowałem odpoczynku, bo ten temat... przeorał mnie psychicznie. Nie czuję się wypalony, ale to było ogromne obciążenie. Dlatego uważałem, że jeden film wystarczy. Ale dzisiaj czuję, że pewnie wrócimy do tego tematu i zrobimy kolejny film o przestępstwach seksualnych wśród duchownych. Mamy mnóstwo materiału i kontaktów. Właściwie moglibyśmy się pokusić o serial, ale to pod względem produkcyjnym jeszcze większe wyzwanie niż film. I raczej wymagałoby nawiązania współpracy z jakimś serwisem VOD. Może uda nam się znaleźć partnera, który zechce pomóc nam w kontynuowaniu tego tematu. A nawet jeśli nie, to i tak znajdziemy jakiś sposób.
Nie miał pan w żadnym momencie poczucia, że może posuwacie się za daleko? Nie w kwestii ujawniania przestępstw, ale wystawiania bohaterów na tak ogromną traumę?
Starałem się przygotować te osoby jak tylko mogłem. Każde nagranie było poprzedzone wieloma godzinami rozmów. Dbałem też o to, żeby odbywały się w jak najbardziej komfortowych dla bohaterów warunkach. Myślę, że wszyscy podejmowali swoje decyzje bardzo świadomie. Dawałem im tyle czasu, ile potrzebowali. Ale też otwarcie powiedziałem, że nie mogę zagwarantować, iż po filmie nie spotkają ich żadne przykrości. Nie chciałem ich okłamywać.
Ma pan choć odrobinę nadziei, że ten film może zmienić spojrzenie społeczeństwa na tę sprawę? I przede wszystkim, czy liczy pan na jakąkolwiek reakcję ze strony Kościoła katolickiego i organów państwa?
Nie twierdzę, że ten film zmieni spojrzenie wszystkich osób na temat pedofilii w Kościele. Mam jednak nadzieję, że będzie kolejnym krokiem w stronę ujawnienia sprawców i osób, które ich kryły. I odbędzie się wokół naszego dokumentu jakaś dyskusja merytoryczna, abstrahując od całej politycznej nawalanki, która na pewno zostanie rozpętana. Chciałbym, żebyśmy nareszcie poznali pełną skalę przestępstw oraz nazwiska sprawców i osób odpowiedzialnych za ukrywanie ich postępków.