Poza wyżej recenzowaną produkcją powieść Juliusza Verne'a - zatytułowaną jak powyższy film - wykorzystano jako scenariusz tylko raz. W roku 1956 - dokładnie 17 października - pierwsza adaptacja miała swą premierę na świecie. Wtedy to film debiutował sporą, jak na tamte czasy, ilością gwiazd. Byli to m.in. Frank Sinatra, David Niven czy Robert Newton. Film został wtedy nagrodzony 6 Oscarami. Jak jest z produkcją z roku 2004?
Oczywiście poza wyżej wspomnianym filmem z '56 pojawiały się również mini-seriale bądź zwykłe seriale obrazujące powieść Verne'a, jednakże z pełnometrażowym filmem nie mają za dużo wspólnego, dlatego też zostały pominięte ww wstępie. Lecz nie o tym jest teraz mowa. Ci, którzy czytali powieść Verne'a wiedzą, jak fantastyczną autor miał wyobraźnię, a sama książka okraszona jest dużym poczuciem humoru. Czy Frank Coraci, reżyser "W 80 dni dookoła świata" dobrze zobrazował fantazję Verne'a? Zapraszam do dalszej lektury.
Phileas Fogg, londyński dżentelmen, a także wynalazca, przyjmuje pewien zakład - ma zamiar objechać świat w 80 dni. Jeśli wygra, otrzyma najwyższe członkostwo w Królewskiej Akademii Nauk. Pomagać mu będzie chiński służący o jakże dziwnym imieniu - Passepartout, mistrz wschodnich sztuk walki, który ma także swój osobisty powód, by wyruszyć na wyprawę. Passepartout w Londynie uznawany jest za złodzieja, gdyż ukradł Jadeitowego Buddę z muzeum. Do czego mu takie maleństwo? Nie powiem. W pierwszym miejscu, w którym odpoczną przed dalszą wyprawą - we Francji - poznają piękną malarkę imieniem Monique, a także napotkają pierwsze niebezpieczeństwo w postaci nieprzychylnych im Chińczyków. Ich dalsze przygody pełne są raz humoru, raz dramatyzmu, a także widowiskowych scen walki, a sama podróż zakończy się ...
A, nie zdradzę. Bądź co bądź film ten jest luźną adaptacją powieści Verne'a, ponieważ nie wszystkie wątki są w "80 dniach" zachowane. Przykładowo - Passsepartout (ciężko się pisze to "imię") w powieści był Francuzem, natomiast w niniejszym filmie jest Chińczykiem. Z kolei postać indyjskiej księżniczki, która miała dotrzymywać towarzystwa Foggowi zastąpiono Francuską malarką. Czepiam się szczegółów? Nie do końca, ponieważ film potraktowałem jako śmieszną "bajkę" dla dzieci z popisami Jackiego Chana na drugim planie. Poza walkami same żarty nie są zbyt skomplikowane. Upadki, gonitwy, krzyki - wszystko po to, by młodzi widzowie mogli się świetnie bawić.
Jeśli chodzi o aktorstwo, poza Jackiem w filmie wystąpili również Steve Coogan, Cecile de France, a także... Arnold Schwarzenegger jako król Hapi. Dla mnie najlepiej wypadli Jackie ze Schwarzeneggerem. Pierwszy ze względu na świetne sceny walk, a Arni za świetną grę króla. Dzięki tym aktorom przez większą część filmu nie nudziłem się, a wprost przeciwnie - bawiłem się świetnie.
"W 80 dni dookoła świata" uważam za dobrze zrealizowany film. Nie powiem, że jest to dosłowna ekranizacja powieści Verne'a, jednak kto chce, może tak uważać. "W 80 dni" ogląda się przyjemnie, jednak pamiętajmy, że większość gagów powtarza się w różnych miejscach i okolicznościach, co może być dla dorosłego widza nużące. Sam dubbing zresztą też jest świetny, szczególnie dobrze spisał się Jarosław Boberek jako Passpartout, a samo tłumaczenie tekstu na nasz również jest niezłe, np. nawiązanie do premiera Kalifornii wypowiadane przez lektora Schwarzeneggera dosłownie powala. Dzieci przy tej produkcji będą bawić się wyśmienicie, a jeżeli dorosłym nie będzie przeszkadzać schematyczność, to myślę że i oni również. Ja się nie nudziłem.